O europejskich pucharach zwykło się w Polsce mówić, że są pocałunkiem śmierci. I faktycznie - przez lata nasze zespoły nie potrafiły łączyć gry w Europie z rywalizacją ligową. W ostatnim czasie to się na szczęście polepszyło - międzynarodowe podboje nie oznaczają już walki o utrzymanie. Wystarczy spojrzeć na Jagiellonię Białystok i Legię Warszawa - oba nasze eksportowe kluby dotarły do ćwierćfinału Ligi Konferencji, a w Ekstraklasie wcale nie szorują po dnie. Z drugiej jednak strony stołecznym daleko do wymarzonej lokaty - zajmują piąte miejsce i mają wiele powodów do zmartwień. Przypomnijmy, że kwalifikację do europejskich pucharów uzyskują trzy najlepsze drużyny z Ekstraklasy. Obecnie to: Raków Częstochowa, Lech Poznań i wspomniana Jagiellonia. Czwarta jest Pogoń Szczecin, która do broniącego tytułu mistrza traci dwa punkty. Legia, jak napisaliśmy, jest piąta. Ma 50 punktów - o pięć mniej od Jagiellonii. Trudno więc spodziewać się, aby "Wojskowi" zdołali wdrapać się w ostatnich czterech kolejkach na ligowe podium. W tej sytuacji jedyną drogą do rozgrywek europejskich pozostaje dla nich Puchar Polski. Puchar Polski. Legia Warszawa musi wygrać, aby wystąpić w Europie Gdyby puchar wywalczył ktoś z pierwszej trójki, wówczas położenie Legii byłoby nieco łatwiejsze. W takiej sytuacji również czwarte miejsce dawałoby przepustkę do Europy. Tak się jednak składa, że na razie czwarta jest... Pogoń. Brak gry w Europie oznaczałby dla Legii wielomilionowe straty. Sama porażka w finale Pucharu Polski uszczupli budżet warszawian o cztery miliony złotych. Brak premii od UEFA to kolejne pieniądze, które mogą przejść koło nosa. Dość wspomnieć, że dzięki kapitalnym wynikom w Lidze Konferencji w tym sezonie Legia zainkasowała około 11 milionów euro. Nietrudno domyślić się, że na Łazienkowskiej chętnie przyjęliby taki przelew z europejskiej centrali raz jeszcze. Jakub Żelepień, Interia