W tegorocznym finale Pucharu Polski mierzą się ze sobą piłkarze Pogoni Szczecin i Legii Warszawa. Tak się akurat złożyło, że fani tych drużyn - niegdyś mających tak zwaną zgodę - od zeszłego roku pozostają skonfliktowani. Mają kosę. Przedsmak tej niechęci dało się zobaczyć nieco ponad miesiąc temu na stadionie przy Łazienkowskiej. Legia podejmowała Pogoń w spotkaniu ligowym, a z obu stron trybun niosły się wulgarne przyśpiewki i zwykłe, rynsztokowe obelgi. Nietrudno było domyślić się, że natężenie nienawiści przy okazji finału Pucharu Polski będzie dużo większe - proporcjonalnie do skali i rangi wydarzenia. Problem snajpera Pogoni. Sam o tym powiedział. "Poprosiłem, aby nie przychodziła" Finał Pucharu Polski. Policja musiała interweniować I faktycznie - przekonałem się o tym na własnej skórze. Ulice wokół stadionu były zamknięte przez policję na wiele godzin przed pierwszym gwizdkiem. Warszawska Praga, a także część przylegających dzielnic, zostały całkowicie sparaliżowane. Na tym jednak utrudnienia się nie skończyły. Kiedy zmierzałem już do wejścia dla mediów, zostałem zatrzymany przez jednego z policjantów. Zauważył, że mam na sobie granatową koszulkę polo i powiedział, że w związku z tym, że kolorystyka kojarzy się z barwami Pogoni Szczecin, dla mojego bezpieczeństwa radzi mi poczekać z przejściem. Kamil Grosicki wyrzucił to z siebie. "Dużo bólu i cierpienia" Dopytałem funkcjonariusza, co się stało. Ten odpowiedział mi natomiast, że przy bramie numer 3 doszło do "małych zamieszek" z udziałem kibiców. Zebrali się tam najbardziej zagorzali fani Legii, a policja była zmuszona do użycia armatek wodnych, aby zapanować nad agresywnym tłumem. Na błoniach stadionu dało się odczuć nerwową atmosferę. Policja zaangażowała wszystkie dostępne siły i środki, aby zapewnić bezpieczeństwo.