Michael Ameyaw: Nie jestem w stanie zrozumieć, po co ludzie to robią
- Nie da się od tego odciąć. To część życia każdego sportowca, mojego też. Czasem wchodzę w jakieś posty i komentarze odnośnie mnie, ale część z nich wydaje mi się zabawna. Ludzie potrafią pisać rzeczy, o których nie mają pojęcia – mówi w rozmowie z Interią Michael Ameyaw, piłkarz Rakowa Częstochowa, jesienią poprzedniego roku dwukrotny reprezentant Polski, który ostatnie miesiące spędził na rehabilitacji po kontuzji.

Przemysław Langier (Interia Sport): Ile razy w ciągu ostatniego pół roku przeklinałeś?
Michael Ameyaw (piłkarz Rakowa Częstochowa): Wbrew pozorom - nie dużo. To nie było rozwiązanie na moje problemy.
Pół roku bez gry po tym, jak kariera zaczęła układać się jak w bajce, przyjąłeś na chłodno?
Nie było to nic przyjemnego, zwłaszcza w okolicznościach, o których mówisz. Natomiast życie nie jest kolorowe. Czasem spada gong na twarz i trzeba sobie z tym poradzić. Bo przecież nagle się nie poddam. Jest o tyle łatwiej, że pomaga mi przegadanie trudnych spraw z narzeczoną, rodzicami.
Pierwsza kontuzja na początku zimy, druga - zaraz po powrocie, w marcu. Miało być cztery-sześć tygodni przerwy, a nie zagrałeś już do końca sezonu. Wszystko w porządku z rehabilitacją?
Tak naprawdę traktuję to jako jedną kontuzję, bo problem był z mięśniem dwugłowym uda i ten uraz mi się po prostu odnowvił. To jest taka rzecz, która w każdej chwili może się ponownie odezwać, więc proces musi być długi i żmudny, trzeba obudować się mięśniami. Ale rehabilitacja przebiega wzorowo. O tygodnia jestem w treningu, zdrowie dopisuje.
Dostałeś jakieś nieoczekiwane wsparcie w czasie kontuzji?
W marcu odezwał się do mnie sztab z kadry z pytaniem, jak wygląda moja sytuacja. To było pytanie w kontekście ewentualnego powołania na marcowe mecze reprezentacji, ale akurat wtedy przydarzyła się ta druga kontuzja i temat znikł.
Michael Ameyaw w reprezentacji Polski
Wtedy jeszcze nie mogłeś przypuszczać, że jeśli wrócisz do reprezentacji, to już nie do drużyny Michała Probierza…
Ja o trenerze mogę wypowiadać się jedynie dobrze - co jest naturalne, gdy mówimy o kimś, kto dał mi zadebiutować w reprezentacji Polski. Będę mu do końca życia wdzięczny. Ale nawet abstrahując od tego, były rzeczy, które mi u niego imponowały. Jest człowiekiem z dużą otwartością do innych. Pamiętam, jak na moim pierwszym zgrupowaniu, odwiedzili mnie rodzice. Trener podszedł do nich, zagadał, powiedział kilka fajnych słów. Nie musiał tego robić, a to potrafi podbudować piłkarza. W ogóle rozdzieliłbym to, jak świat widzi Michała Probierza - trenera, i jakim jest człowiekiem prywatnie. To człowiek z dużą klasą.
Ale jako trener lubi popaść w konflikt z gwiazdami. Temat wciąż żywy, więc muszę podpytać - widziałeś już wtedy, jesienią 2024, jakiś zalążek szykującej się wojenki między nim, a Robertem Lewandowskim?
Zupełnie nie.
To z drugiej strony - jakie były twoje pierwsze wrażenia, gdy patrzyłeś na Roberta Lewandowskiego? Pytam w kontekście doniesień, że szatnia wolała innego kapitana.
Nie widziałem wiele, ale zupełnie nie zgodziłbym się z teoriami, że Robert jest poza grupą. Na jesiennym zgrupowaniu był jej mocną częścią, a atmosfera między wszystkimi była bardzo dobra. Dziwiłem się, czytając - szczególnie w mediach społecznościowych - że jest jakieś napięcie, bo na moje oko nie było to zgodne z prawdą.
Wśród nich były też opinie, że Lewandowski nie wspiera nowych kadrowiczów.
A w moim przypadku było wręcz przeciwnie. Normalnie ze mną porozmawiał, dał kilka rad. Na przykład w aspekcie wykończenia akcji w polu karnym, albo w jaki sposób zachować spokój w decydującym momencie - co jest bardzo cenne, skoro mówi to taka postać. Poza piłkę w rozmowach raczej nie wychodziliśmy.
Zanim znalazłeś się w kadrze, przed poprzedzającym zgrupowaniem pojawiła się informacja, że już wtedy będziesz powołany. Skończyło się na plotkach. Nie podcięły nieco skrzydeł?
Wiadomo, że jak czytasz swoje nazwisko w kontekście kadry, to zaczynasz liczyć na powołanie i jeśli go nie dostajesz, pojawia się jakieś rozczarowanie. Ale też i chęć, by przycisnąć mocniej. Jak widać, nie musiałem długo czekać, by faktycznie znaleźć się w reprezentacji.
Piłkarz nie ucieknie od mediów społecznościowych
To, co znajdzie się w mediach lub mediach społecznościowych, wpływa na myślenie piłkarzy?
Nie da się od tego odciąć. To część życia każdego sportowca, mojego też. Czasem wchodzę w jakieś posty i komentarze odnośnie mnie, ale część z nich wydaje mi się zabawna. Ludzie potrafią pisać rzeczy, o których nie mają pojęcia - i przede wszystkim wiedzy, co faktycznie dzieje się w środku. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. W życiu nie przyszłoby mi do głowy wypisywanie negatywnych komentarzy ot tak, jakby dla sportu. Może wynika to z tego, że ci ludzie mają po prostu nieciekawe życie, albo stosują to jako formę rozrywki?
Dostajesz jakieś dziwne wiadomości prywatne?
Raczej nie, ale mówiąc tak ogólnie - o piłkarzach - to wiem, że zdarza się to regularnie. I najczęściej są to same nieprzyjemne rzeczy. Społeczeństwo w Internecie tak wygląda, że pozytywne komentarze nie są tak ochoczo doceniane, jak te negatywne - tego też nie rozumiem. Że ludziom chce się tracić czas na dowalenie komuś…
Dziennikarze za to dowalają zawodowo. Szczerze mi powiedz - nie znamy się na piłce?
To nie tak, że dziennikarze się nie znają, ale czymś naturalnym jest, że znają się mniej od osób, które w tej piłce siedzą od środka. Teraz robisz ze mną wywiad, ale oczywiste jest, że gdybyśmy się zamienili rolami i ja zacząłbym przeprowadzać z tobą, nie zrobiłbym tego profesjonalnie. Tak samo dziennikarz najczęściej nie jest w stanie wejść na bardzo wysoki poziom merytoryczno-taktyczny. Natomiast generalnie nie mam nic przeciwko krytyce - rozumiem pewne mechanizmy, których się od was wymaga. Musi być głośno, musi się kliknąć - akceptuję to.
Masz czarną listę dziennikarzy?
Tak bym tego nie nazwał, natomiast swoją opinię na temat niektórych nazwisk posiadam. Jest kilku, których naprawdę szanuję za fachowość i im ufam. Inni - choć w większości to byli piłkarze - potrafią bardzo dobrze wypowiedzieć się o tej stronie taktycznej. Ale są i tacy, których traktuję jak dno i margines. Którzy torują sobie ścieżkę poprzez wyzwiska względem piłkarzy. Zostawię dla siebie, o kogo mi chodzi.
Czym różni się Marek Papszun od innych trenerów
Za dziennikarzami chyba nie do końca przepada Marek Papszun…
Coś w tym może być, bo faktycznie trudno zaobserwować u niego jakieś aktywności medialne.
Ale jako piłkarz, zaraz odkłamiesz mi inną teorię na jego temat. Przy okazji Gali Ekstraklasy, zawodnicy z innych klubów wybrali go w kategorii "trener, z którym nie chciałbym pracować". Dlaczego wygrał to głosowanie niesłusznie?
Ja na pewno bym tak nie zagłosował, choćby z jednego powodu - uważam, że bardzo dużo można się od niego nauczyć. Ma ogromną wiedzę i jestem przekonany, że każdy, kto trafiłby pod jego rękę, to nawet w sytuacji, w której nie byłby zachwycony współpracą, sporo by z niej wyciągnął. Ale tak próbując wejść w głowy zawodników, którzy go wytypowali… może ze strachu przed opinią, że jest wymagający? No jest, ale ja bym nie powiedział, że to negatywna cecha.
Ty bardzo szybko się do tego dostosowałeś.
Bo wiedziałem, na co się piszę. Rzeczywiście różnic jest sporo, jeśli chodzi o trenowanie tutaj i w innych klubach, ale jeśli człowiek jest świadomy, to nie ma prawa być zaskoczony.
Czym się różni trening Marka Papszuna od innych?
Jest spory rygor. Wypełniamy ankiety samooceny po meczach, telefony odkładamy w momencie wejścia do szatni, na boisku też jest masa różnych zasad.
Krąży opinia, że u trenera Papszuna nie jest za łatwo taktycznie. Że piłkarz musi być na bardzo wysokim poziomie intelektualnym, by ogarniać, o co chodzi.
Zgodziłbym się. Potrzeba trochę czasu, by się zaadaptować, ale to proces, któremu musisz zaufać. Nie wychodzisz na boisko, by sobie pograć, tylko masz świadomość, że są zadania, do których trener przywiązuje wielką wagę.
W klubie wicemistrzostwo było rozczarowujące?
Gdy walczysz do ostatnich sekund sezonu i ostatecznie tytułu pozbawia cię wybicie piłki z linii w samej końcówce meczu przez zawodnika Lecha - trudno być zadowolonym. Może na początku sezonu, gdy nam nie szło, potraktowalibyśmy wicemistrzostwo jak sukces, ale w tych okolicznościach czuć pewien niesmak.
Mistrzostwa swoich kolegów pozbawiłeś też ty! (Michael Ameyaw strzelił zwycięskiego gola dla Piasta Gliwice w meczu z Rakowem, tuż przed tym, jak trafił do Częstochowy)
Był to jakiś temat w szatni, ale każdy wie, jak jest - grałem dla swojej drużyny.

