Spotkanie z Legią było wielkim świętem piłkarskim dla kibiców Chrobrego, którzy mimo zimna do ostatniego miejsca zapełnili kameralny stadion. Ostatni raz zespół z Łazienkowskiej gościł w Głogowie 38 lat temu, kiedy zmierzył się z pomarańczowo-czarnymi również w Pucharze Polski, tyle że był to półfinał. Wówczas Legia pewnie zwyciężyła 4:0 i później sięgnęła po trofeum. Trener Ricardo Sa Pinto w porównaniu z ostatnim ligowym meczem z Koroną Kielce dokonał pięciu zmian i do Głogowa m.in. nie zabrał Carlitosa, a na ławce rezerwowych usiedli Sebastian Szymański (wszedł w końcówce meczu) i Artur Jędrzejczyk. Szansę dostali zawodnicy, który w ekstraklasie grają mniej, ale i tak zdecydowanym faworytem starcia z Chrobrym był zespół z Warszawy. "Mimo zmian w wyjściowej jedenastce drużyna zachowywała się na boisku, jak we wcześniejszych spotkaniach. Zawodnicy, którzy dostali szansę, tak samo podeszli do spotkania i tak samo byli skupieni, mimo że to był rywal z niższej ligi" - ocenił po meczu Sa Pinto. Początek spotkania mógł być zaskoczeniem, bo to gospodarze pierwsi zagrozili bramce rywali. W kolejnych minutach trudno było wskazać, kto ma przewagę i gra toczyła się w środku pola. Dopiero po kwadransie zaczęła dominować Legia, ale miała duże problemy z wypracowaniem sobie sytuacji bramkowych. Gościom zadanie ułatwili i pomogli w zdobyciu pierwszego gola głogowianie. Po długim zagraniu na pole karne Marek Wasiluk przepuścił piłkę, licząc, że złapie ją Sławomir Janicki. Bramkarz Chrobrego jednak się nie ruszył, do piłki dopadł Michał Kucharczyk i mocnym strzałem z bliska trafił do siatki. Pięć minut później praktycznie było po meczu i piłkarskim święcie w Głogowie. Po ładnej akcji i jeszcze ładniejszym uderzeniu Cafu zrobiło się 0:2. Przed meczem włodarze Chrobrego głośno mówili, że raczej nie liczą na awans, ale po cichu dodawali, że może cud się zdarzy. Po stracie drugiego gola głogowscy piłkarze spuścili jednak głowy i losy spotkania było rozstrzygnięte. "Nie chcieliśmy szybko stracić gola i to się nam udało, bo Legia strzeliła bramkę w 30. minucie. Później był stary Chrobry z końca rundy jesiennej, kiedy miał duże problemy z grą. Bardzo się staraliśmy, ale zderzyliśmy się ze ścianą" - ocenił trener Chrobrego Grzegorz Niciński. Po zmianie stron Legia kontrolowała grę i na boisku nie działo się wiele. Część przemarzniętych kibiców na długo przed końcowym gwizdkiem opuściła stadion i nie zobaczyli drugiego ładnego gola Cafu. "Bardzo poważnie podeszli do tego spotkania, mimo że Chrobry to zespół z pierwszej ligi. Oni na pewno chcieli pokazać wiele w meczu z mistrzem Polski i mocno szykowali się na to spotkanie. Do tego meczu przygotowaliśmy się tak samo, jak do innych. Wygraliśmy i cieszymy się z awansu do kolejnej rundy" - podsumował Sa Pinto. Niciński nie ukrywał, że jego zespół był zdecydowanie słabszy. "Graliśmy z mistrzem Polski i to było widać na boisku" - krótko ocenił.