Urban ma wszystko potrzebne do sukcesu. "Minęły ciemne czasy polskiej piłki"
Jacek Grembocki z Janem Urbanem odnosił sukcesy w Górniku Zabrze i grał reprezentacji Polski. Jest przekonany, że z tym selekcjonerem kadra jest w stanie awansować na mistrzostwa świata. - Janek ma olbrzymie doświadczenie, jak na polskie warunki. Do tego ma charyzmę i umie zjednać sobie ludzi. Jeżeli zawodnicy za tobą nie skoczą w ogień, to zrezygnuj z tej pracy - uważa.

Andrzej Klemba: Trafił pan do Górnika Zabrze w 1986 roku, w którym Jan Urban był już jedną z gwiazd. Jak wchodziło się do tej drużyny?
Jacek Grembocki, siedmiokrotny reprezentant Polski: Wtedy tak naprawdę to wszyscy byli gwiazdami w Górniku, najwyższego lotu lub troszeczkę mniejszego. Medaliści mistrzostw świata z 1982 roku, dwukrotni uczestnicy mundialu, młodzieżowi reprezentanci Polski i brązowi medaliści mistrzostw świata do lat 20 w Meksyku. Klemens, Piotrowicz, Wandzik, Urban. To była piłkarska śmietanka, kiedy tam przychodziłem. Świetni zawodnicy i świetni koledzy. Janek był taką postacią wyrazistą, nie walczył o splendor, bo nie musiał. Był zawsze uśmiechnięty i takim zawodnikom jak ja, młodszym, mógł imponować. Janek to bardzo pozytywna postać. Jako człowiek, jako piłkarz, mogę o nim mówić same superlatywy.
Z nim pan złapał kontakt w Górniku?
- Też, ale lepiej znałem Piotrowicza i Wandzika z młodzieżówek. Wszystko to łączył Józek Dankowski, który był wtedy kapitanem. Moja żona często jeździła z dzieckiem, do Zosi, żony Janka. Jak dobrze pamiętam, to w Zabrzu mieszkali na ulicy Nad Kanałem. Tam ich wiozłem przed treningiem, a potem odbierałem. To były bardzo fajne, rodzinne czasy w Górniku. Nie ma sukcesu sportowego bez takiej więzi w zespole.
Z Górnika trafił pan do reprezentacji Polski...
- Tak, debiutowałem przy Janku na meczu z Finlandią. Wygraliśmy 3:1. Janek był już wtedy zawodnikiem ogranym w reprezentacji, a ja dopiero zaczynałem. Później doznałem niestety poważnej kontuzji w 1989 roku i trzy razy kolano miałem operowane. Tak moja kariera reprezentacyjna, delikatnie mówiąc, siadła. Wtedy kadra Górnikiem stała, bo jeszcze byli Józek Wandzik, Andrzej Iwan, Rysiu Komornicki i chyba Waldek Matysik.
Pochodzi pan z Gdańska, jest wychowankiem Lechii. To chyba poznał pan też poprzedniego selekcjonera Michała Probierza, który też prowadził ten klub?
- Akurat kontaktu w Gdańsku z nim nie miałem. Za to wcześniej, dobre 20 lat temu, razem z 3,5 roku spędziliśmy na kursach szkoły trenerów.
Nawet mieszkałem z Michałem w pokoju, który wynajmowaliśmy w domu studenckim
To najpierw pytanie, jak pan przyjął nominacje Probierza na stanowisko selekcjonera?
- No chyba jak wszyscy. Byłem zaskoczony. Trenerem reprezentacji musi być najlepszy szkoleniowiec w Polsce. To znaczy taki, który przynajmniej raz zdobył mistrzostwo. Są oczywiście wyjątki i trenerzy, którzy osiągnęli inne wielkie sukcesy. Jeżeli nie wygrasz mistrzostwa, to nie jesteś najlepszym trenerem w Polsce i nigdy nim nie byłeś. Nie chciałbym się nad tym rozwodzić, bo to już minęło, ale to był ciemny czas polskiej piłki.
Delikatnie mówiąc, po aferze z odebraniem opaski kapitańskiej Robertowi Lewandowskiemu, atmosfera wokół kadry była bardzo gęsta. Wtedy prezes PZPN postawił na Jana Urbana…
- Decyzja bardzo dobra, ale tak naprawdę to prezes chyba chciał przede wszystkim siebie wybronić. Nacisk polskich kibiców był ogromny i to musiało się wydarzyć. To, co się wydarzyło po meczu z Finlandią, te śpiewy i te wyzwiska w kierunku trenera. Ich nie powinno być, ale ta gra doprowadziła kibiców do czarnej rozpaczy. Nikt wcześniej wobec selekcjonera nie używał takich słów. Ja tego nie pochwalam, ale to był moment, gdzie już nie było odwrotu.
Nie brakowało wątpliwości czy z tymi zawodnikami nowy trener osiągnie coś więcej. Tymczasem, choć było mało czasu, to pod wodzą Urbana kadra zremisowała na wyjeździe z Holandią, a potem pokonała Finlandię
- Dochodzimy do tego, co jest najważniejsze. Trzeba mieć doświadczenie. Na arenie międzynarodowej jako piłkarz i jako trener. A Janek ma olbrzymie doświadczenie jak na polskie warunki. Do tego trzeba mieć charyzmę i umieć zjednać sobie ludzi. Jeżeli zawodnicy za tobą nie skoczą w ogień, to zrezygnuj z tej pracy. Nie patrz na to, że zarabiasz 300 czy 400 tysięcy złotych miesięcznie. Nie patrz na to, bo nic nie zrobisz. Byłem piłkarzem, to doskonale wiem. Jestem też trenerem. Jeśli nie ma miłości, nie ma chemii, to nie ma porozumienia. Mówią, że czasy się zmieniły, ale w tym wypadku na pewno nie. To się zresztą potwierdziło teraz. W kadrze są niemal ci sami ludzie. Jest też Matty Cash. Niezbyt chciany przez Probierza. A Janek zrobił coś, co jest bardzo znamienne z czasów, w jakich razem graliśmy. Postawił na gościa, który był okropnie, nie chcę mówić mocniej, zdenerwowany, na poprzedniego trenera. I ten chłopak mu się odwdzięczył dwoma golami, które były do tej pory najważniejszymi w historii jego występów w reprezentacji. Zresztą też bardzo ważnymi dla trenera Urbana, który debiutował w kadrze.
Ruch jak wytrawny szachista
Usłyszałem niedawno, że wraz z przyjściem trenera Urbana w kadrze i wokół niej jest w końcu spokój.
- Trener Urban ma swoje wartości. Nie ukrywa się z nimi i nie jest konfliktowy. Jego wywiady są bardzo przemyślane, a nie impulsywne. Jest wybitnym reprezentantem Polski, nawet jak mu kilku meczów oficjalnie brakuje. Jest też ciepłym człowiekiem i nie jest zarzewiem konfliktów. Dziennikarze też troszeczkę się uspokoili. Wydaje mi się też, że koleżeństwo tam poszło w kąt, a przyszedł profesjonalizm. Nie jest łatwo rozmawiać z dziennikarzem, który jest kolegą, a później on zadaje pytania raz łatwe, raz trudne. Janek raczej nie ma kumpli dziennikarzy z tego co widzę, bo jest profesjonalistą i to jest tylko na jego korzyść. Dla mnie to człowiek klasa. Był w światowej piłce, na mundialu. Z Górnikiem grał o Puchar Europy. Z Osasuną biegał na najlepszych stadionach w Hiszpanii. Osiągnął sukcesy indywidualne. Był jednym z najlepszych pomocników. Poszedł do Osasuny za wielkie pieniądze i tak naprawdę uratował Górnika, bo to był trudny okres przemian politycznych. Z pieniędzy z tego transferu my żyliśmy. Teraz możemy spokojnie oglądać mecze kadry. A nie, że ja się denerwuję, że nie znam gościa, choć ten jest reprezentantem Polski.
Miał też nosa, bo powołał Przemysława Wiśniewskiego i okazało się, że ten obrońca zdał egzamin w trudnych meczach.
- Jego znałem i wiedziałem, że Wiśniewski poszedł do ligi włoskiej. I Janek nie wymienił np. Piotra Zielińskiego na Kowalskiego, tylko dał do tych gwiazd zawodnika, którego brakowało od czasów Grzegorza Krychowiaka. Dał piłkarza, który walczy i po prostu wykonuje czarną robotę. I to właśnie jest rozeznanie. Tu nie chodzi, że ktoś gra na Cyprze na dziesiątce i odnajdzie się w reprezentacji. Tak nie będzie, bo jest słaby i dlatego jest na Cyprze. Tam jedzie się tylko po pieniądze, do tego w Europie wcale nie takie duże. Nie robi się tam karier, rzadko który gdzie idzie później do lepszej ligi.
Po spotkaniach z Holandią i Finlandią wróciła nadzieja na awans na mistrzostwa świata. Nie można tego zmarnować w meczu z Litwą.
- Jeżeli my nie damy rady Litwie, to gdzie my chcemy na mistrzostwa świata jechać? Za moich czasów liczba zespołów na mistrzostwach Europy czy mistrzostwach świata była dużo mniejsza. Żeby teraz nie awansować, to naprawdę trzeba być kulawym. Dzisiaj jest sporo przekłamań: jedziemy na mistrzostwa, bo jesteśmy tacy bardzo dobrzy. Nie jesteśmy! Tak jest skonstruowany regulamin, że mamy kolejne szanse. I w jakiś sposób, szczęśliwie, przez baraż baraży, awansujemy. To nie jest spektakularny sukces, tylko wejście tylnymi drzwiami.
To na koniec awansujemy na mistrzostwa świata z trenerem Urbanem?
- Musimy. Jasiu musi zrobić ten sukces. Wie pan dlaczego? Bo on wie, jak to zrobić, jemu to się należy i chłopakom. Cała jego kariera, całe życie prywatne, które ja znam, to nie ma na nim żadnej rysy. Ja przynajmniej nie słyszałem. Ma umiejętności, wiedzę, doświadczenie, to wszystko, co jest potrzebne w sukcesie. Także czekam na to.


















