Od ostatniego kopnięcia piłki na Półwyspie Apenińskim za niedługo miną dwa miesiące. Włochy jako jedno z pierwszych państw w Europie zostały poważnie dotknięte pandemią koronawirusa, a ważny dla dziesiątek tysięcy osób świat calcio zatrzymał się w przeciągu jednego weekendu. Na początku marca prawdopodobnie jeszcze nikt nie przypuszczał tego co stało się w następnych tygodniach. Było to również widać po bardzo nieskoordynowanym działaniu Włochów w sprawie zawieszenia rozgrywek. Początkowo przekładane były pojedyncze spotkania, głównie w regionach czy miastach, które rząd określił jako "zona rossa" (czerwona strefa). Były to tereny zamknięte, które stosowały przymusową lub dobrowolną kwarantannę - a więc zastosowały powszechną w większości państw Europy metodę walki z wirusem. Mecz przyczynił się do epidemii? "To była bomba biologiczna"Doprowadziło to do różnic w liczbie rozegranych spotkań, na czym początkowo skorzystało Lazio. Rzymianom udało się rozgrywać wszystkie spotkania, podczas gry starcia jednego z głównych rywali w tabeli - Interu były przekładane. Ostatecznie udało się powtórzyć jedną z zaległych kolejek i niektóre ekipy rozegrały pełną pulę spotkań. Takiej możliwości nie miały natomiast dwa kluby z czołówki - Atalanta i Inter, które nadal mają jeden zaległy mecz względem rywali w walce o najwyższe cele. "Nie możemy narażać zawodników, sędziów i trenerów" Decyzja o całkowitym zawieszeniu rozgrywek nie była jednak pierwszym wyborem władz Włoch i krajowego związku piłki nożnej. W sobotę (8 marzec) doszło do pierwszego zamieszania związanego z przerwaniem rozgrywek. O 12.30 miało się rozpocząć spotkanie pomiędzy Parmą i Spal. Piłkarze obu drużyn byli już gotowi do wyjścia na boisko, ale... kazano im powrócić do szatni. Mecz został przełożony o przeszło 30 minut, a prawdopodobnie toczyły się wówczas rozmowy czy dalsze granie w piłkę ma jeszcze sens. Ostatecznie piłkarze wyszli na boisko, a zaległa 25. kolejka (drużyny powinny wtedy rozgrywać 26. kolejkę) zakończyła się starciem Sassuolo z Brescią. Gospodarze wygrali mecz 3-0, a dwie bramki podczas spotkania zdobył Francesco Caputo, który celebrował zdobycie jednego gola pokazując do kamery kartkę z pokrzepiającym napisem i apelem o pozostanie w domach. W tym samym czasie włoski minister zdrowia Vincenzo Spadafora wezwał do przerwania rozgrywek twierdząc, że nie można ryzykować życia zawodników i wszystkich osób zaangażowanych w organizację spotkań piłkarskich. Kilka dni później żądania Spadafory spełniły się. Od 10 marca we Włoszech wprowadzono w życie dekret "Io resto a casa" (Zostaję w domu), który niejako nakazywał obowiązkową kwarantannę dla wszystkich mieszkańców kraju. Oznaczało to również przerwanie rozgrywek, a dzień później europejskie media obiegła informacja o pierwszym zakażonym zawodniku w Serie A. Był nim piłkarz Juventusu - Daniele Rugani. "Chcecie dobrze dla Włochów? Udowodnijcie to" Ostatecznie 16 zawodników w lidze było zarażonych koronawirusem. Większość z nich szybko wyzdrowiała, ale jeszcze w poprzednich dniach kolejni piłkarze informowali o wygraniu walki z wirusem. Długo na informację o powrocie do zdrowia swoich ulubieńców czekali kibice Juventusu i Atalanty. Paulo Dybala i Marco Sportiello poinformowali jednak o pokonaniu choroby. Póki co we Włoszech zakażenie wirusem stwierdzono w ponad 214 tysiącach przypadków, a wirus zabił niemal 30 tysięcy osób. Epidemia zdaje się jednak powoli wygasać, a w ostatnich dniach na Półwyspie Apenińskim notuje się o wiele więcej wyzdrowień niż nowych przypadków zarażenia się. Rząd rozpoczął proces luzowania obostrzeń i od poniedziałku kilka milionów Włochów wróciło do pracy. W ten dzień również piłkarze Serie A mieli powrócić do regularnych zajęć, ale podobnie jak w przypadku przerwania rozgrywek, tak ich rozpoczęcie wzbudza wiele kontrowersji.