Musimy cofnąć się do 2006 roku. Wówczas po nieudanym mundialu w Niemczech z reprezentacją Polski żegna się Paweł Janas. Ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz, przy dużym wsparciu sponsora, postanowił sprowadzić do naszego kraju duże nazwisko. Mowa o Leo Beenhakkerze. Doświadczony Holender prócz prowadzenia kadry swojego kraju, wsławił się również sukcesami w Ajaxie, Realu Madryt i Feyenoordzie. Holender w Niemczech, podobnie jak Polska, zatrzymał się na fazie grupowej. Beenhakker w Trynidadzie i Tobago zrobił jednak furorę, wprowadzając to małe wyspiarskie państwo na pierwszy w historii mundial. Pomimo, że u naszych zachodnich sąsiadów wyjścia z grupy nie było, to Beenhakker nie miał się czego wstydzić. Bezbramkowy remis ze Szwecją i porażka z Anglią po golach w końcówce to duży sukces dla piłkarskiego "kopciuszka". Na sam koniec przydarzyła się porażka z Paragwajem, ale i to nie mogło obniżyć entuzjazmu. Trudne początki Holendra na polskiej ziemi Holender długo nie czekał na kolejne zawodowe wyzwanie. Debiut Beenhakkera przypadł na towarzyskie spotkanie z Danią. Ostatni sprawdzian przed zbliżającymi się eliminacjami do Euro 2008 zakończył się klapą. Porażka 0:2 pokazała selekcjonerowi, jak dużo pracy go czeka. A czasu nie było, bo już na horyzoncie czaił się pierwszy mecz eliminacyjny z Finlandią. Jerzy Dudek - Marcin Wasilewski, Arkadiusz Głowacki, Jacek Bąk, Michał Żewłakow - Jakub Błaszczykowski, Mirosław Szymkowiak, Arkadiusz Radomski, Jacek Krzynówek - Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski. Na taki wyjściowy skład w Bydgoszczy postawił Beenhakker. Widzimy tutaj połączenie rutyny z młodością, przede wszystkim w osobie Jakuba Błaszczykowskiego. Ówczesny piłkarz Wisły Kraków notował wówczas swój drugi występ w seniorskiej kadrze. Po drugiej stronie boiska w oczy rzucały się przede wszystkim dwa nazwiska. Szefem linii defensywy fińskiej kadry był Sami Hyypiä. Klubowy kolega Jerzego Dudka niewiele ponad rok wcześniej sięgnął z Liverpoolem po Ligę Mistrzów. Absolutną legendą tamtego składu był jednak Jari Litmanen, przez wielu uważany dzisiaj za najlepszego fińskiego piłkarza w historii. Dramat w Bydgoszczy Powoli myślący o zakończeniu zawodowej kariery Litmanen, który święcił największe triumfy jako zawodnik Ajaxu, w Bydgoszczy zabawił się z naszą defensywą. Do przerwy gra naszej kadry wyglądała bardzo przeciętnie, lecz wtedy jeszcze udawało się uniknąć utraty goli. Od początku drugiej połowy Finowie bezlitośnie wykorzystywali wszelkie uchybienia. Wszystko załamało się w 54. minucie, po fatalnym błędzie Dudka. Golkiper Liverpoolu przy próbie wybicia piłki z własnego pola karnego trafił w jednego z Finów. Futbolówka wróciła w okolicę pola karnego, na co polscy defensorzy nie byli przygotowani. Do piłki dopadł Litmanen, który "podcinką" skorzystał z prezentu. Po stracie gola Polacy próbowali wrócić do gry, lecz w zasadzie poza strzałem w bramkarza z kilku metrów Ebiego Smolarka, trudno mówić o jakichś konkretach. Od 75. minuty sytuacja Polaków stała się dramatyczna. Wprowadzony z ławki Andrei Eremenko z ogromną łatwością ograł Arkadiusza Głowackiego i starał się przedostać w pole karne. Polski defensor go powalił, za co Polska została ukarana nie tylko rzutem karnym, ale również i czerwoną kartką dla faulującego. "Jedenastkę" ze stoickim spokojem wykorzystał Litmanen. Lider fińskiej kadry kilka minut później do dubletu dorzucił jeszcze asystę. I znowu, bramka padła po kuriozalnym zachowaniu polskiej drużyny. Obrońcy widząc próbę dogrania Litmanena próbowali złapać rywali na pozycji spalonej. Nikt jednak nie wpadł na to, by kryć dynamicznie włączającego się do akcji Mikę Väyrynena. Zawodnik PSV Eindhoven otrzymał od Polaków tak dużo miejsca, że zdążył futbolówkę przyjąć, spojrzeć i ostatecznie przerzucić ją nad bezradnym Dudkiem. W zasadzie jedyny pozytywny aspekt tego meczu dotyczy osoby Łukasza Garguły. Debiutujący tego dnia w narodowych barwach pomocnik GKS-u Bełchatów tuż przed upływem regulaminowego czasu gry popisał się precyzyjnym strzałem z dystansu, zmniejszając tym samym rozmiary porażki. Jak się finalnie okazało, Garguła w kolejnych miesiącach na dłużej zagościł w reprezentacji Polski. W Helsinkach to już nie był ten sam zespół Fascynujące jest to, w jak odmiennych okolicznościach do rewanżowego meczu przystępowały obie reprezentacje. Od czasu debiutu w meczu o punkty Beenhakker przegrał tylko raz - było to wyjazdowe spotkanie z Armenią. To jednak blednie, jeżeli spojrzymy na pozostałe gry. Polacy zaskoczyli wszystkich (chyba nawet samych siebie), wygrywając i remisując w legendarnych spotkaniach z Portugalią. Pewne zwycięstwa nad pozostałymi rywalami sprawiły, że do Helsinek Polska leciała jako lider grupy i pretendent do awansu na pierwsze w historii mistrzostwa Europy. Finowie również nie próżnowali, przed rewanżem tracili do Polaków dwa punkty i wciąż mieli nadzieję, że to oni wreszcie zadebiutują na wielkim turnieju. To, jaką drogę przez ten czas przeszła polska kadra, dostrzeżemy spoglądając na wyjściowy skład desygnowany na rewanż. Z bramki bezpowrotnie wypadł Dudek, którego zastąpił Artur Boruc. Próżno w linii ataku było szukać Tomasza Frankowskiego, bowiem wyborowym strzelcem Beenhakkera został Euzebiusz Smolarek. W składzie na rewanż zabrakło kata Polaków z pierwszego meczu - Jariego Litmanena. Sporym uproszczeniem byłoby stwierdzić, że ten czynnik wywołał to, jak mecz w Helsinkach wyglądał. Kibice zamiast bramek uświadczyli ogrom walki o każdy centymetr boiska, czego efektem było odgwizdanie aż 28 fauli. Z naszej perspektywy najważniejszy był jednak wynik. Podopieczni Beenhakkera z ciężkiego terenu wywieźli cenny punkt i pozostali liderem naszej grupy. Polska reprezentacja po wygranej na Stadionie Śląskim w Chorzowie z Belgią zapewniła sobie przepustkę na pierwsze w historii Euro. Finowie musieli obejść się smakiem i ostatecznie zmagania zakończyli na czwartej pozycji ze stratą trzech punktów do drugiej Portugalii, która podobnie jak Polska, awansowała do turnieju finałowego. Pogoń Finlandii za marzeniami Moment chwały fińskiego futbolu nastąpił ponad dekadę później. Jesienią 2019 roku nikt już nie pamiętał o wcześniejszych niepowodzeniach. Finowie kosztem m.in. Grecji oraz Bośni i Hercegowiny awansowali na Euro po raz pierwszy w historii. Rozgrywane w warunkach pandemicznych mistrzostwa Europy zakończyli na fazie grupowej. Zaczęło się od wygranej nad Danią w meczu, któremu towarzyszyła walka o życie Christiana Eriksena. W pozostałych dwóch grach przyszły jednak porażki w starciach z Rosją oraz Belgią, co przekreśliło szansę na kolejne sukcesy. Dla Finlandii wtorkowe spotkanie z Polską może okazać się kluczowe, jeśli chodzi o potencjalny debiut na mundialu. Wpadka w postaci remisu z Litwą oraz zdecydowana porażka z Holandią sprawiły, że ewentualna porażka z Polską może przekreślić marzenia Finów o przyszłorocznym turnieju. Mecz w Helsinkach rozpocznie się o godzinie 20:45. Relację z tego spotkania będzie można śledzić w serwisie Interia Sport.