Jagiellonia Białystok w czwartek miała przed sobą mecz-pułapkę. W 1/8 finału Pucharu Polski miała zmierzyć się na wyjeździe z drugoligową Olimpią Grudziądz. O zwycięstwo wcale nie musiało być łatwo, a ewentualne odpadnięcie z rozgrywek byłoby negatywnym ukoronowaniem ostatnich, dość nieudanych w wykonaniu mistrzów kraju, tygodni. Olimpia napędziła mistrzom stracha, ale odpowiedź była brutalna Olimpia Grudziądz rozgrywała udaną kampanię w Pucharze Polski. Drugoligowiec dotarł aż do 1/8 finału, gdzie trafił na wielkie wyzwanie - na jego stadion przyjechali bowiem piłkarze Jagiellonii Białystok. Gospodarze zaczęli niezwykle odważnie. Wykreowali sobie kilka dogodnych okazji i jeszcze przed upływem kwadransa objęli prowadzenie. Darko Czurlinow zagrał piłkę ręką, a arbiter musiał wskazać na rzut karny. Do piłki podszedł Tomasz Kaczmarek i pewnym strzałem wprowadził rywali w osłupienie. Mistrzowie Polski szybko się jednak otrząsnęli. I to w jakim stylu! Po kolejnym kwadransie meczu właściwie wszystko było już jasne. W 21. minucie Jesus Imaz miał spory problem z opanowaniem piłki, ale gdy ta sztuka mu się udała, zagrał precyzyjnie wzdłuż bramki, a Nene doprowadził do remisu. Nie minęło 60 sekund, a tablica wyników już wskazywała na prowadzenie gości. Znów popisał się Imaz, który pięknym podaniem uruchomił Afimico Pululu, a ten płaskim strzałem trafił na 2:1. Hiszpan sam dopełnił dzieła zniszczenia jeszcze przed upływem półgodziny. Rywale nie byli w stanie skutecznie wybić piłki z własnego pola bramkowego i ta spadła pod nogi Nene. Ten błyskawicznie oddał ją Imazowi, a ten przepięknym strzałem zapewnił "Dumie Podlasia" spokój. Olimpia zrobiła dobre wrażenie, ale konkretów z tego nie było Druga odsłona rozpoczęła się podobnie do pierwszej. Olimpia Grudziądz odważnie ruszyła na wyżej notowanych rywali i szukała bramki kontaktowej. Tym razem brakowało jej jednak takich konkretów, jak rzut karny z początku spotkania. Kilka dobrych okazji zmarnował Szymon Krocz, ale do wielkich emocji musieliśmy czekać aż do końcówki regulaminowego czasu gry. W 79. minucie piłka, dość przypadkowo, spadła pod nogi Iwana Ciupy, a Ukrainiec był pewien, że pięknym uderzeniem złapał kontakt dla gospodarzy. Niestety - ze względu na efektowność strzału - bramka nie mogła zostać uznana przez spalonego. Chociaż trzeba przyznać, że drugoligowiec po zmianie stron dominował, to do sensacji nie udało się doprowadzić. Fenomenalny kwadrans wystarczył tego dnia Jagiellonii, by zameldować się w ćwierćfinale tegorocznej edycji Pucharu Polski.