Koszmar polskiego kadrowicza. Wszedł z ławki. Po 6 minutach kibice dostali szału
Niespełna cztery tygodnie czekał Bartosz Bereszyński na pierwsze trafienie w barwach Palermo. Z sycylijskim klubem nie przywitał się w szczególnie spektakularny sposób. W trzech występach zaliczył na murawie w sumie trzy kwadranse, ale tyle wystarczyło, by wpisać się na listę strzelców. 33-letni defensor w niedzielnym meczu z Modeną (1:1) pokonał własnego bramkarza sześć minut po wejściu z ławki rezerwowych.

W sobotę pierwszą bramkę w barwach FC Porto zdobył Jan Bednarek. Reprezentacyjny obrońa trafił do siatki w Pucharze Portugalii, przyczyniając się do wygranej 4:0 z CD Celoricense. Dzień później na listę strzelców wpisał się inny polski defensor Bartosz Bereszyński, tyle że... w zgoła innych okolicznościach.
33-letni obrońca wszedł do gry w 70. minucie meczu Palermo - Modena. Miał pomóc w utrzymaniu korzystnego rezultatu. Gospodarze prowadzili wówczas 1:0 po golu Jacopa Segre sprzed przerwy.
Bereszyński w roli snajpera. Premierowy gol w Palermo nie przyniósł mu jednak chwały
Bereszyński po niespełna sześciu minutach wpakował piłkę do własnej bramki. Spotkanie zakończyło się remisem. Fani sycylijskiej ekipy nie kryli wściekłości.
Polak tego lata został na lodzie. Wypełnił kontrakt z Sampdorią i nie znalazł nowego pracodawcy. Dopiero 20 września został zatrudniony przez Palermo, występujące obecnie w Serie B. Kontrakt zawodnika obowiązuje do końca bieżącego sezonu.
W trwającym cyklu Bereszyński pojawił się na murawie trzykrotnie. Za każdym razem wchodził z ławki rezerwowych. Na placu gry przebywał w sumie ledwie 45 minut.
W drużynie narodowej rozgrał do tej pory 58 spotkań. Po raz ostatni koszulkę z białym orłem założył w marcu tego roku, biorąc udział w wygranej potyczce z Maltą (2:0) w eliminacjach MŚ 2026. Co zrozumiałe, selekcjoner Jan Urban aktualnie nie widzi dla niego miejsca w kadrze toczącej batalię o przyszłoroczny mundial.













