Artur Gac, Interia: Po pierwszej rozmowie telefonicznej z Krzysztofem Piątkiem po podpisaniu kontraktu z AC Milan, słyszał pan w jego głosie emocje i dało się wyczuć, że jeszcze sam nie jest do końca świadomy tego, że oto stał się bohaterem ekspresowego i tak spektakularnego transferu? Sprawiał wrażenie w pewnym sensie oszołomionego? Andrzej Bolisęga, pierwszy trener Krzysztofa Piątka: - To bardzo ciekawe pytanie... Powiem tak: po kilku minutach rozmowy z Krzyśkiem wywnioskowałem, że on chyba sam nie wierzy w to, co się dzieje, bo to wszystko przybrało niewiarygodne tempo. Wiem, że Milan to zespół, który cenił, więc tym bardziej cieszy się, że przeszedł właśnie do takiej firmy. Odniosłem wrażenie, że chyba jeszcze jest na etapie euforii, ale z tego co mówił, od razu zaczął ciężko trenować. A jak z gotowością i dojrzałością mentalną Krzysztofa? Czy istnieje realne niebezpieczeństwo, że w dłuższej perspektywie może tych kolosalnych oczekiwań nie udźwignąć? - Na tyle, ile znam Krzyśka, a także wnioskując po ostatniej rozmowie i dyskusjach z jego tatą, ten chłopak jest stworzony do takich sytuacji. On czuje się bardzo dobrze jako osoba, na którą się stawia. Jestem przekonany, że w Milanie nadal będzie strzelał gole. Powiem więcej, jestem pewien, że teraz bramki będą mu przychodziły łatwiej niż w Genui, bo w Milanie będzie miał zdecydowanie więcej sytuacji podbramkowych, co będzie mu stwarzało wiele okazji. On już ma ugruntowaną pozycję w lidze włoskiej, każdy go ceni, dlatego nie widzę pola do jakichkolwiek kompleksów. Krzysiek jest snajperem, który dokładnie wie, po co wychodzi na boisko. Z drugiej strony zewsząd podnoszona jest kwestia, że w zasadzie od czasów Filippo Inzaghiego nie było w Milanie napastnika, który spełniałby oczekiwania typowej "9". Czy to nie daje do myślenia i nie podpowiada, że przed Piątkiem piekielnie trudne zadanie? - W tej chwili możemy tylko dywagować i zastanawiać się, bo w praktyce nie wiemy, jak będzie. Może faktycznie będzie miał kłopot z seryjnym zdobywaniem goli? Generalnie ja mocno w niego wierzę, cała nasza społeczność mocno trzyma za niego kciuki i liczymy, że będzie odczuwał bijącą od nas energię. Możemy powiedzieć, że w Dzierżoniowie wezbrała druga fala "piątkomanii"? - Tak, jak najbardziej. Nie dalej jak kilka dni temu miałem w sklepie taką sytuację, że zanim zrobiłem zakupy, to dwadzieścia minut musiałem rozmawiać na temat Krzyśka. Zawsze podkreślam, że Krzysiek Piątek jest naszym żywym sreberkiem i kapitalną promocją dla całego powiatu. Włosi już wiedzą, gdzie znajduje się Dzierżoniów, a także Niemcza. Czy w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, gdy ważyły się losy transferu, emocje ściskały panu gardło i przyspieszały bicie serca? - Oczywiście, śledziliśmy te wszystkie informacje. Zresztą media z całej Polski, w tym także z Włoch, mocno się dobijały w poszukiwaniu smaczków. Dla mnie to niesamowita historia, jak ze snu. Najdroższy zawodnik w historii polskiej piłki nożnej przez siedem lat szkolił się w Dzierżoniowie. To też pokazuje, że oprócz talentu Krzyśka, cały sztab trenerski, który tutaj działał, wykonał świetną robotę. Wychować reprezentanta Polski w takiej małej miejscowości jest niebywałym sukcesem. A dla mnie, czyli osoby, która w pewien sposób zaczynała z Krzyśkiem i przygotowywała go do tego, by piłka nożna była dla niego ważna, to wielka duma i radość. A tak z ręką na sercu: był w panu choć cień niepewności, że transfer na ostatniej prostej może się, mówiąc kolokwialnie, wykoleić? - Każdy, kto śledził całą historię tego transferu, doskonale wiedział, że tu wiele klocków musi się ułożyć. Jednym z kluczowych warunków było to, by Gonzalo Higuain odszedł z Milanu do Chelsea. Wobec tego do końca nie byliśmy pewni, bo jeśli mówimy o negocjacjach na tak potężne kwoty, to nigdy nie są łatwe tematy. Zresztą tata Krzyśka podczas naszego spotkania, na którym świętowaliśmy transfer, powiedział mi, że Krzysiek cały czas był z nim w kontakcie i codziennie powtarzał synowi: "zostaw temat, nie przejmuj się i nie myśl o tym, za to odpowiadają inni". To też pokazuje, że sam nasz piłkarz, który był centralną postacią transferu i znajdował się w jego epicentrum, żył emocjami i w niepewności, nie wiedząc do końca, jaki będzie finał sprawy. - No pewnie, przecież to były jedne z najważniejszych wydarzeń w jego życiu. Każdy przeżywał to na swój sposób. Ja sam, oglądając konferencję prasową z jego prezentacji w Milanie, czułem, że z Krzyśka jest już kawał piłkarza, mocno przygotowanego mentalnie. Wypowiedzi w stylu, że przyszedłem tutaj po to, by zaistnieć, pokazać się i strzelać, są tego najlepszym dowodem. Zakładamy optymistyczny scenariusz, ale oczywiście może się okazać, że Krzysiek w kilku meczach nie będzie mógł strzelić gola i emocje w jednej chwili się odwrócą. Kibice piłkarscy nie wybaczają takich serii, a już tym bardziej we Włoszech. Natomiast ja jestem naprawdę dobrej myśli. Dopełniła się piękna historia marzeń małego chłopca z Niemczy, który od dziecka kibicował AC Milanowi. To scenariusz w iście hollywoodzkim stylu. - Cała ta sytuacja jest jak piękny sen. Pierwszy kontakt z Krzyśkiem miałem, gdy chłopiec miał 11 lat. A żeby było ciekawiej, to w tej samej drużynie, w której grał Krzysiek, trenował także jego rówieśnik Jan Czuwara, który obecnie jest reprezentantem Polski w piłce ręcznej. Czyli okazuje się, że z jednej drużyny piłkarskiej, dzisiaj mamy dwóch kadrowiczów w różnych dyscyplinach. To już w ogóle jest czymś absolutnie niesamowitym, jeśli weźmiemy pod uwagę, że przecież mówimy o małym miasteczku. To pokazuje, że trzeba wierzyć i marzyć. Cieszę się, że postać Krzyśka jest teraz wzorem dla wszystkich młodych zawodników w Dzierżoniowie, bo kto wie, czy jakiś obecny 10-11-latek za chwilę nie pójdzie drogą Krzyśka i też nie osiągnie takiego sukcesu. Rozmawiał Artur Gac