Jeśli tego wieczoru kibice zjawili się na trybunach stadionu w Kielcach po to, aby oglądać bramki i piękne akcje, to w pierwszej połowie spotkało ich spore rozczarowanie. Na przerwę piłkarze Korony i Widzewa schodzili przy bezbramkowym remisie Przed zmianą stron większe posiadanie piłki miał Widzew Łódź, ale więcej strzałów na bramkę oddała Korona Kielce. Ostatecznie jednak żaden z zespołów nie potrafił przełamać obrony rywali i otworzyć wyniku tego spotkania. Wielki konflikt w PSG. Porzucił Lewandowskiego, sen zamienił się w koszmar Pierwszy gol padł po przerwie. Widzew wpadł w tarapaty Pierwszy gol w tym spotkaniu padł dopiero w 56. minucie, co zwiastowało nam bardzo ciekawą drugą połowę. Właśnie wtedy skapitulował Rafał Gikiewicz, który nie był w stanie wybronić strzału z rzutu karnego wykonanego przez Martina Remacle'a. Od tego momentu Korona Kielce zaczęła się ofiarnie bronić. Widzew Łódź stanął bowiem pod ścianą - musiał zdobyć gola, aby pozostać w grze w Pucharze Polski, a nie odpaść z niego już na etapie 1/8 finału. Minuty leciały jednak nieubłaganie. Widzew siłą rzeczy przeważał, ale nie potrafił stworzyć realnego zagrożenia pod bramką Korony. Kielczanie ostatecznie wygrali ten mecz 1:0 i to oni awansowali do 1/4 finału Pucharu Polski.