Co stoi za brakiem powołania młodej gwiazdy przez Urbana? Było blisko
Brak powołania Oskara Pietuszewskiego do pierwszej reprezentacji Polski nie jest największym problemem naszej piłki, ale i tak rozpalił dyskusję. Czy słusznie?

Sposób patrzenia przez kibiców na polską piłkę czasem bierze się z tęsknoty. 25 lat temu widzieliśmy w kadrze Jerzego Engela drużynę, która powalczy o wysokie lokaty mundialu, nie mówiąc o łatwym wyjściu z grupy mundialu, bo po 16 latach niemocy pewne rzeczy wyglądały - a przynajmniej tak chcieliśmy myśleć - jak dawniej. Później emocjonowaliśmy się Andrzejem Niedzielanem strzelającym gole na holenderskiej futbolowej prowincji, bo marzyliśmy o napastniku dającym poczucie podbijania Europy. Mieliśmy wrażenie, że Euzebiusz Smolarek po transferze do Borussii Dortmund zdobywa piłkarskie szczyty. Teraz obserwując, co w Barcelonie i reprezentacji Hiszpanii wyczynia Lamine Yamal, zadajemy pytania: a czemu u nas miałby tego nie robić Oskar Pietuszewski? Dlaczego sami się blokujemy?
Tym bardziej, że sprawa Oskara Pietuszewskiego to coś więcej niż wymienione kwestie, za którymi tęskniliśmy w przeszłości. On nie jest jak kadra Engela, której akurat z dwóch najsilniejszych koszyków wylosowali się najbardziej przystępni do pokonania rywale, ani nie jest jak Niedzielan - w swoim szczytowym momencie napastnik nie mieszczący się pewnie w czołowej setce najlepszych w Europie. Pietuszewski realnie jest jednym z najgorętszych kąsków na rynku transferowym, już teraz obserwowanym przez największe kluby na kontynencie. Najdrożej wycenianym piłkarzem w Ekstraklasie, mającym najwyższy potencjał i największy wpływ na grę swojego zespołu ze wszystkich młodzieżowców grających aktualnie w lidze. Do tego - wsłuchując się w głosy ze środka klubu - chłopakiem z poukładaną głową.
Pietuszewski to nie Oyedele
Można się zastanawiać, czy w sposób bardzo pośredni Pietuszewskiemu nie zaszkodziła jedna z decyzji Michała Probierza, który rok temu sensacyjnie sięgnął po Maxiego Oyedele. Piłkarz Legii wówczas dopiero zaczynał seniorską karierę, a nominację do reprezentacji otrzymał po dosłownie jednym - bardzo udanym - meczu przeciwko Górnikowi Zabrze. Przed zgrupowaniem kadry zagrał jeszcze niezłe spotkanie z Betisem w Lidze Konferencji oraz przeciętne z Jagiellonią w Ekstraklasie i to wystarczyło, by Probierz uczynił z niego podstawowego pomocnika na mecz z Portugalią. Zderzenie z rzeczywistością piłki na najwyższym poziomie było brutalne - Oyedele był jednym z najbardziej zagubionych piłkarzy na boisku, miał mocny udział przynajmniej przy jednym ze straconych goli, a Polska przegrała na Narodowym 1:3, dając się stłamsić niemal na całym dystansie meczu.
Przykład Maxiego Oyedele, wtedy również nastolatka - do dziś służy krytykom zbyt szybkich powołań jako oręż. Tym bardziej, że po powrocie z reprezentacji nastąpiło załamanie gry u tego zawodnika, następnie przypałętała się kontuzja, i aby znów można było go nazwać podstawowym piłkarzem Legii, musiał upłynąć czas do lutego (a i to na wyrost, bo realnie do regularnej gry po 90 minut wrócił dopiero w kwietniu). W kadrze - od tamtego powołania Probierza - nie zagrał do dziś (choć znalazł się w niej w czerwcu, tuż przed pożegnaniem selekcjonera. Porażkę w Helsinkach oglądał z ławki). Oyedele jest obrazem piłkarza spalonego poprzez przedwczesne narzucenie na niego reprezentacyjnej presji - nieporównywalnie większej od jakiejkolwiek innej.
Różnica polega na tym, że nikt nie mógł wtedy wiedzieć, na jakim poziomie jest realnie Maxi Oyedele, którego stosunek minut w seniorskiej piłce do tych w reprezentacji Polski stał się przed rokiem absurdalny. W przypadku Pietuszewskiego jesteśmy w stanie mówić o całej masie cech wiodących, które w seniorskiej piłce udowadnia na każdym kroku. W Ekstraklasie zalicza 52 proc. udanych dryblingów (średnio 1,7 na mecz) oraz 41 proc. wygranych pojedynków (4,8 na mecz). Do tego średnio trzy odbiory, jednocześnie piłkę traci blisko 12 razy w ciągu meczu - co jest wynikiem w granicach normy, patrząc na strefy boiska, gdzie dochodzi do strat (najczęściej na połowie przeciwnika), liczbę podejmowanych prób zrobienia różnicy i ich efektywność, gdy się uda. Przykładowo - dużo bardziej doświadczony od Polaka Leo Bengtsson z Lecha Poznań, grający na podobnej pozycji, w ostatnim bardzo dobrym indywidualnie meczu z Jagą, również zaliczył 12 strat. Grający na lewej stronie w Legii Ermal Krasniqi, który został do Warszawy sprowadzony na specjalne życzenie trenera Ediego Iordanescu, tylko w pierwszej połowie przeciwko Górnikowi Zabrze miał już 14 strat (na drugą połowę nie wyszedł).
Pietuszewski zdaje też coś, czego nie da się zapisać w statystykach - test oka. Kibic patrzy na niego i widzi bezkompromisowego piłkarza, który robi różnicę. U którego trzy nieudane zagrania są niemal za każdym razem tylko wstępem do tego czwartego, które przyniesie zagrożenie pod bramką przeciwnika. To jest cecha unikatowa, zwłaszcza w polskim futbolu, w którego DNA - jak nam wmawiano latami - leży twarda, fizyczna obrona i szybka kontra. Dlatego tak trudno zaakceptować brak sprawdzenia tego typu zawodnika w kadrze, gdy jest on w predysponującej do powołania formie. Jana Urbana to też kusiło.
W Jagiellonii studzą zapał
Przeglądając komentarze kibiców w mediach społecznościowych, ale też wsłuchując się w głos wielu dziennikarzy i ekspertów, można dojść do wniosku, że brak powołania dla Oskara Pietuszewskiego stał się pierwszą rysą na wizerunku Jana Urbana jako selekcjonera. Ta decyzja jest traktowane jak atak na narodową tęsknotę za polskim Yamalem. Tym bardziej, że młody Hiszpan dostarcza argumentów, iż nie warto czekać. I z tymi argumentami trudno dyskutować, zwłaszcza, gdy mamy przed sobą idealny czas do sprawdzenia wybijającego się zawodnika. W meczu z Nową Zelandią reprezentacji nie stanie się krzywda, nawet jeśli piłkarze, na których postawi Urban, zagrają słabo. Z Litwą wywalczenie trzech punktów będzie już kluczem, jednak jaki właściwie jest powód, by zakładać, że Pietuszewski nie udźwignąłby ciężaru gry przeciwko tej drużynie, gdy regularnie ogrywa się w Europie?
Ci, którzy 17-latka znają bliżej, decyzji selekcjonera jednak bronią. Jeszcze zanim powołania trafiły do klubów, Interia porozmawiała z Łukaszem Masłowskim, dyrektorem sportowym Jagiellonii.
Masłowski: - Sztab reprezentacji jest świadomy, kogo należy obserwować, i jeśli Oskar utrzyma odpowiednią dyspozycję, to na pewno jeszcze mocniej zwróci na siebie uwagę, ale czy to już jest ten moment? Ja jestem ostrożny w ocenach i mimo wszystko wolałbym być tym, który będzie to wszystko tonował, niż podpalał ten temat. Mówimy o młodym człowieku, który jest na początku seniorskiej przygody z piłką, łapie pierwsze minuty w poważnym futbolu. On dopiero zadebiutował w U-21 i uważam, że najpierw niech tam pokaże, na co go stać, a dopiero później pomyślimy szerzej. Oczywiście kibicuję mu i chciałbym, by trafił w przyszłości do pierwszej reprezentacji, ale nie dajmy się zwariować… Ogromny potencjał, świetny dzieciak, ale naszą rolą jest to, żeby nie zrobić mu krzywdy.
Z jakiegoś powodu Jagiellonia otacza Pietuszewskiego szczególną opieką, bo przecież to samo od dłuższego czasu robi Adrian Siemieniec. Trener Jagi wprawdzie niedawno mówił, że rozumiałby każdą decyzję Jana Urbana - zarówno taką, w której selekcjoner powoła nastolatka, jak i taką, po której ten trafi ponownie do młodzieżówki Jerzego Brzęczka - ale wcześniej sam kilkukrotnie robił wszystko, by studzić nastroje wokół swojego zawodnika. Gdy Pietuszewski w poprzednim sezonie zaczął coraz częściej wychodzić na boisko i od razu było widać, z jak dużym talentem mamy do czynienia, Siemieniec w rozmowie z Canal Plus zgodził się z pozytywnymi recenzjami, ale jednocześnie zaznaczył, że od takiej gry do robienia konkretów (liczb), jest jeszcze kawałek drogi. Kiedy Pietuszewski strzelił swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie, Siemieńcowi nie spodobał się fakt, że Canal Plus od razu zaprosił go przed kamery, by udzielił wywiadu. Teraz, gdy u jego piłkarza zgadza się wszystko - i gra, i liczby - z mrożącym chłodem odpowiada, że sprawa powołania w ogóle go nie grzeje.
Można wyraźnie wyczuć, że z obozu Jagiellonii, idzie wyraźny sygnał, że zbyt impulsywne działania w przypadku Oskara Pietuszewskiego, mogą tylko zaszkodzić sprawie. Tak, kilka tysięcy kilometrów na południe jest Yamal z całą swoją historią, ale w Białymstoku przybrano narrację: i co z tego? Czy my wszystko musimy robić, jak inni?
W klubie zawodnik jest doceniany, gra bardzo dużo, dostaje spory kredyt, jeśli chodzi o swobodę w podejmowaniu decyzji na boisku - wręcz jest zachęcany do tych nieschematycznych. A jednocześnie trudno znaleźć choć jedno zdanie, po którym Pietuszewski mógłby odlecieć. Być może dlatego w Jagiellonii nie czekano na nazwisko tego chłopaka na liście powołanych - bo wiązałoby się to z gigantycznymi oczekiwaniami, dyskusjami w dziesiątkach programów, a później z oceną jego gry. A gdy mówimy o 17-latku, to szkodliwa mogłaby być zarówno negatywna, jak i pozytywna.
Pietuszewski był bardzo blisko powołania
Z informacji Interii wynika, że powołanie do pierwszej reprezentacji było naprawdę blisko i Jan Urban realnie rozważał sięgnięcie po nastolatka już teraz. Z dużym przekonaniem można twierdzić, że gdyby nie nagły wystrzał Michała Skórasia, który po transferze do Gent zaczął notować liczby i występy na poziomie najlepszych piłkarzy ligi belgijskiej, Pietuszewski faktycznie by się w kadrze znalazł. Kontuzja Nicoli Zalewskiego musiała być dla Jana Urbana kłopotem, ale tego odłamu kłopotu - bogactwa - raczej się nie spodziewał. Zdecydował się na Skórasia, który wobec nieobecności Zalewskiego i braku powołania dla Pietuszewskiego, aktualnie jest zdecydowanym faworytem do gry w wyjściowym składzie na mecz z Litwą.
Jan Urban swojej decyzji z Jagiellonią nie konsultował, ale najwidoczniej wyszedł z podobnych założeń. Te aż biją ze zdania, które selekcjoner wypowiedział na łamach serwisu Gol24 tuż po powołaniach: - Ja podziwiam tego chłopaka, bo ma predyspozycje na naprawdę świetnego piłkarza i już broni się grą w lidze i europejskich pucharach. Dodatkowe obciążenia i emocje związane z powołaniem do pierwszej reprezentacji nie są jednak Pietuszewskiemu w tym momencie potrzebne. Stąd taka, a nie inna decyzja. Oby okazał się polskim Laminem Yamalem, ale Yamal jest za mocno eksploatowany i już ma swoje problemy zdrowotne.
Dyskutować można, czy podstawą decyzji powinno być, co jest i nie jest potrzebne Pietuszewskiemu, czy jednak to, czego potrzebuje reprezentacja. Dlatego Urban mierzy się z krytyką. Ale czy nie zbyt dużą w stosunku do "przewinienia"? Każdy medal ma dwie strony, a skoro nawet w Jagiellonii - klubie stawianym dziś jako wzór do naśladowania - podejście do 17-latka jest ostrożne, warto przynajmniej pokusić się o refleksję.












