Niecodzienne zachowanie Litwinów przed meczem z Polską. "Może być dziwnie"
Litwa - Polska to nie tylko mecz piłkarski. To wydarzenie wykraczające poza sport. I da się to odczuć przechadzając się w dniu meczowym po Kownie. Niecodzienna decyzja władz litewskiego futbolu, aby jak najmocniej wypełnić stadion kibicami gości, rzuca się w oczy na każdym kroku.

Korespondencja z Kowna
Gdy w 2011 roku w Kownie miało dojść do meczu Litwa - Polska, na ulicach wiało grozą. Przed maską samochodu, którym w dziennikarskim gronie jechaliśmy po mieście, odbyła się scenka: najpierw przebiegł jakiś człowiek, a zaraz za nim kolejny - tyle, że z kijem bejsbolowym. Droga na piłkarski, a w gruncie rzeczy piłkarsko-lekkoatletyczny, stadion prowadzi przez park. Tam doszło z kolei do drugiego starcia, w dużo szerszym gronie. Część z uczestników tego zajścia straciło zęby, część - wolność na 48 godzin. Kolejni - prawo wjazdu na Litwę w przyszłości.
Litwini sami chcieli Polaków na trybunach
Wiele wskazuje, że tamto zdarzenie pozostanie tylko wspomnieniem - nawet jeśli po Kownie kręci się rekordowa liczba policjantów, a służby są w dawno niewidzianej mobilizacji. Mimo najazdu Polaków na Kowno, przynajmniej do godzin popołudniowych, na mieście jest wyjątkowo spokojnie. Litwini przecinają się z Polakami, przesiadują w tych samych lokalach, idą tymi samymi ulicami i spotykają się w (sic!) parkach. Także w tym przy stadionie. Proporcje na obiekcie rozłożą się niemal po równo - spodziewanych jest około 10 tys. fanów, z czego mniej więcej połowę będą stanowić Polacy. Znając polsko-litewską kibicowską historię, szaleństwem byłoby poręczyć, że do żadnych przykrych zajść nie dojdzie, natomiast niewiele na to wskazuje, by miało być gorąco, jak w 2011 roku. Albo jak wtedy, gdy kibice Lecha Poznań wywiesili słynny transparent o "litewskim chamie klękającym przed polskim panem". Albo gdy starcie Vetry Wilno z Legią Warszawa skończyło się walkowerem na korzyść gospodarzy, bo kibice gości - niech powieje eufemizmem - nie wytrzymali nerwowo gry swojej ekipy i postanowili w inny sposób pokonać miejscowych.
Polaków i Litwinów zbliżyła ewidentna niechęć do Rosji. W kraju naszego sąsiada z północy jest większa niż kiedykolwiek wcześniej, co jest ogólnym potwierdzeniem trendu w tej części Europy. Przykładowo Estonia ogłosiła jakiś czas temu, że do 2030 roku zaprzestanie nauczania języka rosyjskiego w szkole. Zmianą od czasu wspomnianego 2011 roku było również cztery lata później wprowadzenie na Litwie waluty euro - symbol dążenia w kierunku Zachodu. Władze bardziej niż starć polsko-litewskich obawiają się rosyjskich prowokacji mogących doprowadzić do skłócenia Litwy i Polski.
Piłkę na Litwie mało kto chce oglądać, a o stanie popularności konkretnych sportów świadczą najlepiej pojemności obiektów. Ten piłkarski posiada 15 tysięcy krzesełek. Oddalona od niego o 2 km hala sportowa, w której występują koszykarze - 17,5 tys. Do tego jest przeszklona i nowoczesna. Władze Litewskiego Związku Piłki Nożnej w meczu z Polską wyczuli szansę na zapełnienie stadionu, wszak Polacy są największą w kraju mniejszością zagraniczną. Wymagane przepisami 5 proc. biletów dla gości w tym przypadku oznaczałoby konieczność przekazania do PZPN zaledwie 750 wejściówek. Przekazano… ponad pięciokrotnie więcej, a wszystkie rozeszły się na pniu. Do tego w komunikatach wykupionych przez związek na ulicach miasta oraz w gazetach, wprost - i po polsku - zachęcano Polonię do przyjścia na stadion. W efekcie na trybunach powinno zasiąść 5 tys. Biało-Czerwonych. Tak zaburzone proporcje są wyjątkową rzadkością, a wspominał o tym dzień przed meczem Artemijus Tutyskinas, reprezentant Litwy, całkiem niedawno piłkarz ŁKS-u. - Może być dziwnie, ale z drugiej strony z Polski na Litwę jest blisko - mówił. Oczywiście po polsku.
Litwini nie robią żadnych problemów. Początkowo przygotowali dla polskich dziennikarzy 15 akredytacji meczowych. Gdy zapotrzebowanie ze strony Polaków sięgnęło 43 - po prostu przyznano 28 brakujących.
Litwini zbliżają się do nas. Ale nie piłkarsko
Da się wyczuć, że Polska jest tutaj traktowana jak przyjaciel. Niekoniecznie według zasady "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem", ale po prostu. Jednym z gości na kownieńskim stadionie będzie premier Polski Donald Tusk, który przyjął zaproszenie premier Ingi Ruginiene do wspólnego oglądania meczu. To efekt między innymi spotkania tej dwójki niedawno w Warszawie, kiedy to omawiano kwestie bezpieczeństwa i zagrożenia ze strony Rosji.
Odwrót Litwy od Rosji jest widoczny na każdym kroku - na ulicach miasta ze strony miejscowych łatwiej spotkać się z językiem polskim niż rosyjskim. Władze państwowe też nie pozostają bezczynne wobec społecznych oczekiwań. W tym roku Litwa zakończyła proces demontażu linii energetycznych, które łączyły ją z obwodem królewieckim Rosji. Jak poinformował litewski operator systemu przesyłowego Litgrid, jest to symbol pełnej integracji Litwy z kontynentalnymi sieciami energetycznymi Europy.
O zbliżeniu się do poziomu reprezentacji Polski eksperci piłkarscy na Litwie marzą. Oczywiście ci nieliczni, bo piłka nożna nie ma w tym kraju większego znaczenia. Widać to w mediach - gdzie przesadnie nie informuje się o meczu, widać to było także na oficjalnej przedmeczowej konferencji, na której niemal całą salę wypełnili dziennikarze z Polski. Sam rozmiar tej salki - wyjątkowo klaustrofobiczny - pokazywał najlepiej, jakie jest codzienne zainteresowanie futbolem.
Widać to też w samej Ekstraklasie. Aktualnie w żadnym z nich (!) nie ma litewskiego piłkarza. Jeszcze kilka lat temu był to jeden z najliczniej reprezentowanych krajów w naszych rozgrywkach. Powód (w uproszczeniu) wydaje się prosty - od tamtego czasu Ekstraklasa rośnie, a poziom litewskich piłkarzy spada. To musiało się tak skończyć - Ekstraklasa dziś już nie potrzebuje Litwinów.
Litewscy dziennikarze nie widzą żadnych szans w starciu z Biało-Czerwonymi, nie zachwycają się też ostatnim meczem z Holandią, w którym ich drużynie prawie udało się sensacyjnie wydrzeć punkt. Umieją rozróżnić jednostkowe zdarzenie od całościowego trendu, który jest dla nich brutalny - Litwa ostatni mecz o punkty wygrała w marcu 2024, gdy rywalem w barażu o pozostanie w przedostatniej Dywizji Ligi Narodów był Gibraltar (Litwa i tak spadła do najsłabszej, tylko że rok później). Ostatnim zwycięstwem Litwinów (w meczu o punkty) z rywalem spoza grona mini-państw, było to z Bułgarią z jesieni 2023, a żeby znaleźć jeszcze wcześniejsze, trzeba by się cofnąć o kolejne dwa lata (również z Bułgarią!). Wniosek jest prosty - nie ma na kontynencie wielu drużyn notujących gorsze wyniki od naszych niedzielnych rywali.
Brak zwycięstwa Polaków w tych okolicznościach byłby wizerunkową katastrofą. Oby nie doszło do innej - tej podobnej z 2011 roku. Ze względu na niecodzienne proporcje na trybunach, to może być wyjątkowe wydarzenie.












