Mecz pomiędzy ŁKS-em a Legią Warszawa poprzedziła minuta ciszy ku pamięci Lucjana Brychczego, który w nocy z 2 na 3 grudnia zmarł w wieku 90 lat. Po jego odejściu stołeczny klub pogrążony jest w żałobie. Brychczy jest, i jeszcze długo pozostanie, najlepszym strzelcem w historii Legii - w trakcie kariery zdobył dla niej aż 228 goli. Początek tego spotkania był dynamiczny, ale też wyrównany. ŁKS mimo mniejszego potencjału piłkarskiego nie rozłożył przed drużyną Legii czerwonego dywanu. Wyróżniał się głównie Pirulo, który angażował się nie tylko w akcje ofensywne ŁKS-u, ale również wspierał kolegów w obronie. W pierwszej połowie obie drużyny, a przede wszystkim Legia, zawiodły. Kibice przez 45 minut nie doczekali się ani jednej bramki. Goście grali bardzo niemrawo i przed kolejną odsłoną fani gospodarzy mogli już myśleć o tym, że duża sensacja w Łodzi jest możliwa. Drugoligowiec napędził stracha Jagiellonii. Mistrz potrzebował zaledwie kwadransa Na drugą połowę wyszła inna Legia. Koncert Guala Sytuacja zmieniła się już na samym początku drugiej połowy. Marc Gual wykorzystał zamieszanie w polu karnym gospodarzy i potężnym strzałem z bliskiej odległości posłał piłkę do siatki. W tym momencie ewentualna sensacja w Łodzi bardzo mocno się oddaliła. W 57. minucie Marc Gual po raz kolejny brał udział w akcji bramkowej. Tym razem Hiszpan chciał dośrodkowywać, ale piłka musnęła nogę Dankowskiego i całkowicie zmyliła Bobka. Następnie zatrzepotała w siatce i mieliśmy już 2:0 dla Legii Warszawa. Zaledwie 5 minut później Marc Gual popisał się kolejną akcją indywidualną i tym razem już bez rykoszetów trafił do siatki. Hiszpan został więc wielkim bohaterem Legii w tym spotkaniu z dubletem i "asystą" przy golu samobójczym. Wynik 0:3 dla ŁKS-u był już beznadziejny. Więcej bramek w tym meczu już nie padło. Legia Warszawa w drugiej połowie nie pozostawiła żadnych wątpliwości i w dobrym stylu awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski.