Gorąco w trakcie meczu Polaków. Komunikat TVP to nie był koniec. "Odpuścili"
W niedzielę Jan Urban odniósł pierwsze wyjazdowe zwycięstwo jako selekcjoner reprezentacji Polski. Na Litwie "Biało-Czerwoni" nie dali gospodarzom większych szans, triumfując 2:0. Kibice z kraju nad Wisłą zapewne tłumnie zasiedli przed telewizorami. Istniało jednak realne zagrożenie, że nie zobaczą oni części meczu. Ktoś próbował zakłócać sygnał TVP. Gdy piłkarze przygotowywali się do wyjścia na murawę, pojawił się niepokojący komunikat. Po spotkaniu głos zabrał natomiast szef stacji, opisując kulisy zamieszania.

Wokół spotkania w Kownie od kilku dobrych dni panowało spore poruszenie. Lokalne służby bały się najazdu polskich kibiców. Ci tłumnie wybrali się za wschodnią granicę, bo w sektorze gości zameldowało się łącznie kilka tysięcy sympatyków kadry. Miliony fanów śledzili natomiast mecz za pośrednictwem transmisji telewizyjnej. I tuż przed wyjściem zawodników na murawę otrzymali oni niepokojący komunikat.
"Operator satelitarny Eutelsat informuje o obcej ingerencji w łącza satelitarne, za pośrednictwem których ma być transmitowany mecz Litwa - Polska. W związku z tym mogą wystąpić zakłócenia lub przerwy w transmisji. Trwają działania mające na celu zabezpieczenie transmisji" - wpis o takiej treści pojawił się na koncie TVP Info w serwisie X. O sprawie szybko zrobiło się głośno, ponieważ mecze kadry cieszą się ogromną popularnością. Na szczęście skończyło się na strachu.
Ktoś chciał zakłócić sygnał TVP. Błyskawiczna reakcja uratowała transmisję
Już kolejnego dnia poznaliśmy szczegóły niepokojącego incydentu. Z szefem TVP Sport skontaktowała się Polska Agencja Prasowa. Jakub Kwiatkowski, bo o nim mowa, wyjaśnił wszystko ze szczegółami. "Ktoś, nie wiemy kto i skąd, próbował wbić się w naszą częstotliwość na satelitę. Była taka, mówiąc kolokwialnie, przepychanka, kto jest silniejszy. Zwiększyliśmy moc sygnału i ich zepchnęliśmy. W przerwie meczu nam odpuścili" - przyznał.
Serce zabiło mu mocniej znacznie wcześniej niż po godzinie 20:00. "To się zaczęło przed godz. 19 miejscowego czasu (godz. 18 w Polsce - PAP), czyli około trzech godzin przed meczem. Chcieliśmy mieć jasny komunikat w tej sprawie od Eutelsatu, żeby nikt nam nie zarzucił robienia niepotrzebnego zamieszania. Nie wiemy, kto za tym stał. Eutelsat też nie wie" - uzupełnił swoją wypowiedź. Niestety nie był to pierwszy raz. "Ostatnio coraz częściej się to zdarza. Ale dotychczas nie było aż tak dużego ryzyka jak w tym przypadku" - dodał.
Transmisję być może uratowała podjęta dużo wcześniej decyzja. "Pojechaliśmy na Litwę ze swoim wozem, ponieważ robiliśmy stamtąd studio. I w sumie dzięki temu, że całą transmisję organizowaliśmy właśnie z Kowna i mieliśmy własny wóz na miejscu, z pełną obsługą, udało się to wszystko sprawnie załatwić. Należą się podziękowania dla całego zespołu za ich pracę i przeprowadzenie transmisji bez problemów" - podsumował Jakub Kwiatkowski.












