Falę komentarzy i ogólnokrajową dyskusję czy wręcz konsternację wywołały wydarzenia podczas trzecioligowego meczu w Salerno na południu Włoch, gdzie kilkuset stadionowych chuliganów, zwanych "ultras", sterroryzowało - grożąc nawet śmiercią - piłkarzy swego klubu Nocerina z gminy Nocera Inferiore w regionie Kampania. Po raz pierwszy w tym kraju, wstrząsanym często futbolowymi skandalami i prokuratorskimi dochodzeniami, piłka nożna stała się w tak poważnych okolicznościach zakładnikiem agresywnych kibiców i przestępców - podkreśliły włoskie media. Gdy miejscowa policja w trosce o porządek publiczny zabroniła kibicom Noceriny przyjazdu do Salerno na mecz ich klubu z tamtejszą drużyną w ramach trzecioligowych rozgrywek (Lega Pro), ci dali swoim piłkarzom wyraźnie do zrozumienia: "jeśli my nie możemy przyjechać, wy też nie jedźcie". To, co wydarzyło się na boisku, zdumiało potem wszystkich. Zdaniem komentatorów, choć wyglądało to chwilami wręcz jak komedia czy farsa, nikomu nie było do śmiechu. Mecz został przerwany po 20 minutach, ponieważ piłkarzy Noceriny dotknęła seria kontuzji; udawanych, bo - jak się okazało - ze strachu przed własnymi kibicami nie chcieli grać. W ciągu 50 sekund pięciu z nich zeszło z boiska, uskarżając się na kontuzje. Rzucali się na murawę i zwijali z bólu. Gdy na placu gry pozostało tylko sześciu piłkarzy, sędzia kierując się regulaminem postanowił przerwać mecz. Policja zidentyfikowała 200 chuliganów, którzy kierowali pogróżki pod adresem piłkarzy. Oni sami zaś złożyli zeznania. W Salerno wygrał strach - tak to, co się stało, podsumowała włoska prasa, wyrażając przekonanie, że ten wstrząs powinien wywołać dyskusję i zmusić do stanowczej reakcji. W zgodnej opinii komentatorów nigdy wcześniej w żadnej włoskiej lidze nic takiego się nie zdarzyło. Z wielkim niepokojem największe gazety odnotowały tę swoistą zmowę milczenia i to, że piłkarze zataili przed opinią publiczną skalę pogróżek. Powinni byli pozostać w szatni, informując otwarcie o tym, że się boją wyjść na boisko - ocenił dziennik "La Repubblica". Dopiero później jeden z piłkarzy przyznał: "Nie mogliśmy grać". Ujawnił, że niektórzy jego koledzy płakali przed wyjściem na murawę. "To coś niezwykle poważnego, to absolutna hańba" - powiedział dyrektor generalny trzeciej ligi Francesco Ghirelli. Inni działacze sportowi zauważyli, że choć ta sytuacja nie ma precedensu, różne groźne epizody nie są odosobnione. Incydent w Salerno to ogromne wyzwanie dla włoskiej federacji piłkarskiej, która stanęła przed koniecznością nowego opracowania przepisów, by odpowiedzieć na pogarszający się klimat rozgrywek. Wszystkie stosowane środki przeciwko przejawom nienawiści i agresji okazują się nieskuteczne i niewystarczające. Nie ma wątpliwości co do tego, że "ultras" - i to zarówno agresywni kibice z klubów Serie A, jak i niższych szczebli - stanowią we Włoszech ogromną siłę, za którą stoją też duże pieniądze. To wręcz "zawód" - twierdzi prasa, przypominając że zarabiają oni pieniądze, handlując otrzymywanymi bezpłatnymi biletami, organizując wyjazdy na mecze. Nierzadko biorą też udział w zakładach piłkarskich, często nielegalnych. Lecz zjawisko to jest znacznie poważniejsze, zwłaszcza na południu Włoch, gdzie - jak się przypomina - wiele stadionów i klubów piłkarskich stało się "rewirami" czy strefami wpływów mafii, zwłaszcza neapolitańskiej kamorry. Dlatego też, jeśli młody piłkarz z Nocery słyszy "każemy do ciebie strzelać", wie, że to nie jest żart - podkreślił jeden z włoskich komentatorów sportowych. Coraz głośniej mówi się też o "dyktaturze trybun", na których zasiadają najbardziej agresywni kibice, dysponujący niekiedy całym arsenałem środków zastraszania, również swoich własnych piłkarzy. To "ultras" coraz częściej decydują o tym, czy piłkarze mają grać i jak grać - stwierdziła "La Repubblica". Na łamach innych gazet pojawiły się opinie, że świat piłki powoli "poddaje się" wobec takich zjawisk. Niedawno ówczesny trener drugoligowej Brescii Marco Giampaolo przepadł na kilka dni i był poszukiwany w całym kraju po ostrej konfrontacji z kibicami. Gdy się wreszcie odnalazł, zastraszony ogłosił, że rezygnuje. "W Salerno przegraliśmy wszyscy" - powiedział trener reprezentacji Włoch Cesare Prandelli. "Piłka nożna u nas jest obsesją" - stwierdził. Jego zdaniem sprawcy takich incydentów to przestępcy, a nie kibice. "To problem, który bardziej niż piłki dotyczy całego społeczeństwa" - ocenił trener kadry narodowej.