Lech Poznań - Arka Gdynia w finale Pucharu Polski - zapis relacji NA ŻYWO! Zapis relacji NA ŻYWO jest też dostępny na urządzeniach mobilnych Finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym był trochę inny niż w dwóch poprzednich latach, bo choć po raz kolejny grał w nim poznański Lech, to tym razem zabrakło jednak warszawskiej Legii. Nie było więc magicznej atmosfery, towarzyszącej meczom tych drużyn. A także kompletu widzów, bo całkiem sporo miejsc, szczególnie w sektorach Arki, zostało wolnych. A przecież PZPN zapewniał, że wszystkie bilety zostały sprzedane. Zdecydowanym faworytem tego finału był Lech Poznań, Arka liczyła na to, że znów poskromi faworyta, jak 38 lat temu krakowską Wisłę. Wtedy po raz pierwszy - i do wtorku jedyny - zagrała w decydującym boju o Puchar Polski. Lech ma w tym elemencie zdecydowanie bogatszą historię, a doświadczeniem zebranym w dwóch ostatnich latach lechici powinni zdecydowanie górować nad rywalem. Tyle że pierwszy kwadrans na to nie wskazywał. Arka zaczęła spokojnie, bardzo walecznie w środkowej strefie i skutecznie w defensywie, bo przesuwający się i skracający pole jej piłkarze całkowicie ograniczali rywali. Lech był spięty, Radosław Majewski i Łukasz Trałka notowali stratę za stratą - nawet rzut rożny został tak fatalnie wykonany, że gdynianie ruszyli z kontrą. W 9. minucie po dośrodkowaniu Michała Warcholaka groźnie głową uderzył Przemysław Trytko, ale nad poprzeczką. Lech rozkręcał się powoli, a pierwszy ofensywny sygnał dał stoper Jan Bednarek, który po rzucie rożnym trafił piłką w zewnętrzną część poprzeczki. Mniej więcej od 20. minuty rozpoczęła się już całkowita dominacja "Kolejorza". Agresywny pressing, coraz bliżej bramki Pavelsa Steinborsa, wymuszał kolejne błędy jego kolegów z pola. Na dobrą sprawę po pół godzinie mecz mógł być już rozstrzygnięty. Mógł być, gdyby nie świetny w bramce Arki Steinbors! Najpierw obronił strzał Darko Jevticia w sytuacji sam na sam, później dwukrotnie instynktownie odbił piłkę po uderzeniach z bliska Tomasza Kędziory. Kilka razy futbolówka przelatywała wzdłuż linii bramkowej, ale żaden z lechitów nie potrafił tych akcji zamknąć strzałem. Arka sprawiała wrażenie zamroczonego boksera, a jej trener Leszek Ojrzyński coraz mocniej gestykulował przy linii bocznej. Gdy jego podopieczni nieco się obudzili i spróbowali wyższego pressingu, natychmiast zostali skontrowani. Dwukrotnie Lech wychodził z akcjami w przewadze, dwukrotnie znakomite sytuacje miał Marcin Robak i... wciąż było 0-0. W pierwszym przypadku uderzenie było niecelne, w drugim świetnie spisał się Steinbors. W ofensywie piłkarze z Gdyni praktycznie nie istnieli - wyłączając jeden lekki strzał Trytki w sam środek bramki, Jasmin Burić mógł się przyglądać grze. Trytko starał się i walczył o piłkę z Lasse Nielsenem, czasem starał się go wspomóc Mateusz Szwoch, ale to była za słaba siła ognia. Kompletnie zawodził Marcus da Silva, który po wyleczeniu urazu niespodziewanie pojawił się w wyjściowym składzie Arki. Jego nieudane dryblingi tylko napędzały ataki rywali. Lech atakował, przeważał, ale wciąż nie mógł strzelić gola. Na początku drugiej połowy najbliżej powodzenia był Robak - po jego "główce" piłka minęła już Steinborsa, ale odbiła się od słupka. Arka dość mądrze się jednak broniła, oddaliła grę od swojego pola karnego. Trener Ojrzyński posłał też do boju "jokera" Rafała Siemaszkę - zapewne licząc, że podobnie jak w niedawnym ligowym meczu z Lechem znów znajdzie sposób na poznańską defensywę. Tę szansę, by stać się bohaterem całej Gdyni, otrzymał jednak w 68. minucie Warcholak. Łatwo ograł Dawida Kownackiego, mocno uderzył na bramkę, jednak Burić zachował czujność. Im bliżej było 90. minuty, tym bardziej piłkarze sprawiali wrażenie, jakby czekali na dogrywkę. Tyle że nie powinno do niej dojść! W 90. minucie Lech wyszedł z kontrą - Makuszewskiego wpół starał się nawet łapać Krzysztof Sobieraj, ale nie dał rady. Skrzydłowy Lecha dobiegł do pola karnego, idealnie wyłożył piłkę Majewskiemu, a ten z 10 metrów fatalnie spudłował. Takiej strzeleckiej niemocy Lech nie miał od dawien dawna! W dogrywce poznaniacy atakowali, Arka się broniła. Skutecznie, choć czasem nerwowo. Aż w 107. minucie Rafał Siemaszko wprowadził kibiców Arki w prawdziwą ekstazę! Po dośrodkowaniu z lewej strony Adama Marciniaka znakomicie zachował się w polu karnym, uderzył piłkę głową mimo asysty wysokich stoperów Lecha, ale Jasmin Burić i tak powinien ten strzał obronić. Piłka wpadła jednak do siatki i nastąpił zaskakujący zwrot akcji. Lech miał już tylko 10 minut, a trener Bjelica w miejsce stopera Lasse Nielsena posłał do gry ofensywnego pomocnika Mihai Raduta. Lech wszystko zaryzykował i niemal od razu został po raz drugi skarcony. Kontratak, Luka Zarandia sam na sam z Buriciem i 2-0! Sensacja na Narodowym stała się faktem, bo Lech w samej końcówce zdołał odrobić tylko jedno trafienie. Andrzej Grupa, Warszawa Lech Poznań - Arka Gdynia 1-2 (0-0, 0-0) Bramki: 0-1 Siemaszko 107., 0-2 Zarandia 112., 1-2 Trałka 119. Żółte kartki: Lech - Marcin Robak; Arka - Mateusz Szwoch, Antoni Łukasiewicz, Luka Zarandia. Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 43 760. Lech: Jasmin Burić - Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Lasse Nielsen (110. Mihai Radut), Wołodymyr Kostewycz - Darko Jevtić (84. Szymon Pawłowski), Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Radosław Majewski, Dawid Kownacki (73. Maciej Makuszewski) - Marcin Robak. Arka: Pavels Steinbors - Tadeusz Socha, Krzysztof Sobieraj, Michał Marcjanik, Marcin Warcholak - Marcus Vinicus da Silva (54. Rafał Siemaszko), Antoni Łukasiewicz, Adam Marciniak, Mateusz Szwoch, Miroslav Bożok (83. Dominik Hofbauer) - Przemysław Trytko (70. Luka Zarandia). Puchar Polski - sprawdź wyniki, terminarz i strzelców