Jan Urban nie będzie szczęśliwy. A dokonał wyboru, po którym należą się brawa
Po żadnym z trzech premierowych meczów reprezentacji Polski pod swoją wodzą Jan Urban nie zdradzał symptomów zadowolenia. Mecz z Litwą pokazał najlepiej dlaczego. Biało-Czerwoni od wymarzonej gry swojego selekcjonera są znacznie dalej niż Kowno od Warszawy, ale czy to w ogóle powód do zmarwienia?

To, co najmocniej cechuje Jana Urbana od początku jego kadencji, to trafianie z decyzjami. Bezbłędnie wybrał stabilną jedenastkę, która mecz po meczu punktuje. W Rotterdamie bezbłędnie wskazał zmienników - to oni zrobili bramkową akcję przed strzałem Matty'ego Casha. To on zaryzykował nominując do pierwszego składu Przemysława Wiśniewskiego, piłkarza absolutnie nieoczywistego, który błyskawicznie wzbił się na poziom reprezentacyjny. No i wreszcie, gdy miał jedyne zapytanie co do wyjściowego zestawienia na Litwę - wybrał perfekcyjnie.
Najważniejszy wybór Urbana
- Tak, to był mój dylemat, na kogo postawić. Wychodzi Seba, mam nadzieję, że się nie pomyliliśmy - zaznaczył Jan Urban, przyznając, że Sebastian Szymański na ostatniej prostej wyprzedził Karola Świderskiego. Efekt? Pierwsze trzy minuty i dwa odbiory. Gol bezpośrednio z rzutu rożnego. "Skradziona" asysta przez Jakuba Kamińskiego, który nie wykorzystał idealnego podania za plecy obrońców. Równie efektowne rozegranie akcji do Matty'ego Casha - z tego też pachniało golem. Wreszcie kluczowe podanie do Roberta Lewandowskiego przy trafieniu na 2:0. Wszystko, co było najlepsze w grze Polaków, pochodziło od Szymańskiego. Nie będzie przesadą, jeśli napiszemy, że piłkarz Fenerbahce miał więcej udanych zagrań w kadrze, niż przez cały ostatni rok.
Problem w tym, że dopóki Litwini mieli jeszcze siłę biegać, a wynik był na styku, to o ile było widać różnicę jakości w obu drużynach, o tyle gra była szarpana. Brakowało płynności w ataku pozycyjnym, kontrataków nie było niemal wcale - choć Litwinom zdarzało się prowadzić grę. Statystyki stoczonych pojedynków po pierwszej połowie wyglądały dramatycznie słabo - wszyscy polscy piłkarze będący na boisku podjęli łącznie trzy próby, z których jedna była udana.
Obrazkiem, który najlepiej pokazywał niezadowolenie Urbana, było mocne zruganie Łukasza Skorupskiego, gdy ten kolejny raz zagrał długą piłkę do przodu.
Litwini nie mieli jakości, by zagrozić Polakom, ale trudno było wyzbyć się myśli, że odrobinę lepsza drużyna sprawiłaby nam duży problem. To, co widzieliśmy w Kownie było pewnym zwycięstwem, niepodważalnym, jednak skoro Jan Urban na konferencjach naucza nas patrzenia krytycznego, trzeba powiedzieć też, że dalekim od futbolu, który selekcjoner preferuje najmocniej. Takie były co najwyżej momenty - zwłaszcza, gdy piłką opiekował się Sebastian Szymański.
Ale... narzekanie nie ma sensu
To perspektywa Jana Urbana, którego nie łatwo zadowolić. Inna jest taka, że krok po kroku Polacy wracają do tego, za czym wszyscy tęskniliśmy - bezproblemowego ogrywania słabszych i nawiązywania walki z lepszymi. Nie da się dziś krytykować Jana Urbana i jego kadry, mając świeżo w pamięci upiększanie kadencji Jerzego Brzęczka, czy Czesława Michniewicza. Jego drużyna nie jest nawet wersją soft tamtych reprezentacji, bo przecież Brzęczka nikt by nie zwalniał, gdyby wygrywał choćby w stylu tego zwycięstwa w Kownie. Jeśli komuś do głowy przyjdzie krytyka takich zwycięstw, niech pomyśli, jak je będzie wspominał za kilka lat.
Dziś o reprezentacji Polski wiemy naprawdę dużo. Umiemy wskazać podstawowy skład z marginesem do maksymalnie jednego błędu. Wiemy, poniżej jakiego poziomu nie zejdzie. Mamy powody, by akceptować decyzje selekcjonera, bo dosłownie z wszystkimi trafia. Do wymarzonego stylu jeszcze daleko, ale doceńmy, co mamy.
Bo dawno nie było. A to dużo.
Spokojne czekanie na listopad
Gdyby zastanowić się trochę dłużej, miejsce w którym znalazła się obecnie kadra, jest nierealnym z perspektywy czerwca. Michał Probierz odszedł, gdy awans do barażów o mundial zaczął się realnie oddalać. Jan Urban realnie zapewnił je na dwa mecze przed końcem głównej fazy eliminacji. Jeśli ktoś żałuje porażki w Helsinkach, niech pomyśli, jakie konsekwencje miałoby jej uniknięcie.
W przypadku nowego selekcjonera często powtarza się o wracającej normalności. To najbardziej trafne określenie tego, co się aktualnie dzieje. Wypada tylko zgodzić się z tezą, o której pisaliśmy przed meczem: Reprezentacja Polski potrzebowała Jana Urbana na kilku poziomach. Szkoleniowym - to po prostu dobry trener. Mentalnym - bo mało osób na tym stanowisku potrafiłoby z taką gracją posklejać drużynę w fazie gnijącego rozkładu. I realistycznym, bo mało który selekcjoner ma aż taką niechęć do kolorowania rzeczywistości w sposób inny, niż naprawdę jest.
Tyle wystarczyło, byśmy na listopad czekali bez nerwów. I niech to zdanie przemyśli każdy, kto miałby problem z radością po takim zwycięstwie. Wystarczy, że Jan Urban się nie ucieszy. Wystarczy, że on wejdzie na konferencję z marsową miną.




![Pudło Zalewskiego, a Holendrzy w szoku. To była pierwsza akcja [WIDEO]](https://i.iplsc.com/000LXFK5X2G7LE7U-C401.webp)

![TOP 3 gole eliminacji Mistrzostw Świata 2026 z 13.11.25 [WIDEO]](https://i.iplsc.com/000LXFE3GTQ94RJH-C401.webp)




