Rozpoczęła się 1/8 finału Pucharu Polski 2024/25. Na pierwszy ogień do akcji weszli o godzinie 12:00 piłkarze Sandecji Nowy Sącz i Puszczy Niepołomice. Ci drudzy wygrali 1:0, o awansie zadecydowała bramka Mateusza Cholewiaka z 9. minuty. Trzecioligowiec mocno jednak postraszył ekstraklasowicza, pachniało dogrywką. Niestety na stadionie nie mogli pojawić się kibice, bo obiekt gospodarzy wciąż jest w budowie. O 15:00 rozpoczął się drugi z trzech zaplanowanych na dziś spotkań. Do boju stanęły dwa zespoły z najwyższej klasy rozgrywkowej - Śląsk Wrocław i Piast Gliwice. Mecz zaczął się w spokojnym rytmie, ale to Śląsk był piłce i stworzył sobie dwie pierwsze przyzwoite okazje. W 9. minucie mocny strzał oddał Sylvester Jasper, ale trafił w bramkarza. Niedługo później szczęścia poszukali Arnau Ortiz i Mateusz Żukowski, ale gol padł po drugiej stronie boiska. W 25. minucie gliwiczanie wykonywali rzut rożny. Trafienie przyniosło dobre zachowanie w polu karnym dwóch stoperów - Tomas Huk zgrał piłkę głową do Miguela Munoza, a Hiszpan tą samą częścią ciała pokonał Tomasza Loskę. Goście poczuli wiatr w żagle i szukali drugiej bramki, atakowali przeciwników wysokim pressingiem, szansę miał były gracz wrocławian Michał Chrapek, ale nie trafił czysto w futbolówkę. Puchar Polski, Śląsk Wrocław - Piast Gliwice: 90 minut nie wystarczyło Śląsk mógł zacząć drugą połowę z wysokiego "C", ale Żukowski nie wykorzystał błędu defensora i kopnął kozłującą piłkę nad poprzeczkę. Z kolei w 54. minucie został zablokowany. Pomiędzy tymi sytuacjami na 2:0 mógł strzelić Piasecki, lecz Loska był na posterunku. Chwilę później bramkarz przyjezdnych skapitulował po uderzeniu Chrapka, lecz VAR wskazał, że asystujący mu Piasecki znalazł się na spalonym. W 73. minucie Tihomir Kostadinov obejrzał czerwoną kartkę, to była najgorsza możliwa wiadomość. Można było oczekiwać szturmu Śląska, ale zespół ze stolicy Dolnego Śląska nie był zbyt konkretny w swojej tercji ofensywnej. Jasper chciał zaskoczyć zza pola karnego, ale stojący między słupkami Karol Szymański wcale nie miał wiele pracy. Wydawało się, że gracze Aleksandara Vukovicia dowiozą jednobramkowe prowadzenie do końca, ale w 88. minucie do wyrównania doprowadził Piotr Samiec-Talar. Szymański odbił jeszcze próbę Sebastiana Musiolika, ale wobec dobitki był bezradny. Doszło więc do dogrywki, choć długo się na nią nie zanosiło. W pierwszej połowie dodatkowego czasu gry nie doszło do żadnej ekscytującej wymiany ciosów. Goście mieli całkiem groźny strzał Filipa Karbowego z rzutu wolnego, a gospodarze uderzenie Yegora Sharabury z około jedenastu metrów. Jak na okoliczności - walkę o ćwierćfinał krajowego pucharu i grę 11 na 10 - działo się niewiele. Można było odczuć, że zbliżają się rzuty karne. Miało na to wpływ widoczne zmęczenie zawodników. W 117. minucie zakotłowało się jeszcze pod bramką Piasta, ale strzały były blokowane, aż doszło do faulu w ataku. Piłkę meczową mieli jednak gliwiczanie - Arkadiusz Pyrka stanął oko w oko z Loską, ale z odległości 4-5 metrów trafił w rękę golkipera wrocławian. Zaraz potem sędzia zarządził serię "jedenastek". W pierwszej kolejce nie było pomyłek, w drugiej Loska zbił na słupek strzał Miłosza Szczepańskiego, więc Śląsk prowadził 2:1. Trzecia kolejka nie przyniosła zmian, ale ta nadeszła w czwartej - Piast odrobił stratę dzięki interwencji Szymańskiego przy uderzeniu Balucy. Zrobiło się 3:3. W piątej nie pomylił się ani Musiolik, ani... wspomniany Szymański, który tym razem niespodziewanie wcielił się także w rolę strzelca. Decydująca okazała się dopiero dziewiąta kolejka, bo w kilku poprzednich piłkarze byli bezbłędni. Łukasz Gerstenstein trafił w aut. Jakub Czerwiński podchodził więc do piłki z wiedzą, że jeśli trafi, to wprowadzi gliwiczan do ćwierćfinału. Tak też się stało.