Już nigdy więcej nie wskoczy na reklamowy kwadrat w narożniku boiska. Już nikt nie zrobi mu takiego zdjęcia na Stadionie Śląskim - jednego z najlepszych, jakie zrobiono komukolwiek z "orzełkiem na piersi". Młodsi ludzie powiedzieliby: aura. I to niesamowita. Jedyna w swoim rodzaju. Bo u stóp cały świat miał przez tę chwilę gość, który wzniósł się ten nieco ponad metr nad ziemię, a jednocześnie nigdy się od niej nie oderwał. Nie odleciał, nawet gdy "włączał Turbo". Był sobą. Był normalny. Był "Grosikiem", którego nie sposób nie lubić. Można wymieniać teraz, jak w stu pożegnalnych tekstach w tym temacie, mnóstwo liczb. 94 mecze dla reprezentacji Polski. 17 goli z "orzełkiem na piersi", do których dorzucił 24 asysty. Ale to tylko statystyki. Ważne, udowadniające wartość skrzydłowego Pogoni Szczecin, ale nie oddające w pełni tego, ile Grosicki sam oddawał tej reprezentacji.On był jednym z tych ulepionych z innej gliny. Zanim się rzucą na mnie młodzi czytelnicy, doprecyzuję, że nie napisałem "lepszej". Na pewno też nie gorszej, po prostu - innej. Miała swoje wady, jak pewnie każde pokolenie ludzi. Ale z przyjemnością oglądało się w koszulce reprezentacji Polski kogoś, dla kogo ta koszulka, ta drużyna, ten kraj, ci rodacy na trybunach i przed telewizorami - byli wszystkim. Polska wyłącza Turbo Paweł Dawidowicz o Robercie Lewandowskim mówił: mógł udać kontuzję, nikt by się nie czepiał, że nie przyjechał na kadrę. Grosicki prędzej udałby, że nie ma kontuzji, byleby tylko na kadrę przyjechać.Miał przy tym w sobie mnóstwo odwagi boiskowej. To nie jest tak, że z Mołdawią przyjeżdża na benefis, gdzie będziemy żegnać starszego pana - to przecież najlepszy asystent zakończonego właśnie sezonu Ekstraklasy! Zasłużył, by w tej reprezentacji zagrać nie tylko po to, by powiedzieć kibicom "do widzenia".Jego Pogoń jest dziś największym przegranym minionym rozgrywek, ale z drugiej strony - dzięki Grosickiemu otarła się dwukrotnie o europejskie puchary, przegrywając minimalnie z Legią w finale Pucharu Polski i z Jagiellonią o podium Ekstraklasy.Grosicki piłkarsko nadal ma coś, czego brakuje dzisiejszym reprezentantom w bocznych sektorach boiska. W kadrze grają zawodnicy, którzy nie potrafili przedryblować żadnego Maltańczyka czy Litwina! Tuż przed pożegnaniem Grosickiego nadeszła pilna wiadomość. Niespodziewany wpis A Grosik? Czasem ruszał, jakby rywali nie było. Czy byli to amatorzy z Gibraltaru, czy mistrzowie świata Niemcy - odpalał "Turbo" i oglądali jego plecy. W erze Adama Nawałki był tak istotny, jak Kuba Błaszczykowski. Można się pośmiać z anegdoty Sławka Peszki o trzeciej nad ranem we Frankfurcie, a jednocześnie - ja z tego miasta zapamiętam asystę do Roberta Lewandowskiego "zewniakiem", której nie powstydziłby się Luka Modrić.Patrzę na obecnych chłopaków. Mają talent. Technikę. Dobre kluby. Nazwiska. Ale tej mieszanki charakteru z błyskiem, zadziornością i odwagą, która podnosi kibiców z krzesełek, mogą mu pozazdrościć.Grosicki jest ikoną reprezentacji Polski. Symbolem. 17 lat, masa wzlotów i upadków, czasem teatralnych - jak z Japonią, gdy chciał wymusić przerwę w grze i zmianę Błaszczykowskiego w ostatnich sekundach. Ale taka była też ta kadra przez lata. Nieidealna. Niekiedy niekochana. Ale dziś można o tym zapomnieć. Zatrzymać się. Docenić. Bić brawo. Dzięki, że gdy tylko zdrowie dopisywało - byłeś. Za te rajdy. Za te emocje. Za to, że pokazałeś, jak można kochać reprezentację Polski. Traktowałeś ją jak świętość. Czuć było, że gra "z orzełkiem na piersi" nie jest dla ciebie obowiązkiem, tylko zaszczytem. Miałeś prawidłowo poustawiane priorytety. Szacunek. Będzie duszno bez tego wiatru na skrzydle.