Tym lepiej. Nie tylko dlatego, że niemal dziesięciokrotnego przebicia wartości w ciągu zaledwie pół roku jeszcze w naszej piłce nie było. To zresztą wymierny dowód, jak bardzo oficjalne wyceny, określane przecież zgodnie z prawami rynku, rozjeżdżają się z rzeczywistością. Fachowy Transfermarkt w ostatnim notowaniu wyceniał Polaka na "zaledwie" 15 mln euro, a szwajcarskie Obserwatorium Futbolu CIES, nie mniej prestiżowe, na niecałe 23 miliony. Przeskok finansowy to jedno, ale jeszcze ważniejszy wydaje się awans sportowy. Żaden z polskich piłkarzy nie wspinał się tak szybko po kolejnych szczeblach. Nikt w ciągu pół roku nie utorował sobie drogi do jednego z klubów mających i silną markę (choćby była ona nieco podupadła), i swoje miejsce w historii. Warto wszak pamiętać, że Milan ustępuje tylko Realowi na liście wszech czasów wśród triumfatorów Pucharu/Ligi Mistrzów. Jeśli polscy piłkarze dochodzili dotychczas do legendarnych drużyn, a mamy takie przykłady z ostatnich lat, to musieli najpierw solidnie i długo przygotować grunt. Lewandowski? Bez wytrwałego czasu w Dortmundzie, czterech goli przeciwko Realowi albo jeszcze podwójnego mistrzostwa z Borussią - nie byłoby telefonu z Bayernu. Krychowiak? Zanim odezwał się PSG, trzeba było wygrać dwa razy Ligę Europy, a jeszcze wcześniej pokazać się z dobrej strony w Ligue1. Glik? Dojście do Monaco było kręte i naznaczone opaską kapitańską w Torino. Szczęsny? Okazało się, że wcale nie wszystkie drogi muszą prowadzić do Rzymu, więc Roma była jedynie przystankiem w wyprawie do Turynu. Milik z Zielińskim? Przed Napoli musieli dłużej terminować w Ajaksie, Empoli czy Udinese. Na tym lista pewnie się nie kończy. Oczywiście, można spojrzeć daleko za siebie i przypomnieć drogę Bońka do Juve, ale nie ma co porównywać - inne czasy, inne warunki. Zupełnie inne. Ewenement w skali światowej Piątek nie jest ewenementem tylko w polskiej rzeczywistości. To ewenement w skali światowej. Jeszcze nikt z setki najdroższych piłkarzy na świecie, a nowy zawodnik Milanu wskoczył do tego grona, nie wdarł się takim przebojem do czołowej ligi europejskiej. Praktycznie znikąd. Jest cały czas coś nienormalnego w tym, że niemałe tabuny zawodników z tej części Europy odgrywają poważne role w największych zachodnich klubach, a dla nas przejście takiego Piątka to ciągle wielkie święto. Transfer byłego zawodnika Genoi do Milanu jest też idealnym przykładem, z jaką szybkością zmienia się dzisiejszy futbol. Z jednej strony, to pułapka. Bo nieporównanie większe wymagania kibiców, bo cały czas piłkarz jest w świetle reflektorów, bo Piątek tak naprawdę nie był jeszcze poddany takiej presji. Z dotychczasową poradził sobie znakomicie, ale było to w ekipach, w których nie musiał, tylko mógł. Teraz perspektywa będzie inna, a otoczenie - tak medialne - bez porównania bardziej wymagające. Przepustka do reprezentacji? Nie tak prosto Tak czy inaczej, wskakuje do głębokiej wody, ale - dodajmy - w szczególnych okolicznościach, które mogą mu sprzyjać. Ekipa z Lombardii ma markę, choć od kilku lat nie potrafi wyrwać się z kryzysu. Nie pomagały ani ładowane miliony, ani sprowadzane gwiazdy, nawet dużo większego pokroju od Polaka. Budowa "nowego Milanu" przez Leonardo i Maldiniego daje jednak lepsze perspektywy, jest ciekawym wyzwaniem i w tym szansa dla Piątka. Po latach posuchy tendencja jest bardziej sprzyjająca, a Liga Mistrzów znowu nie taka odległa. Mówiąc najprościej, nie będzie miał łatwo, ale może sporo zyskać. Paradoksem, by nie powiedzieć anomalią jest fakt, że oto najdroższym polskim piłkarzem w historii został zawodnik, który nie tylko nic jeszcze nie osiągnął w reprezentacji, ale nie ma żadnej pewności, że w najbliższym czasie będzie miał stałe miejsce w kadrze - przy takiej konkurencji Lewandowskiego i Milika. Ale to już ból głowy selekcjonera. Choć akurat na taki ból nie powinien narzekać. Remigiusz Półtorak