- Od kilku dni Piątek nie schodzi z okładek największego włoskiego dziennika sportowego "La Gazzetta dello Sport". Sam miałem przyjemność prezentować jego sylwetkę, gdy przychodził do Genui. Wspominałem, że będzie chciał iść drogą Roberta Lewandowskiego i mam osobistą satysfakcję, że spełnił te tezy, które wówczas mogły wydawać się trochę na wyrost. W czasie jego gry w Cracovii, można było zobaczyć jego chłodny sposób realizowania swoich ambicji. Jest to człowiek poukładany, na wskroś profesjonalny. Takie cechy na pewno były zauważone przez skautów Milanu i były kluczem do transferu - mówi Stefan Bielański, korespondent "La Gazzetta dello Sport" w Polsce w rozmowie z Interią. Wojciech Górski, Interia: Jak ocenia pan transfer Krzysztofa Piątka? To dobry ruch dla niego? Stefan Bielański, korespondent "La Gazzetta dello Sport" w Polsce: - To bardzo dobry ruch dla Piątka, który zaliczył wyjątkowy awans sportowy. We Włoszech znaczenie klubów jest często zupełnie odseparowane od jego obecnej sytuacji. Do takich klubów w szczególności należą dwa zespoły turyńskie - Juventus oraz Torino, a także mediolańskie - Inter oraz AC Milan czy też rzymskie Roma i Lazio. Niezależnie, czy te kluby odnoszą aktualnie sukcesy, czy są w cieniu, to oczywiście dla ich kibiców liczą się ponad wszystko, ale cenione są przez całe środowisko piłkarskie. Jeśli chodzi o Milan, to od dłuższego czasu zmaga się z fazą sporych kłopotów, których kulminacją było pojawienie się chińskich pseudo-inwestorów. Milanowi z tych problemów udało się wyjść obronną ręką i teraz klub znajduje się w fazie odbudowy, korzystając w tych działaniach także ze swojej wielkiej tradycji. Klub mimo wszystko dysponuje bardzo dobrym składem. Zostać zawodnikiem AC Milan zawsze jest honorem, ale i dużym wyzwaniem. Zawodnicy w Milanie są pod dużą presją. Piątkowi na pewno łatwiej było grać w Genui, mimo że to przecież także klub z tradycjami. To najstarszy klub włoski. Zawsze porównuję go do Cracovii - mimo braku sukcesów jest to drużyna, z którą wszyscy się liczą. Gra w Genoi dała Piątkowi bardzo dużo i jego awans sportowy nie jest przypadkowy. Przypadek Piątka obnaża pozycję polskich klubów w europejskiej piłce. Napastnik został z Cracovii wyciągnięty za grosze, a jego wartość w ciągu zaledwie pół roku wzrosła niemal dziesięciokrotnie. - Mimo wszystko 4 mln euro to nie są "grosze", a ponadto Cracovia zyska też i na transferze Piątka do Milanu. Taka jest jednak aktualna sytuacja polskiego futbolu klubowego. Na europejskim rynku transferowym liczy się przede wszystkim wartość ogólna danej ligi. Na razie polska Ekstraklasa nie uczestniczy w równoprawnej wymianie z klubami z tzw. "piątki" (Anglia, Hiszpania, Włochy, Niemcy, Francja). Nie można też zapominać o fatalnych wynikach polskich klubów w europejskich pucharach, co mocno obniża wartość ligi. Często pytamy, dlaczego Chorwaci potrafią sprzedawać piłkarzy drożej, niż my? Poza tym, że na Bałkanach rodzi się wielu naprawdę utalentowanych piłkarzy, a futbol dawnej Jugosławii był zawsze bliżej futbolu zachodniego w sensie marketingowym i transferowym; nasza piłka klubowa, pozwolę sobie powtórzyć, w tej wymianie uczestniczyła w stosunkowo skromnym wymiarze. W Polsce traktujemy ten transfer, jakby to był sukces polskiej piłki. Jest to jednak prawdziwe tylko po części. Nie jest to bowiem transfer z polskiego klubu do AC Milan. Ani Milik, ani Piątek nie przeszli bezpośrednio z polskiego klubu do bardzo dużej włoskiej firmy, jak kiedyś zrobił to Zbigniew Boniek. W moim przekonaniu już transfer Piątka do Genoi był bardzo dobrym ruchem, ale dopiero po dobrych występach w Serie A i Pucharze Włoch najmocniejsze kluby zwróciły na niego uwagę. Co muszą zrobić polskie kluby, żeby sprzedawać piłkarzy chociażby za 10 mln euro? - Jeżeli chcemy, by polskie kluby zaczęły lepiej zarabiać, musimy podnieść wartość sportową i finansową całej ligi. Mamy świetne stadiony, ale nie są one wypełniane, jak chociażby w Bundeslidze. Polska liga ma wartość taką, a nie inną. Innymi słowy, gdy dochodzi do negocjacji transferowych nikt nie będzie rozmawiał, żeby na poziomie wyjściowym za polskiego zawodnika, nawet bardzo utalentowanego, zapłacić 10 mln euro. Interes polega na tym, że polski zawodnik zostaje kupiony za kwotę 4-5 mln euro maksimum, a zazwyczaj jest to kwota znacznie mniejsza, zaś dopiero potem jest rewaloryzowany poprzez grę w innych rozgrywkach, np. w lidze holenderskiej, belgijskiej, bądź słabszych drużynach lig z Top 5. Dla Milanu wydanie 35 mln euro nie jest dużym ryzykiem transferowym. W najgorszym przypadku klub zamortyzuje te koszty nie tylko sprzedając czy wypożyczając Piątka, ale poprzez działania na całym rynku transferowym. Przed dokonaniem zakupu były zresztą dyskusje w zarządzie Milanu, bo przecież nikt nie gwarantuje, że Piątek się tam sprawdzi. To ryzyko jest jednak zabezpieczone. Duże kluby nie wydają więcej pieniędzy, niż przewiduje to ich budżet transferowy, a zyski z transferów nie są ich głównym dochodem. Inaczej jest w polskich klubach, w których zyski z transferów są niemal kluczowym elementem finansowania danego klubu. Wskaźnikiem rzeczywistej wzrostu wartości naszej ligi będzie nie tylko sprzedaż za wspomniane symboliczne 10 mln euro, ale przede wszystkim możliwość transferów utalentowanych piłkarzy do polskich klubów za przynajmniej 4-5 mln euro. To jeszcze jednak sprawa dotycząca pieniędzy. Media podają, że Piątek może w Milanie liczyć na zarobki rzędu 2 mln euro rocznie, podczas gdy średnia płaca w klubie wynosi nieco ponad 4 mln euro rocznie dla zawodnika. Z czego wynika taka różnica? - Czy te dane są prawdziwe wiedzą tylko ci, którzy podpisywali kontrakt. Jest to jednak możliwe i wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak właśnie było. Przypadek Piątka jest specyficzny, bo rzadko zdarza się, by zawodnik tak szybko się zaaklimatyzował i strzelał aż tyle bramek. Wielu zawodników przychodzących do Serie A miało od lat problemy właśnie z aklimatyzacją. Wejście Piątka można porównać z początkiem gry w Serie A Bońka, który wszedł do niej jak po swoje. Oczywiście Boniek był wówczas już uznanym zawodnikiem, a Piątek jest dopiero u progu swojej kariery. To, że Piątek może zarabiać mniej od kolegów z Milanu, może być spowodowane tym, że "Rossoneri" po prostu czekają, czy się sprawdzi. 35 mln za transfer to jedna sprawa, natomiast to, że Milan nie wie, czy Piątek spełni pokładane w nim nadzieje - druga. A to może rzutować na zarobki. Umówmy się jednak, że są one bardzo przyzwoite, ale stanowią także wyzwanie dla zawodnika: "Chcemy, żebyś pokazał na co cię stać". Jeśli Piątek się sprawdzi, to stanie przed szansą, by negocjować nowy kontrakt, jak dzieje się w przypadku wielkich gwiazd, jak np. z Mauro Icardim, który negocjuje właśnie umowę z Interem. Nikt nie ma wątpliwości, że Icardi może dyktować warunki. Piątek i jego agenci takich możliwości nie mieli, ale sam fakt wejścia w orbitę wielkiej piłki odgrywał tu decydującą rolę, a krzywda finansowa przecież mu się nie dzieje. Patrząc na sprawę mniej emocjonalnie, a bardziej racjonalnie, to mimo wszystko ta szybka kariera Krzysztofa Piątka może być dobrą motywacją do ciężkiej pracy i dobrej gry także dla innych polskich piłkarzy. Rozmawiał Wojciech Górski Serie A: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy