Bezradny Lewandowski w Kownie. 0:2 po 30 minutach. Nie chcemy więcej takich obrazków
Przed podopiecznymi Jana Urbana kolejne spotkania w ramach eliminacji mistrzostw świata. "Biało-czerwoni" zmierzą się z Litwinami, których w marcu byli w stanie pokonać po trafieniu w końcówce spotkania. Polacy po 14 latach wrócą do Kowna, gdzie odnieśli jedną z najbardziej wstydliwych porażek za kadencji Franciszka Smudy. Z tamtego składu w aktualnej reprezentacji wciąż występują Robert Lewandowski i Kamil Grosicki. Na murawie przebywał również obecny dyrektor reprezentacji Adrian Mierzejewski.

Już w niedzielę 12 października prowadzona przez Jana Urbana reprezentacja Polski rozegra swoje kolejne spotkanie eliminacji mistrzostw świata. Po udanych potyczkach z Holandią i Finlandią tym razem przyszła pora na znacznie słabszego rywala. Przynajmniej na papierze. "Biało-czerwoni" w Kownie podejmą Litwę, która w tych eliminacjach zdołała napsuć już krwi wrześniowym rywalom Polaków. A i naszym piłkarzom w pierwszej potyczce z Litwinami nie było łatwo. W marcu skromne, jednobramkowe zwycięstwo golem w końcówce zagwarantował Robert Lewandowski.
Z reprezentacją Litwy w historii mierzyliśmy się dwunastokrotnie. Co ciekawe, dopiero w 2025 roku odbyło się to w ramach meczu o punkty - wszystkie wcześniejsze starcia miały charakter towarzyski. Pierwszy oficjalny mecz obu drużyn był osobliwym widowiskiem - w małych Brzeszczach Polacy zremisowali 1:1 z Litwą, która dopiero od niedawna była pełnoprawnym członkiem UEFA.
Starcia z Litwinami zazwyczaj nie budziły wielkich emocji wśród polskich kibiców. Zazwyczaj mówiło się o nich dopiero w kontekście niespodzianki, którą z naszej perspektywy jest potencjalna porażka. W historii przydarzyło się to dwukrotnie, lecz tylko raz na terenie przeciwnika. 25 marca 2011 roku w Kownie (tam również odbędzie się niedzielna potyczka) Polacy zostali zawstydzeni przez teoretycznie gorszy zespół.
Polacy ... przetarciem przed Hiszpanią. To miał być spacerek w Kownie
Polska w tamtym okresie była w środku przygotowań do mistrzostw Europy, które w przyszłym roku miały zostać rozegrane w naszym kraju oraz na Ukrainie. Drużyna Franciszka Smudy miała za sobą już dwa mecze towarzyskie. W lutym w "ligowym składzie" biało-czerwoni nieznacznie pokonali Mołdawię oraz Norwegię. Potyczka z Litwą miała być pierwszym w 2011 roku przeglądem galowego składu naszej kadry.
Litwini z kolei byli w środku eliminacji do Euro, które rozpoczęli zadziwiająco dobrze, bo od bezbramkowego remisu ze Szkocją oraz wygranej 1:0 nad Czechami. Dobrych nastrojów nie zmąciła porażka 1:3 z Hiszpanią, ówczesnym mistrzem świata. Krótko mówiąc, wstydu nie było. Dla litewskich piłkarzy sprawdzian z Polakami miał być bezpośrednim przetarciem przed rewanżem z Hiszpanami.
Tak prezentował się skład Polski na ten mecz: Sebastian Małkowski - Łukasz Piszczek, Arkadiusz Głowacki, Kamil Glik, Maciej Sadlok - Adrian Mierzejewski (Kamil Grosicki 46'), Dariusz Dudka (Tomasz Jodłowiec 85'), Rafał Murawski (Sławomir Peszko 46'), Jakub Błaszczykowski (Szymon Pawłowski 85'), Ludovic Obraniak (Roger Guerreiro 69') - Robert Lewandowski (Michał Kucharczyk 74').
Tragiczny początek, strat nie udało się odrobić. Bezradność Polaków
Ten mecz był dobitnym odbiciem ówczesnego stanu polskiego futbolu. Tuż po zaśpiewaniu hymnu Polski po obiekcie w Kownie rozeszły się gremialne "pozdrowienia" skierowane do władz Polskiego Związku Piłki Nożnej. Był to stały element każdego meczu naszej kadry w tamtych latach. Polscy kibice rozrabiali na trybunach, a po meczu dodatkowo dali "popis" na ulicach miasta, co zakończyło się aresztowaniami i licznymi zniszczeniami infrastruktury.
A jak to wyglądało na murawie? Trzeba powiedzieć sobie szczerze - tragicznie. Litwini nie czuli grama respektu do polskich piłkarzy, wśród których było m.in. słynne trio z Borussii Dortmund. Gospodarze na prowadzenie wyszli już w 18. minucie, wyprowadzając skuteczną kontrę. Rywale otrzymali od Polaków na tyle dużo miejsca, że Saulius Mikoliunas nie miał problemów z pokonaniem Sebastiana Małkowskiego. Dla golkipera Lechii Gdańsk był to debiut, a zarazem ostatni występ w narodowych barwach. Przy tym trafieniu Litwinowi bezpośrednio asystował ... Głowacki. Nasz środkowy defensor nieumiejętnie wybił piłkę, przez co sprezentował rywalowi znakomitą pozycję do strzału.
Drugi gol dla miejscowych z 29. minuty był bardzo podobny do tego pierwszego. Ponownie w szeregach polskich panował ogromny bałagan, a z całego zamieszania najlepiej wyszedł niepilnowany Litwin decydujący się na precyzyjny strzał zza pola karnego. Tym razem Małkowskiego pokonał Edgaras Cesnauskis.
Litwini ten mecz mogli wygrać jeszcze bardziej okazale, lecz w 60. minucie zawodnik Widzewa Łódź Mindaugas Panka trafił w słupek. Żeby być uczciwym, swoje okazje mieli również Polacy. Ba, gdyby okazali się choć odrobinę skuteczni, to na spokojnie mogliby w Kownie nawet wygrać. Nieskutecznością raził Lewandowski, Litwini musieli też ratować się wybiciem futbolówki z linii bramkowej. W 77. minucie strzał z rzutu wolnego Rogera obronił bramkarz, a dobitka z kilku metrów Grosickiego zatrzymała się na obramowaniu bramki.
Smuda po meczu narzekał głównie na warunki. Piłkarzom dziękował za starania
Dla Franciszka Smudy porażka 0:2 z Litwą była szóstą klęską w roli selekcjonera reprezentacji Polski. I ze wszystkich dotychczasowych chyba najbardziej zawstydzająca. Złożona w dużej mierze z zawodników Ekstraklasy reprezentacja Litwy utarła nosa gospodarzowi kolejnego Euro, jasno pokazując światu, że trafienie do "polskiej grupy" powinno być marzeniem wszystkich uczestników turnieju. Komizmu całej sytuacji dodaje fakt, że litewski selekcjoner oszczędził kilku swoich najważniejszych zawodników, trzymając ich na znacznie istotniejszy mecz eliminacyjny z Hiszpanią.
- Nie chcemy tłumaczyć się boiskiem, choć łatwiej na nim było się bronić i kontratakować niż grać kombinacyjnie. Musimy nauczyć się zwyciężać w każdych warunkach. Cieszę się, że piłkarze dali z siebie wszystko i nawet w tak złych warunkach próbowali budować akcje tak, jak od nich tego wymagam. Ten mecz dał nam tyle, że piłkarze biegali przez 90 minut i bardzo się starali. Kiedy przyjeżdżaliśmy na Litwę, spodziewaliśmy się, że mają podgrzewaną murawę i stworzą lepsze warunki - tak grę swoich podopiecznych na Litwie ocenił ówczesny selekcjoner (cytat za Biblioteką PZPN).













