Puchar Polski. Prezes Jaguara Gdańsk, Michał Jadanowski: Trzeba odwagi
Jaguar Gdańsk po raz pierwszy w historii wystąpi na szczeblu centralnego Pucharu Polski. W 1/32 finału, w piątek o godzinie 17, czwartoligowcy zmierzą się z Puszczą Niepołomice. Transmisje z Pucharu Polski na antenach Polsatu Sport.

Maciej Słomiński, Interia: Czy piątek będzie największym dniem w historii waszego klubu?
Michał Jadanowski, prezes Jaguara Gdańsk: - Fajnie, że przy okazji Pucharu Polski tyle dobrego mówi się o Jaguarze. Do tej pory naszym największym osiągnięciem w tych rozgrywkach była 1/16 finału pucharu regionalnego. To jeden mecz, który nie zmienia faktu, że naszym priorytetem pozostaje szkolenie młodzieży. Chcemy, by któryś z wychowanków naszej akademii, która funkcjonuje już dekadę, zagrał na poziomie Ekstraklasy. Niewątpliwie piątek będzie ważny, ale to samo można powiedzieć o jednym z dni zeszłego roku, gdy przy współudziale środków Ministerstwa Sportu i Miasta Gdańsk oddaliśmy do użytku boiska piłkarskie. Ważnych dni było wiele, mam nadzieję, że te najważniejsze przed nami.
Przez lata pana klub funkcjonował jako "Jaguar Kokoszki", zresztą do dziś ta nazwa przeplata się z oficjalną, którą jest "Jaguar Gdańsk". Kiedy z klubu dzielnicowego staliście się miejskim?
- Historia Jaguara sięga 1983 roku. W momencie, gdy zaczęliśmy tworzyć własną akademię, zdecydowaliśmy się na zmianę nazwy, tak by symbolicznie nie ograniczać się do jednej tylko dzielnicy.
Czy rozpad Akademii Lechii w 2015 roku, gdy wiele dzieci przeszło z niej do Jaguara, był dla was punktem zwrotnym?
- Ten punkt miał miejsce wcześniej, gdy staliśmy się dla Lechii i Lotosu klubem partnerskim w ramach programu "Biało-Zielona przyszłość z Lotosem". To był duży impuls do rozwoju.
Bazy pozazdrościć wam może niejeden klub, na czele z największym w regionie, Lechią Gdańsk. Gdy przyjeżdżają na mecze z nią Legia Warszawa czy inne duże kluby, trenują u was. Jak to się robi?
- Dzierżawimy obiekt przy ulicy Budowlanych od Miasta Gdańsk na 40 lat. Jedno z boisk sztucznych zbudowaliśmy z własnych środków, na dziś mamy dwa pełnowymiarowe boiska z nawierzchnią sztuczną, jedno z naturalną. W planach jest kolejne boisko naturalne i budynek klubowy. Bardzo pomaga nam Jacek Paszulewicz, doskonale orientujący się w meandrach środowiska piłkarskiego. A recepta? Trzeba założyć sobie cele, naszym jest szkolenie dzieci i młodzieży. By to robić dobrze trzeba mieć odpowiednie obiekty.

Wspomniał pan o pozyskanych środkach ministerstwa, czyli z dotacji budżetu centralnego. Nie chcę mówić o polityce, ale panuje przekonanie, że obecna władza, w przeciwieństwie do poprzedniej, niezbyt przychylnie patrzy na Trójmiasto. Powodzenie waszego projektu jest zaprzeczeniem tej tezy.
- Wiele osób odradzało mi pisanie wniosku o dotacje do ministerstwa. "Wszystko co z Gdańska jest odrzucane, zobaczysz". Ja jednak się uparłem i robiłem swoje. Udało się. Do odważnych świat należy. Do tego dodać należy rozwagę, by nie porywać się z motyką na słońce, wyznaczać cele realne. Oczywiście, napisanie wniosku o dotację nie kończy roboty. Nie jest tak, że podpiszesz umowę i za pół roku przychodzisz na gotowe. Rozpisanie przetargu publicznego, pilnowanie budowy to codzienna żmudna praca, dużo stresu. Z własnych środków zbudowaliśmy też halę łukową, którą wciąż spłacamy.
Nie wiem czy świadomie, ale nawiązał pan do sentencji widniejącej na herbie Gdańska - "Nec Temere Nec Timide" co można przetłumaczyć jako "Rozważnie, ale z odwagą".
- Wiele dały mi spotkania ze śp. prezydentem Pawłem Adamowiczem. To był prawdziwy gdańszczanin, miał wizję. Czerpałem z rozmów z nim. On właśnie mówił, żeby się nie bać i robić swoje.
Jaki jest wasz stan posiadania jeśli chodzi o trenujące dzieci?
- To około 520 osób. W każdym roczniku mamy grupy A i B, skupiające dzieci bardziej i mniej zaawansowane. Staramy się nie tracić nikogo z pola widzenia, niektórzy później się rozwijają i potrzebują więcej czasu.
Czy drużyna, która w piątek stanie w pucharowe szranki z Puszczą, składa się całkowicie z waszych wychowanków?
- W większości są to wychowankowie Lechii, ale już od 4-5 lat są szkoleni u nas, tak że nie można zabierać zasług naszym trenerem. Mamy też jednego zawodnika z Ukrainy, który przyjechał do Gdańska trzy lata temu. Gra w Jaguarze i pracuje w firmie "Drago".
Do młodzieży świat należy i o niej mówimy. Czy jest tak, że pucharowy awans seniorów wyszedł wam nieco przy okazji?
- To byłoby krzywdzące dla drużyny trenera Marka Szutowicza. Zależy nam na seniorach, aby wygrywali i grali jak najwyżej. Po to szkolimy dzieci, by szły po kolejnych szczeblach i jako 16-latkowie mogli grać w seniorach Jaguara. A jak ktoś dobrze się pokaże, zostanie wypatrzony przez klub będący wyżej w hierarchii.
Mówiło się, że prędzej oddacie zawodnika do Zagłębia Lubin czy Pogoni Szczecin niż do Lechii, z racji wspomnianego konfliktu przy rozpadzie Akademii Lechii.
- Chłopiec, który był w Zagłębiu, już do nas wrócił. Jeden nasz zawodnik jest faktycznie wypożyczony do Pogoni. Nie szkolimy zawodników za darmo, jak ktoś chce naszego piłkarza, zgodnie z przepisami płaci ekwiwalent. Faktycznie, APLG była skonfliktowana z Lechią, ale dziś wygląda to tak, że chłopcy od nas zasilają największy klub w regionie. Istnieje też ruch w drugą stronę. Współpracujemy na zdrowych zasadach.
Pomogliście też Lechii tuż po pandemii koronawirusa.
- Mój brat Jacek usłyszał od piłkarzy Lechii, że Gdański Ośrodek Sportu zamknął swe obiekty i nie mają gdzie trenować. W tej sytuacji my wyciągnęliśmy pomocną dłoń i użyczyliśmy naszych boisk na Kokoszkach. To wszystko sprawia, że obecnie nasze relacje są dobre, rozmawiamy ze sobą.
Pana brat Jacek był swego czasu dość głośnym symbolem złego traktowania wychowanków w Lechii. Co dziś porabia?
- Jak to co? Gra w Jaguarze! Jeśli trener wybierze go do składu, powinien zagrać w piątek z Puszczą. Gdy Jacek był w drugiej klasie podstawówki, zapisałem go do drużyny trampkarzy Lechii rocznika 1996. Pamiętam pierwszy trening prowadzony nota bene przez obecnego trenera Jaguara, Marka Szutowicza. Historia zatoczyła koło. Na zajęciach było dwóch chłopców: mój brat i uważany potem za ogromny talent Oktawian Skrzecz, który dziś po zagranicznych wojażach usiłuje odzyskać formę w lidze polskiej.
Rozumiem, że pan zaczął działać w piłce dzięki młodszemu bratu.
- Sam grałem wcześniej w Jaguarze w A i B klasie. Pomagałem trochę przy organizacji drużyny juniorów Lechii, gdy mój brat tam grał. Potem to samo robiłem w Jaguarze, od 1992 roku mieszkam w okolicy, z którą się utożsamiam. Skok na wyższy poziom dał nam udział w programie pod patronatem Lotosu, celem było szkolenie piłkarzy dla Lechii. Potem, przy zmianach właścicielskich ten cel został gdzieś zgubiony. My wciąż robimy swoje.
Na waszej stronie internetowej dumnie prezentujecie złotą gwiazdkę programu certyfikacji PZPN.
- Taki jest wymóg tego programu, by ją eksponować.
Zdaniem wielu ten program ma dobre założenie - oddzielić dobre szkółki piłkarskie od przeciętnych. Natomiast szczegóły pozostawiają wiele do życzenia.
- Nie zgodzę się. Środki z programu certyfikacji stanowią największą pozycję w naszym budżecie. Jeśli ktoś płaci, jak Ministerstwo Sportu, ma prawo wymagać. Tak naprawdę zdobycie złotej gwiazdki nie było dla Jaguara jakimś nadzwyczajnym wysiłkiem, oprócz kwalifikacji trenerskich byliśmy w praktyce gotowi. Wiele w naszym funkcjonowaniu zmieniać nie musieliśmy.
Jaguar powstał w roku 1983. To oczywiście rok legendarnych meczów Lechii z Juventusem na stadionie przy Traugutta. Tam zmierzycie się w piątek z Puszczą.
- PZPN nie dopuścił do gry naszego stadionu przy ulicy Budowlanych, w tej sytuacji wynajęliśmy stadion miejski. Specjalnie sprawdziłem, kiedy miał tam miejsce ostatni mecz o punkty - to był maj 2011 roku, szmat czasu. To magiczne miejsce, atmosfera była tam lepsza niż na obiekcie na Letnicy. Świetnie będzie wrócić na Traugutta. Zapraszam wszystkich, wstęp jest wolny. Osobiście nie mogę się doczekać pierwszego gwizdka.
Jakie cele stawiacie przed drużyną seniorów?
- Udało nam się skonstruować fajną drużynę, dwa pierwsze mecze w sezonie wygraliśmy. Jeśli nadarzy się okazja, będziemy chcieli awansować na poziom III ligi. Jeśli chodzi o Puchar Polski, Puszcza gra trzy szczeble wyżej, ale w turnieju tysiąca drużyn wszystko jest możliwe. Tak jak z naszym wnioskiem o dotacje z ministerstwa. Mówili mi: nie pisz, nie uda się, szkoda czasu. Trzeba odwagi.