W obecnej reprezentacji znacznie łatwiej wymienić rzeczy, które przerażają, niż te, na których można zbudować cokolwiek - choćby nadzieję. Przeraża, że - bez patrzenia na wyniki, które przecież nie w każdym z tych przypadków były korzystne - najlepiej tę reprezentację oglądało się równo rok temu. Przeraża, że jednym z głównych planów na mecz, jest oddawanie strzałów z dystansu, czyli elementu, od którego futbol na wyższym poziomie stara się odchodzić. Przeraża, że jeśli któryś z outsiderów chciałby stracić mniej goli niż w swoim standardzie, dobrym planem jest zagranie z Polską. Przeraża, że do listy europejskich reprezentacji, które pokonały któregoś z gigantów, z pewną nieśmiałością dołączają kolejne drużyny (Norwegia właśnie przejechała się po Włochach brutalnie), tylko nie my. Wreszcie przeraża, że to już 20 meczów pod wodzą obecnego selekcjonera i trudno uciec od myśli, że gdyby drogę jego reprezentacji przedstawić na obrazku, ona wcale nie byłaby ślepa - wszak będzie kontynuowana. Ona by wiodła dalej, tyle, że przez cierniste krzaczory, bez większych alternatyw do ich ominięcia. Michał Probierz wskazał największą bolączkę po meczu z Mołdawią Eksperci nie mieli litości. Tak ocenili Reprezentację Polski. Przykra diagnoza To futbol - i wiem doskonale, że w takich opiniach bardzo łatwo się pomylić, że rzeczywistość nie raz i nie dziesięć prostowała dziennikarskich ujadaczy. Być może wygramy w Helsinkach, być może - choć trudno w to uwierzyć - zagramy tam dobry mecz. Ale nawet jeśli, czy odpowiedź na pytanie "czy w tym szaleństwie jest metoda?" może być twierdząca? Czy my przez ostatnie półtora roku zbudowaliśmy coś na stałe? Coś na tyle mocnego, by tego nadciągającego triumfu w Helsinkach nie potraktować incydentalnie? Michał Probierz regularnie otrzymuje od dziennikarzy jedno pytanie, powtarzane co zgrupowanie, wałkowane wściekle po każdym meczu: w czym jego zdaniem reprezentacja Polski zrobiła postęp? To pytanie z jednej strony zawiera niemiłą dla selekcjonera tezę - nikt by nie pytał, gdyby sam ten postęp zauważył, z drugiej - jest niezwykle łaskawe. Bo przecież zawiera furtkę, dzięki której o postępie można mówić w chwili, gdy kadra marnieje. Staje się coraz gorsza. Trudniejsza do oglądania, żeby nie powiedzieć wprost - nieakceptowalna. Po Euro 2024 - przyjmijmy na potrzebę chwili, że względnie udanym z powodów nie najgorszych walorów estetycznych w dwóch z trzech meczów (awansu z takiej grupy i tak nikt o zdrowych zmysłach nie zakładał), przyszedł jedyny postęp, jaki da się zauważyć - postępujący zjazd. W Lidze Narodów jedynym problemem nie był spadek, a coraz rzadziej przebijająca się dobra gra. Momenty z Chorwacją w jednym meczu, połówka z Portugalią - tyle, nic więcej. Nowy rok, to nowe oblicze reprezentacji - najgorsze z dotychczasowych, zwieńczone wymęczonymi zwycięstwami z Litwą i Maltą. Nie umiem uciec od myśli, że cofnęliśmy się do ery - brrrr! - Fernando Santosa. Patrzę na trzy ostatnie mecze Polaków - pamiętajmy o przyjętym założeniu nie zerkania w kierunku wyników, tak żeby było sprawiedliwie, skoro nie zerkaliśmy przy porażkach - i nie widzę wielkiej różnicy w porównaniu z bezsensowną kopaniną przeciwko Wyspom Owczym na Narodowym (no, może druga połowa z Maltą wyrywa się z tego obrazu, ale - na miłość Boską - niech to wybrzmi: z Maltą!). Ze wspinaczki kadry Probierza, jaką ta mimo wszystko zaliczyła w okresie jesień 2023 - lato 2024, pozostały mgliste wspomnienia. Dziś nie umiem odpowiedzieć, jaki jest realny plan na reprezentację. W jakich elementach mamy stanowić zagrożenie dla lepszych oraz wzbudzać strach u gorszych. Wysoki pressing, który jest jednym z odzwierciedleń odwagi (o nią zawsze apelował Probierz), działa w sposób losowy - czasem lepiej, czasem gorzej. Wchodzenie w pojedynki - obecne u Nicoli Zalewskiego, ale kolejnego takiego ze świecą szukać. Przyspieszenie w ostatniej tercji boiska - już nie pamiętam, kiedy istniało. Nie wiem, gdzie znaleźć coś, co pozwoliłoby mi powiedzieć: to działa! W świecie futbolu coraz głośniej o transferach piłkarzy nie ze względu na dokonania, a z powodu ich potencjału. Potencjał stał się jedną z najcenniejszych walut w tym biznesie. A ja nawet nie chcę myśleć, ile w tych kryteriach byłaby warta reprezentacja Polski (mówimy o potencjale wynikającym z gry, nie z nazwisk). I w sumie odpowiedź na to pytanie przeraża najmocniej.