Oto kulisy przyjazdu Ronaldinho do Polski. Mateusz Borek ujawnia. To się w głowie nie mieści
Widowisko, które miało być jednym z największych świąt piłki nożnej w naszym kraju zakończyło się w dość kuriozalnych okolicznościach. Organizatorzy nie popisali się w tym przypadku, co skutkowało wieloma niepożądanymi incydentami. Oliwy do ognia dolał również Mateusz Borek, który w niedawnej transmisji na "Kanale Sportowym" zdradził interesujący obraz wizyty Ronaldinho w Polsce. Okazuje się, że opuszczenie murawy w 73. minucie nie było jedyną "zachcianką" gwiazdora.

To miało być niezapomniane widowisko. 21 czerwca na Stadionie Śląskim w Chorzowie legendarne "Orły Nawałki" zmierzyły się z brazylijską drużyną, prowadzoną przez nikogo innego jak Ronaldinho. Trybuny pękały tego dnia w szwach, bowiem każdy chciał na własne oczy zobaczyć żywą ikonę światowego futbolu.
Choć sam mecz mógł się podobać, to jego strona organizacyjna pozostawiała naprawdę wiele do życzenia. Brak odpowiedniej koszulki dla jednego z brazylijskich gwiazdorów, 13 piłkarzy po jednej ze stron czy wreszcie seria rzutów karnych, na którą absolutnie nikt nie był gotowy. Wszystko to dodatkowo spuentowane zostało opuszczeniem boiska przez Ronaldinho, który po 73. minucie spotkania... rozpłynął się w powietrzu. 45-latek nie doczekał zakończenia show, którego był przecież głównym aktorem. Okazuje się jednak, że to nie ostatnia, ani nawet nie pierwsza zachcianka jaką względem organizatorów wystosował Ronaldinho. Więcej szczegółów w tym temacie zdradził komentujący mecz legend Mateusz Borek.
Ronaldinho z szeregiem wymagań. Tego życzyła sobie gwiazda światowego futbolu
Podczas transmisji "Moc Futbolu", która odbywała się na "Kanale Sportowym" słynny komentator pozwolił sobie na chwilę szczerości. Ujawnił on, jak tak naprawdę wyglądały kulisy wizyty legendarnego Brazylijczyka w naszym kraju oraz przybliżył słuchaczom szczegóły odnośnie do samego wydarzenia.
"Ronaldinho dzisiaj nie ogląda meczów, bo go nie interesują. Chce grać futbol bezkontaktowy, jak na plaży. On stawia warunek, że możemy zagrać, ale nie ma kontaktu. Byłem tym trochę zawiedziony. Ronaldinho na kolację dzień wcześniej przyjechał dwie godziny później, usiadł ze sponsorami, na wywiady chętny nie był. Nie siedział nawet ze swoimi kolegami. Na mecz koledzy przyjechali autobusem, a on później przyjechał swoim vipowskim busem. Zażyczył swojej własnej szatni, na meczu nie siedział nawet z kolegami. Zszedł w 70. minucie i bez prysznica odjechał ze stadionu. Prawdopodobnie nawet nie wiedział jakim wynikiem skończył się ten mecz" - przytaczał wydarzenia ostatnich dni Mateusz Borek.
To wyznanie pokrywa się również z wcześniejszymi słowami komentatora, które ten wypowiadał jeszcze podczas trwania meczu legend. Zdradził on bowiem, że Ronaldinho na stadion dotarł dużo później niż jego koledzy, a także nie brał udziału w rozgrzewce swojej drużyny.


