Jak podziała terapia szokowa zastosowana przez Michała Probierza? To podstawowe pytanie, na które odpowiedzieć miał mecz naszej kadry w Helsinkach. Mecz, na który - wobec urazu Piotra Zielińskiego - w roli kapitana "Biało-Czerwonych" wyprowadził Jan Bednarek. Sam selekcjoner został jeszcze przed meczem wygwizdany przez kibiców, gdy spiker wywołał jego nazwisko podczas wyczytywania składów, składając tym samym wotum nieufności. Jedyną obroną dla dowódcy naszej drużyny narodowej mógł być pozytywny wynik. Początek meczu był dla Polaków obiecujący - najpierw Jakub Moder uderzył celnie z rzutu wolnego, potem Krzysztof Piątek głową po centrze z prawej flanki. W końcu w 12. minucie wydawało się, że bramka w końcu musi paść. Nicola Zalewski kapitalnie urwał się na lewym skrzydle, zakładając "siatkę" rywalowi i dograł w pole karne. Piłka trafiła na nogę Krzysztofa Piątka, którego strzał zatrzymał instynktowną paradą Lukas Hradecky, lecz okazję do dobitki miał jeszcze Matty Cash. Wystarczyłoby, by lekko podniósł piłkę, a tak jeden z obrońców zdążył z ofiarną interwencją, sunąc po murawie. Mimo braku skuteczności "Biało-Czerwoni" rozgrywali jednak do tej pory solidne spotkanie, ALE... Potem nadeszła 29. minuta. Co zrobił Łukasz Skorupski? Koszmaru Polaków akt pierwszy Początkowo nic nie zwiastowało tragedii. Ot, piłka znajdowała się pod nogami Łukasza Skorupskiego. Być może wielu kibiców zadawało sobie pytanie, po co właściwie Joel Pohjanpalo biegnie w jego stronę. Szybko poznaliśmy na nie odpowiedź. Piłkarz Palermo odebrał piłkę naszemu golkiperowi, który chwilę później przy próbie naprawienia swojego potwornego błędu wyciął równo z murawą Robina Loda. Werdykt sędziego João Pinheiro - choć nadszedł dopiero po analizie VAR - mógł być tylko jeden - rzut karny. Do piłki podszedł wspomniany już Joel Pohjanpalo, wymierzając sprawiedliwość. Stracona bramka kompletnie wybiła z rytmu nasz zespół, który przed przerwą nie stworzył już w zasadzie choćby cienia zagrożenia pod bramką rywala, nie licząc może strzału z dystansu Sebastiana Szymańskiego. I zrobiło się nerwowo, bardzo nerwowo. Druga połowa zaczęła się od... świetnej okazji Finów. A potem nadarzyła się kolejna, gdy w 53. minucie piłka zatrzepotała na poprzeczce bramki Łukasza Skorupskiego po strzale... znanego z Cracovii obrońcy - Arttu Hoskonena. W 57. minucie w końcu nastąpił impuls, gdy Matty Cash uderzał z ostrego kąta, przegrywając pojedynek z bramkarzem. Po chwili Michał Probierz zdecydował się na pierwszą roszadę - wpuścił do gry Jakuba Kamińskiego w miejsce Karola Świderskiego, przesuwając tym samym Nicolę Zalewskiego do środka pola. Gol rodem z Cracovii. Koszmaru Polaków akt drugi Kolejna akcja Polaków zaowocowała groźnym strzałem głową w wykonaniu Krzysztofa Piątka. Ale bramki wciąż nie było, przynajmniej dla Polaków. Bo w 64. minucie kapitalną kontrę wykończył wprowadzony chwilę wcześniej na murawę Benjamin Kallman, przekładając tym samym świetną formę strzelecką z meczów Cracovii na niwę reprezentacyjną. Po pięciu minutach "Biało-Czerwoni" wyprowadzili jednak odpowiedź. Piłkę do siatki rywali - w dość szczęśliwych okolicznościach - wpakował Jakub Kiwior, wykorzystując zamieszanie w polu karnym po wrzucie z autu. Dramatyczne sceny - reanimacja na trybunach W okolicach 70. minuty piłka zeszła na dalszy plan. Na trybunach doszło bowiem do akcji reanimacyjnej - pomocy medyków wymagał jeden z kibiców. Piłkarze obu ekip zeszli do szatni, a przerwa trwała długie minuty. Na szczęście po tym czasie pojawił się komunikat, że pomoc medyków okazała się skuteczna, a osoba potrzebująca pomocy została przetransportowana do szpitala. Po wznowieniu gry niezłą okazję strzelecką miał Jakub Kiwior, który posłał piłkę nad poprzeczką. Kolejnych argumentów, które pozwoliłyby nam wyszarpać chociaż jeden punkt już zabrakło. Choć pod koniec doliczonego czasu gry kąśliwy strzał oddał jeszcze Matty Cash - ale posłał piłkę obok słupka. Przegraliśmy z Finlandią 1:2. To boli. I to bardzo. Ze Stadionu Olimpijskiego w Helsinkach - Tomasz Brożek