Zawodnicy Gryfa mają już przetarcie w tych rozgrywkach, bowiem 7 sierpnia w rundzie wstępnej wygrali 3-2 z trzecim zespołem grupy czwartej trzeciej ligi Siarką Tarnobrzeg. - Odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo, chociaż doszło w tym spotkaniu do kuriozalnej sytuacji. Rozpoczęliśmy grę, ale już w ósmej sekundzie rywale mieli rzut karny. To chyba rekord świata. Co prawda dwa razy +goniliśmy+ wynik, jednak z przebiegu gry i sytuacji byliśmy drużyną lepszą - wspomniał Kowalski. W lidze wejherowianie nie radzą sobie jednak najlepiej - w 10 meczach zdobyli tylko dwa punkty i zajmują ostatnie miejsce. Gryf jest jedynym zespołem w drugiej lidze, który nie odniósł zwycięstwa. - Na pewno nie bierze się to z niczego, ale od czterech, pięciu kolejek funkcjonujemy tak, jak powinniśmy. Nadal nie mamy zwycięstwa, jednak nasza gra wygląda zdecydowanie lepiej, a po meczach rywale podkreślają, że byliśmy wymagającym zespołem. Szczególnie zadowolony byłem z postawy drużyny w piątkowym spotkaniu w Łęcznej z Górnikiem. Przegraliśmy co prawda z liderem 0-1, ale po przerwie zdominowaliśmy gospodarzy, którzy nie byli w stanie wyjść z własnej połowy. Niestety, mamy bardzo duże problemy ze skutecznością - ocenił szkoleniowiec. Zawodnicy Gryfa lepiej radzą sobie na wyjeździe, bo u siebie stracili 12 z 18 goli. - Wszystkie mecze na obcych boiskach były na styku, bo przegraliśmy je jednym golem. Z kolei u siebie staramy się grać bardziej otwarty futbol i atakować wyżej, co nie przynosi spodziewanego efektu i sporo nas na razie kosztuje. Zbyt łatwo tracimy bramki, a procent wykorzystanych przez gości akcji jest niewiarygodny. Na cztery sytuacje strzelają nam trzy bramki. Z Lechią nie mamy co prawda nic do stracenia, ale musimy zagrać rozsądnie, bo klasowy zespół, jakim są niewątpliwie gdańszczanie, bardzo szybko wykorzysta nasze błędy - podkreślił. W 1/32 finału - we wtorek o 15.30 - wejherowianie mogli trafić na zdecydowanie słabszego rywala - Lechia broni tego trofeum, a ponadto wygrała w ekstraklasie trzy ostatnie spotkania. 38-letni szkoleniowiec jest jednak zadowolony z wylosowania gdańskiej drużyny. - Cieszę się, że trafiliśmy na Lechię, bo z całym szacunkiem dla Górnika Łęczna czy Puszczy Niepołomice, które są solidnymi zespołami, ale przeciętni kibice nie wiedzą, w jakiej występują lidze. Przed spotkaniem z Lechią nie napinamy się, tylko zamierzamy wypaść jak najlepiej. Piłka nożna tym różni się od koszykówki czy siatkówki, że znacznie słabsza drużyna może pokonać silniejszą. Czeka nas jeden mecz i chcemy pokusić się o sensację. Jest to również ważna konfrontacja dla kibiców Gryfa. Generalnie sympatyzują oni z Arką Gdynia, która od lat nie może pokonać Lechii - zauważył. Gryf ma za sobą w sezonie 2011/12 dość udaną pucharową przygodę. Najpierw prowadzona przez Grzegorza Nicińskiego i występująca wówczas w trzeciej lidze drużyna okazała się najlepsza w tych rozgrywkach na szczeblu województwa pomorskiego, a następnie dotarła do ćwierćfinału. W tej fazie wejherowian wyeliminował późniejszy triumfator - Legia Warszawa. U siebie ekipa ze Wzgórza Wolności przegrała 0:3, ale w stolicy sensacyjnie zremisowała 1-1. Po drodze wejherowianie wyeliminowali m.in. dwa inne zespoły ekstraklasy - prowadzoną przez trenera Leszka Ojrzyńskiego Koronę Kielce oraz Górnika Zabrze, którego szkoleniowcem był późniejszy selekcjoner Adam Nawałka. W składzie z tamtej drużyny pozostał 39-letni bramkarz Wiesław Ferra. Największą gwiazdą Gryfa jest jednak mieszkający w pobliskich Kartuzach Marcin Burkhardt (dzień po meczu z Lechią skończy 36 lat), który w ekstraklasie w barwach Amiki Wronki, Legii Warszawa (z tą drużyną został w 2006 roku mistrzem Polski) i Jagiellonii Białystok rozegrał 180 meczów oraz zdobył 15 bramek. Ma też w dorobku 10 występów w reprezentacji Polski i jednego gola. Zobacz zestaw par 1. rundy Pucharu Polski Autor: Marcin Domański