Ci, którzy lubią oglądać reprezentację Polski na żywo z wysokości trybun, mieli w marcu powody do zadowolenia. Oba mecze odbyły się bowiem w naszym kraju, a konkretnie na PGE Narodowym w Warszawie. Najpierw, w piątek, "Biało-Czerwoni" podejmowali Litwę, a trzy dni później zmierzyli się z Maltą. Podczas pierwszego z tych spotkań na trybunach pojawiło się 55 738 kibiców. To dobry wynik, można powiedzieć, że standardowy w ostatnich latach. Oficjalnie kompletu nie było, ale niewiele do niego zabrakło. Znacznie gorzej szła natomiast sprzedaż wejściówek na drugi z meczów. Powodów było kilka - po pierwsze gorszy termin. Przeciwko Litwinom Polacy grali w piątek, z Maltańczykami mierzyli się natomiast w poniedziałek. To utrudnienie zwłaszcza dla przyjezdnych fanów. Po drugie - klasa rywala. Choć o Litwinach trudno mówić jako o europejskim potentacie, to mimo wszystko są reprezentacją lepszą od Maltańczyków. Po trzecie wreszcie - słaby występ Polaków w pierwszym meczu. Gdyby kadra Probierza oczarowała w piątek, bez wątpienia więcej osób zdecydowałoby się przyjść na stadion w poniedziałek. Polska - Malta. Puste sektory na PGE Narodowym Jeszcze w sobotę, dwa dni przed meczem, w systemie dostępnych było wciąż około 10 tysięcy biletów. Już wtedy można było z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że PZPN nie sprzeda wszystkich wejściówek. Kiedy pojawiliśmy się na trybunie prasowej, nasze hipotezy okazały się prawdziwe. Sporo sektorów - tych, które nie są objęte w obrazku telewizyjnym - świeciło pustkami. Najlepiej widać to na zdjęciu poniżej: W trakcie drugiej połowy doczekaliśmy się oficjalnego komunikatu dotyczącego frekwencji. Zgodnie z nim na trybunach pojawiło się 45 872 kibiców. To zatem aż o 10 tysięcy osób mniej niż podczas meczu z Litwą. Z PGE Narodowego Jakub Żelepień, Interia