Przemysław Langier (Interia Sport): Stęsknił się pan za kadrą po trzech miesiącach? Zbigniew Boniek (były prezes PZPN, były wiceprezes UEFA): Za bardzo się nie stęskniłem. Trudno się stęsknić, gdy wcześniej nie było za dobrze, a w międzyczasie było tyle ciekawych meczów. Ale z ciekawością obejrzę spotkanie z Finlandią. Jest jeszcze mecz z Mołdawią. Granie towarzysko z tym przeciwnikiem może nam coś dać? Grać trzeba, bo przy scentralizowaniu praw TV przez UEFA, nie ma wyjścia. A że z tym przeciwnikiem? Trudno znaleźć kogoś lepszego, gdy większość drużyn jest uwiązana w granie meczów o stawkę. W czerwcu jest Final Four Ligi Narodów, a mnóstwo reprezentacji ma swoje spotkania w eliminacjach. Poza tym my 10 czerwca gramy bardzo ważny mecz w Helsinkach i nie jestem pewien, czy walka z jakimś mocnym przeciwnikiem cztery dni wcześniej, w dodatku po pełnym sezonie, to byłby rozsądny pomysł. Jakie w ogóle ma pan oczekiwania co do tego zgrupowania? Żeby co najmniej zremisować w Finlandii. Wyniki to podstawa, ale wierzy pan, że my jesteśmy w stanie grać ładnie w piłkę? To naczynia połączone. Żeby wygrać, trzeba grać dobrze. Czasem zdarzy się przez przypadek, ale najczęściej matką zwycięstwa jest dobre granie. W piłce rola przypadku jest większa niż w innych dyscyplinach, ale gdyby się zastanowić, to przypadkowe wygrane są rzadkością. Mija niemal rok od Euro 2024, na którym duża część Polski uwierzyła, że my możemy grać ładnie. Ale wciąż zdarza się to incydentalnie. Mam podobne zdanie do pana, ale wstrzymałbym się z jakimiś mocnymi osądami. Później niektórzy ludzie mają pretensje, że się krytykuje. Ma pan na myśli trenera? Wprawdzie na pana podszczypywania odpowiada, że nie będzie się odnosił, ale da się wyczuć jakąś pretensję w głosie. Przede wszystkim ja trenera nie podszczypuję. Czy jeżeli ktoś skrytykuje coś, bo jest coś do krytykowania, to jest to podszczypywanie? Jak gramy słabo, to mówię, że gramy słabo - i nie jest to nic personalnego. W Polsce musimy się nauczyć, że jak ktoś powie swoje zdanie, to nie musi za tym iść jakiś ukryty przekaz. Podszczypywaniem można by nazwać krytykę, która nie jest merytoryczna, natomiast mi się wydaje, że ja mówię merytorycznie. No to merytorycznie - co panu przeszkadza najmocniej w kadencji Michała Probierza? Tak naprawdę niewiele. Poza jedną rzeczą - nie gramy za dobrze. Nie wygraliśmy żadnych wielkich meczów, cieszymy się z drobnych osiągnięć. Do tego mówimy jedno, robimy drugie. Na pewno pewne rzeczy można było zrobić lepiej. Oczekiwałem więcej od reprezentacji. Trener nie ma ostatnio najlepszej prasy, ale może niesłusznie? Może my jesteśmy po prostu do bólu przeciętni. Że zakłamujemy rzeczywistość, a gramy dokładnie na miarę posiadanej jakości? Nie... Ciągle mówimy to samo, że piłkarze mają za mało jakości. A przecież Sousa miał tych samych piłkarzy i potrafił grać dobre mecze nawet na Wembley, czy z Hiszpanią w Sewilli. Nie wydaje mi się, że mamy piłkarzy, którzy są w stanie wygrać Euro czy mistrzostwa świata, ale w życiu nie zgodzę się, że są słabi. Nie chcę też krytykować za dużo. Niech mi pan uwierzy - jestem pierwszym, który chciałby iść uśmiechnięty na mecz reprezentacji i cieszyć się, że gra dobrze. Ale póki co tak nie jest. Teraz łatwiej nie będzie, skoro brakuje Roberta Lewandowskiego. Tak, jak mówiłem ostatnio - trudno mi kupić to wytłumaczenie o zmęczeniu. Robert od kwietnia rozegrał 250 minut. Poza tym, jeśli czuł, że jego organizm nie domaga, to jako kapitan reprezentacji Polski mógłby powiedzieć trenerowi Barcelony - w chwili, gdy ta już miała pewne mistrzostwo - że chciałby grać w końcówce sezonu mało. Ale to musiałby chcieć tak powiedzieć. Tymczasem on grał i strzelał gole. Na reprezentacji w ogóle by się nie zmęczył. Mógłby przyjechać później, nie grać pierwszego meczu, ale jako kapitan wyjść w Helsinkach ze swoją drużyną. Wolał zrobić sobie dłuższe wakacje. Ja tego nie rozumiem, ja zrobiłbym inaczej. Poza tym Robert mówi, że biologicznie ma 30 lat, a w ciągu półtora miesiąca rozegrał trzy mecze. To jak tu kupić jego wytłumaczenie? Tak sobie myślę - może nie o odpoczynek fizyczny chodzi, a psychiczny? Może Roberta męczy kadra. Nie chcę w to wchodzić. W jego przekazie było zdanie o tym, że to organizm wysyła mu sygnał. Zbigniew Boniek o Ekstraklasie: w UEFA nikt nie patrzy, że awansowaliśmy do top 15 Reprezentacja od dawna nie dostarcza kibicom radości, ale piłka klubowa jest ewidentnie na fali wznoszącej. Tak, ale dlatego, że dopiero co byliśmy bardzo nisko. Teraz zaczyna to wyglądać lepiej, gramy w Lidze Konferencji i odgrywamy w niej nie najgorszą rolę, ale żeby zrobić krok czy dwa do przodu - to już będzie ciężko. Mam na myśli awans do Ligi Mistrzów. Trudno o regularną grę na takim poziomie, jak co sezon z Ekstraklasy odchodzą piłkarze, którzy się wyróżnili, a w ich miejsce trafiają drugo i trzecioligowcy z Hiszpanii lub Portugalii. Rozumiem, że trzeba patrzeć na finanse, ale w efekcie tego dostajemy zawodników, którzy nie są gwarantem postępu. Ale fakt - Ekstraklasa ma bardzo dobry moment. Choć miałaby lepszy, gdyby wszyscy najlepsi nie wyjeżdżali. Rozczaruje pana kolejny sezon bez żadnej drużyny powyżej Ligi Konferencji? Lech Poznań ma taką ścieżkę, że może marzyć o Lidze Mistrzów, a do Ligi Europy powinien się dostać, gdyby tam wyżej nie wyszło. Liga Konferencji dla Lecha byłaby realizacją jakiegoś bardzo nisko leżącego planu minimum. Liga Konferencji póki co zapewniła nam miejsce w top 15 w Europie. Tak sobie myślę - czy gdy bywa pan na salonach w UEFA, ktoś w ogóle to dostrzegł? Mówił: Zibi, fajnie że będziecie mieli dwie drużyny w eliminacjach Ligi Mistrzów? Zupełnie nie. W życiu się nie spotkałem, by w UEFA ktoś śledził ranking klubowy. On oczywiście musi istnieć, bo trzeba przyjąć jakieś zasady przydzielania miejsc w pucharach, ale nikt na ten temat głowy mi nie zawracał. Natomiast raz spotkałem się z sytuacją, w której Giorgio Marchetti (sekretarz generalny UEFA) zwrócił mi uwagę: patrz, macie dwie drużyny w ćwierćfinale Ligi Konferencji. W UEFA zdają sobie sprawę, że to rozgrywki skrojone pod takie ligi, jak nasza. Ale żebym coś słyszał o rankingu, to nie. Ranking rankingiem, ale spytam pana o test oka - gdzie na mapie Europy pod kątem jakości jest dziś Ekstraklasa? Różnice pomiędzy 9., a 15. miejscem są niewielkie i my znajdujemy się w tym gronie. Naszym celem powinno być 10. miejsce, bo to dałoby nam jedną drużynę w Lidze Mistrzów bez grania eliminacji. To się uda, jeśli wszystko w klubach będzie dobrze poukładane. Zresztą mówiliśmy o reprezentacji. Na jej przykładzie w przeszłości widać, ile daje dobre poukładanie zaplecza. Gdy zatrudniałem Adama Nawałkę, startowaliśmy z ósmej dziesiątki rankingu FIFA. Skończyliśmy w pierwszej. To nie jest tak, że wtedy Robert Lewandowski grał ze świetnymi piłkarzami, a teraz nie, bo jeśli porównamy nazwiska, to wcale nie będziemy widzieć przepaści. Dziś jest Piątek, Buksa, Świderski, młodzież na bokach, Cash, w trójce środkowych obrońców wychodzi dwójka piłkarzy z Premier League. Tylko trzeba mieć pomysł na organizację. Nie jestem przekonany, czy wszystkie czołowe polskie kluby go mają. Cezary Kulesza bez rywala To skoro o organizacji, to jeszcze jedna sprawa - czemu Cezary Kulesza nie będzie miał rywala? Bo nikt nie miał odwagi wystartować przeciwko niemu. Szczerze? Byłem przekonany, że tak się skończy. Było dwóch kandydatów na kandydata - Wojciech Cygan i Paweł Wojtala. Żaden się nie zdecydował, a moim zdaniem, gdyby to zrobił i dostał w wyborach 30 głosów, byłoby to lepsze niż brak startu. Przecież przegrać wybory na prezesa PZPN to nie jest wstyd. Dziwi mnie też to, że każdy związek i klub mógł dać po dwie rekomendacje, a wiem, że jak ktoś dał Kuleszy rekomendację, to drugą przy nim darł. Po co? Przecież Czarek i tak by wygrał. Ktokolwiek by przeciwko niemu stanął. Urzędującego prezesa ciężko pokonać, bo ma sto tysięcy możliwości wpływania na delegatów. Ale gdyby wygrał w wyborach mając rywala, byłoby to uczciwsze i normalne. Taki mamy klimat. Dziś patrzę na Wojtka Cygana i uważam, że jest największym przegranym wyborów, w których nawet nie wystartował. Od dwóch lat mówił, że ma kluby za sobą, że kluby chcą kogoś innego, a ostatecznie nawet nie wystartował. Przecież gdyby to zrobił i przegrał, świat by się nie zawalił. A tak bez startu stracił stanowisko wiceprezesa PZPN do spraw piłki profesjonalnej, bo właśnie wybrano pana Animuckiego z Ekstraklasy. Obaj wiemy, że wszystko rozbija się o politykę. O przekonanie, że nie opłaca się rywalizować, bo sparzenie się na porażce będzie nieść konsekwencje w postaci rewanżu za samą odwagę, by wystartować. W środowisku czasem się mówi, że "nie będę kandydował, bo jak przegram, to nie dostanę garniturów, albo biletów na mecz". Dla mnie to żałosne. Ale w tym roku w to nie wchodziłem, siedziałem z boku i patrzyłem. Dziś już wiemy, że dojdzie do tzw. bułgarskich wyborów, czyli takich z jednym kandydatem. Czarek spędzi w gabinecie kolejną kadencję, choć będzie ona nieco inna od pierwszej. Już dzień po wyborach będzie samotny, bo inni będą myśleli, jak jego fotel przejąć za cztery lata. Spodziewam się, że o ile dziś odważnych nie było, o tyle do kolejnych wyborów stanie 4-5 kandydatów. Ale to odległa przyszłość. Dziś polska piłka cierpi na braku dyskusji. O to też mi chodzi. Wiadomo, że gdyby ktoś wystartował, musiałby mieć dużo do powiedzenia. Musiałby przedstawić jakąś wizję, że coś konkretnego mu się nie podoba i że ma na to swój pomysł. Jak ja patrzę z boku, to dużo jest dyskusji, kto kogo popiera, kto u kogo ma głos, ale zupełnie nie dostrzegam dyskusji o programie. O potrzebach polskiej piłki. Gdy zostałem prezesem polskiej piłki, to na wiceprezesów wziąłem sobie Koseckiego i Koźmińskiego. Pierwszy startował przeciwko mnie, a drugi otwarcie mówił, że wspiera Romka. Nie miało to dla mnie znaczenia, bo wydawało mi się, że znają się na piłce. Miałem konkretny plan: reformę rozgrywek ligowych w kraju, reformę strategii marketingowej, wskrzeszenie pucharu, zupełnie inną opiekę nad reprezentacją Polski oraz wprowadzenie programu wyławiania najbardziej utalentowanych piłkarzy w Polsce - a później opiekę nad nimi. O tym mówię - ja dziś wiem, kto będzie prezesem PZPN, natomiast nie wiem, jaki ma plan na swoją kadencję. Za dużo w tym wszystkim skupiania się tylko na tym, by być prezesem. Ja w wyborach w 2012 wychodziłem na mównicę z podejściem, że nic się nie stanie, jak mnie nie wybiorą. Jednocześnie nikomu nie obiecywałem żadnego stanowiska. A dziś wszystkim rządzą gry wyborcze. Nie podoba mi się to, choć jestem świadomy, że to normalne rzeczy i nic, co by się nie działo w innych związkach. Ja mam teorię, że Kulesza byłby lepszym prezesem, gdyby otoczył się bardziej kompetentnymi ludźmi. Nie chciałbym tego ruszać, bo moje ingerowanie w to nie ma żadnego znaczenia. No to na koniec spytam - po prezesurze w PZPN przyszła wiceprezesura w UEFA. A co po wiceprezesurze w UEFA? Na razie w ogóle o tym nie myślę. Jest mi dobrze tak, jak jest. Mam swoje drobne biznesy, których muszę pilnować. Zawsze starałem się patrzeć z radością na życie i to się nie zmieniło. Mam 69 lat, a czuję się na 45. . Jak ktoś się czasami zwróci, by mu pomóc, załatwić coś, pogadać z jakimś klubem - to pomagam. Mógłbym jeszcze wiele rzeczy robić, ale powiem panu szczerze, że mam rodzinę, mam swoje zajęcia - i to mi wystarcza.