Pokonali Lecha, następnego dnia musieli iść do pracy. "Kolejorz" był krok od blamażu
Puchar Polski jest rozgrywkami, w których przez lata mogliśmy obserwować masę niespodzianek. Krajowy puchar jest jedyną okazją klubów z niższych lig, by na swoim terenie zagrać z czołowymi polskimi piłkarzami. Na przełomie 2014 i 2015 roku furorę zrobili zawodnicy Błękitnych Stargard Szczeciński. Drugoligowiec w drodze do półfinału wyeliminował m.in. Cracovię, a w dwumeczu o finał solidnie napsuł krwi Lechowi Poznań. Ówczesny wicemistrz Polski znajdował się w ogromnych tarapatach.

Na dobre rozpędza się kolejna edycja Pucharu Polski. Są to jedyne rozgrywki w Polsce, w których do małych miast, czy nawet wiosek, może przyjechać aktualny mistrz Polski naszpikowany reprezentantami kraju. Historia pucharu zna wiele przypadków ogromnych sensacji sprawionych przez drużyny z niższych lig. Po końcowy triumf potrafili sięgnąć m.in. Stal Rzeszów, Lechia Gdańsk, Miedź Legnica oraz Ruch Chorzów. Całą czwórkę łączy to, że w momencie podnoszenia pucharu nie występowali w najwyższej klasie rozgrywkowej.
W tej edycji Pucharu Polski mieliśmy już do czynienia z kilkoma niespodziankami sprawionymi przez kluby z niższych lig. Awans do 1/16 finału zdołały wywalczyć m.in. rezerwy trzecioligowego LKS-u Goczałkowice Zdrój. Sporą wpadkę zaliczyła Polonia Warszawa. Zespół, który kilka miesięcy wcześniej walczył o awans do Ekstraklasy, nieoczekiwanie przegrał po dogrywce z Gryfem Słupsk. Czwartoligowiec w nagrodę zmierzy się z Lechem Poznań, który w historii Pucharu Polski miewał ogromne problemy z niżej notowanymi przeciwnikami.
Zwycięski marsz Błękitnych. Cała Polska ich obserwowała, a to wciąż nie był koniec
W XXI wieku sprawcą jednej z największych sensacji w historii Pucharu Polski byli zawodnicy Błękitnych Stargard Szczeciński (obecnie to miasto nazywa się Stargard). W szeregach drugoligowca znajdowało się kilku piłkarzy, którzy obowiązki w klubie musieli łączyć z pracą zawodową. W tym gronie byli m.in. strażak czy pracownik zakładu karnego.
Ta historia rozpoczęła się 19 lipca, od rozgromienia 6:1 trzecioligowej Małejpanwi Ozimek, która i w tym sezonie zagra na szczeblu centralnym Pucharu Polski. W kolejnych rundach Błękitni mieli nieco szczęścia, w kolejnych losowaniach udawało im się omijać drużyny z Ekstraklasy. Zespół prowadzony przez Krzysztofa Kapuścińskiego po zaciekłych bojach eliminował występujących w I lidze Pogoń Siedlce, Chojniczankę Chojnice oraz GKS Tychy. Grono pokonanych uzupełnia trzecioligowy wówczas Gryf Wejherowo.
Zwycięstwa nad pierwszoligowcami były sporymi niespodziankami, jednak jeszcze nie takimi, którymi mógł żyć cały piłkarski świat. Piłkarze Błękitnych powoli wkraczali do świata wcześniej im nieznanego. W tamtych czasach rozgrywki II ligi nie były regularnie transmitowane w telewizji, więc trudno było pokazać się na arenie krajowej. A tu nagle pojawiły się transmisje telewizyjne, a więc znakomite poletko na pokaz swojego potencjału.
Pierwszym poważnym testem był dwumeczu 1/4 finału z Cracovią, którą trenował wówczas Robert Podoliński, dzisiaj ekspert i komentator telewizyjny. Krakowski klub z drugoligowcem zaprezentował się fatalnie. Pierwszy mecz przegrał 0:2, po dwóch golach straconych w samej końcówce. Marzenia o odrobieniu strat na własnym terenie stopniały w 30. minucie rewanżu, gdy Błękitnych na prowadzenie 3:0 w dwumeczu wyprowadził Radosław Wiśniewski.
Niesamowita przygoda Błękitnych w Pucharze Polski. W Poznaniu otarli się o chwałę
W półfinale Stargard Szczeciński czekała ogromna nagroda za trud we wcześniejszych rundach. Do tego małego miasta przyjechał aktualny wicemistrz Polski Lech Poznań. "Kolejorz" zaczął zgodnie z planem, wychodząc na prowadzenie już w 9. minucie po trafieniu Zaura Sadajewa. Po przerwie ten plan się kompletnie posypał, a Błękitni kontynuowali swój pucharowy sen.
1 kwietnia 2015 roku piłkarze Lecha sprawili swoim kibicom wyjątkowo nieprzyjemny żart primaaprilisowy. Po dwóch golach Tomasza Pustelnika i trafieniu Łukasza Kosakiewicza drugoligowiec pokonał wicemistrza Polski 3:1 i był niesamowicie blisko sensacyjnego awansu do wielkiego finału rozgrywanego na Stadionie Narodowym.
Ten mecz odbił się niesamowitym echem w całym kraju. Można pokusić się o stwierdzenie, że cały kraj kibicował im w rewanżowym spotkaniu. Oczywiście poza mieszkańcami Wielkopolski, których interesował tylko i wyłącznie Lech.
Bilety do stolicy były jeszcze bliżej Błękitnych po 19. minutach rewanżowego starcia. Piotr Wojtasiak uciszył cały stadion przy ulicy Bułgarskiej, pokonując Macieja Gostomskiego. No, prawie cały, bo liczna delegacja sympatyków Błękitnych szalała z euforii. Koło ratunkowe Lechowi w 29. minucie wręczył sędzia tego spotkania Paweł Gil, który wyrzucił z boiska za dwie żółte kartki Kosakiewicza.
Lech ruszył do zmasowanego ataku, a drugoligowcowi udało się dotrwać do dogrywki. Opadnięci z sił nie byli w stanie nawiązać walki, stracili kolejne dwie bramki i porażką 1:5 zakończył się wielki sen o Pucharze Polski.
Po meczu nikt nie miał do nich najmniejszych pretensji, atencja skupiła się raczej w kierunku arbitra. Błękitni po tej decyzji praktycznie zostali pozbawieni swojej szansy. Mając po drugiej stronie rozjuszonego rywala z najwyższej półki, nie byli w stanie dotrzymać kroku, grając na intensywności dotychczas im nieznanej.
Bardzo cenną ilustracją tamtych wyjątkowych chwil dla Błękitnych jest reportaż udostępniony przez kanał "Łączy nas Piłka" na Youtube. Materiał ten ukazuje, jak wiele dla tej niewielkiej społeczności znaczył już sam wyjazd na jedną z aren Euro 2012, a co dopiero perspektywa bardzo realnego awansu do finału krajowego pucharu.
Po meczu postawę drugoligowca docenił ówczesny prezes PZPN Zbigniew Boniek, który zszedł na murawę do piłkarzy i zamienił z nimi kilka słów. O idealną puentę tamtego sezonu dla Błękitnych pokusił się jeden z weteranów Błękitnych.
Mamy żal po prostu teraz. Jutro wstaniemy rano, do pracy pójdziemy, pomyślimy o tym
Lech nie może znów się potknąć. W czwartek mistrz Polski zagra z czwartoligowcem
W Poznaniu z pewnością pamiętają, co spotkało piłkarzy Lecha na terenie niżej notowanego klubu z północy kraju. Podopieczni Nielsa Frederiksena w Słupsku będą musieli mieć się na baczności. Już ostatnia, absolutnie kompromitująca porażka w Lidze Konferencji z gibraltarskim Lincoln Red Imps znacząco nadszarpnęła zaufanie kibiców. Kolejna taka kompromitacja może poskutkować nawet nagłą rewolucją przy Bułgarskiej.
Spotkanie Lecha Poznań z czwartoligowym Gryfem Słupsk zostanie rozegrane w czwartek 30 października o godz. 12:00. Zgodnie z przepisami, gospodarzem tego starcia będzie klub z niższej klasy rozgrywkowej. Relację będzie można śledzić na łamach serwisu Interia Sport.
Zobacz również:











![Spektakularny strzał w el. MŚ. Kibice wstali z miejsc. "Nowy Yamal" [WIDEO]](https://i.iplsc.com/000LXIJMEDRPBE4D-C401.webp)

