Piotr Kaszubski, eurosport.interia.pl: Tydzień temu zagrał pan pierwsze pełne 90 minut w Serie A przeciwko Romie. Zebrał pan dobre recenzje we włoskiej prasie. Jak pan oceni swój występ? Paweł Jaroszyński: - Zagrałem na przyzwoitym poziomie. Dobrze czułem się w defensywie. W ataku pozycyjnym nie mieliśmy wiele do powiedzenia, bo to Roma głównie miała piłkę. Cieszę się jednak, że nie straciliśmy gola. To na pewno też zasługa naszej dobrej postawy w obronie. Przed Romą wystąpił pan w Pucharze Włoch w derbach przeciwko Hellasowi. Za panem dwa trudne mecze, dwa wyzwania, w których zdał pan egzamin. Była presja przed pierwszym występem? - Derby to rzeczywiście mój pierwszy występ, od kiedy tutaj jestem, czyli po blisko pięciu miesiącach. Była presja, ale był też głód gry. Nie mogłem się doczekać występu. Przed meczem czułem lekki stres, ale po pierwszym gwizdku wszystko poszło w zapomnienie. Koncentrowałem się już tylko na spotkaniu. - Wiadomo, że Roma to topowa półka, a derby to są derby. Ale już jestem przyzwyczajony, bo mam doświadczenie z Krakowa. Po to jednak tu jestem i po to trenowałem kilka miesięcy, żeby być w pełni gotowym na takie wyzwania. Trener wiedział, co robi i uznał, że warto na mnie postawić. Uważam, że zdałem egzamin. Jak pan wspomniał, zadebiutował pan dopiero po prawie pięciu miesiącach pobytu we Włoszech. Były chwile zwątpienia, czarne myśli, że może Serie A to za wysokie progi? - Raczej nie. Widziałem, że nieźle radzę sobie na treningach, więc to raczej była kwestia czasu, kiedy dostanę szansę gry od początku. Może to i lepiej, że trener wyczekał na odpowiedni moment, w którym byłem gotowy do gry. Może tym nie zrobił mi krzywdy. Pewność siebie wzrosła? - Oczywiście. Każda minuta na boisku daje dużo pewności. Pozycja w zespole także się wzmacnia, więc moje występy odbieram bardzo pozytywnie. Kamil Glik powiedział kiedyś, że Serie A jest idealna dla rozwoju obrońców. Czy zgodzi się pan z tym stwierdzeniem? - Tak. Może nie tylko przez słowa Kamila Glika, bo wiele osób tak uważało i dlatego zdecydowałem się przyjechać do Serie A. Czy rzeczywiście Włosi są zwariowani na punkcie taktyki, ustawień, gry w obronie? - I to jak! Aż byłem w szoku, jak tu przyjechałem. Na początku przynajmniej pół treningu poświęcaliśmy taktyce, ustawieniu w defensywie. Ćwiczyliśmy atak pozycyjny, stałe fragmenty gry, wyrzuty z autu na swojej połowie, połowie przeciwnika, na środku boiska. Wcześniej nie miałem jeszcze okazji aż tak taktycznie trenować. Dużo się nauczyłem we Włoszech. Na początku widać było u mnie braki, widziałem co mam do poprawy. Dla obrońców jest to liga idealna. Obrona Chievo złożona jest z kilku bardzo doświadczonych i wiekowych piłkarzy. Pan ma dopiero 23 lata. Jest się od kogo uczyć... - Rzeczywiście, mamy kilku niemłodych już obrońców. Nie zmienia to faktu, że grają na bardzo wysokim poziomie. Pomimo swojego wieku są ruchliwi i dobrze wytrzymują trudy spotkań. Włoska piłka opiera się na doświadczeniu. Na każdym treningu zbieram od kolegów to, co najlepsze i dokładam swoje walory. Za niedługi czas połączę wszystko w jedną całość. Jak radzi pan sobie z językiem włoskim? - Na boisku bez problemów się dogaduję, wszystko rozumiem. Poza boiskiem cały czas się uczę. Niektóre rzeczy muszę sobie sprawdzić w Google’u, ale z podstawową komunikacją nie mam problemu. W Chievo gra też Mariusz Stępiński. Obecność drugiego Polaka w zespole bardzo pomaga? - Na treningach zawsze sobie pomagamy. Poza boiskiem spotykamy się. Chodzimy po mieście, jemy wspólne kolacje. Ja z żoną, on z dziewczyną. Znaliśmy się już wcześniej, więc to też nam pomogło. Czy pasuje panu włoski klimat do życia? - Oczywiście, że pasuje. Musiałem tę swoją polską mentalność przestawić na początku na postawę bardziej uśmiechniętą i luzacką. Werona to poza tym piękne miasto, w którym jest sporo atrakcji. Mamy blisko jezioro, więc w latem wraz z żoną codziennie spędzaliśmy czas na wodą. Rozpoznają już pana kibice w mieście? Włosi są zwariowani na punkcie piłki, znają zawodników. - Po tych dwóch meczach zdarzyło się parę razy, że kilka osób zaczepiło mnie na ulicy. To jest bardzo miłe. Każdy z nas trochę liczy na to, żeby być dobrze zapamiętanym przez fanów. - Przejdźmy do tematu reprezentacji. Od lat kadra ma problemy na lewej obronie. Nie ma tam jednego pewniaka, który jest nie do wygryzienia. Widzi pan swoją szansę w drużynie narodowej? - Po cichu na pewno. Byłem powoływany do reprezentacji młodzieżowych. Ostatnio brałem udział w ME do lat 21. Teraz już tylko mogę czekać na powołanie od trenera Adama Nawałki, na które muszę sobie jednak zapracować. Mam nadzieję, że będzie mi dane grać w klubie w miarę regularnie. Wiem, że u nas występuje rotacja w składzie i to dość duża. W Chievo wyczekałem na debiut i było warto. Teraz poczekam na coś bardziej wyjątkowego, czyli powołanie do kadry. Za pół roku mundial. Jest szansa się załapać? - Wszystko jest możliwe. Postaram się grać jak najlepiej i przekonać trenera, że może warto na mnie postawić. A potem to już wszystko zależy od szkoleniowca. Rozmawiał pan już z Adamem Nawałką? - Spotkaliśmy się kilka razy czy to na stadionie Cracovii, czy na innym obiekcie. Trener na pewno wie o moim istnieniu i mam nadzieję, że bacznie mnie obserwuje. Serie A: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy Rozmawiał: Piotr Kaszubski *** Paweł Jaroszyński po meczu ME U21 z Anglią: