Do zajść w Manchesterze doszło w niedzielę. Fani wdarli się na stadion Old Trafford, protestowali również przed nim podczas potężnego zgromadzenia. Zdaniem Premier League, złamanych zostało wiele przepisów, w tym te o zapobieganiu epidemii Covid-19. Angielska liga uznała protesty wyrażone w taki sposób za niedopuszczalne. Kibice żądali ustąpienia amerykańskich właścicieli Manchesteru United, rodziny Glazerów. Wzburzyła ich nieskonsultowana z nikim decyzja o przystąpieniu klubu do Superligi, z czego Manchester United wycofał się, podobnie jak pozostałe kluby z Anglii. Uruchomiło to jednak fale protestów, z których te w Manchesterze są na razie najpotężniejsze. Graeme Souness - były gracz Liverpool FC z lat 1978-1984, a potem zawodnik również Glasgow Rangers i Sampdorii Genua - należy do tych komentatorów, którzy potępili zajścia. I to potępił je ostro. Poruszyło go zwłaszcza rzucanie przedmiotami w policję. - Ktoś mógł zginąć - mówił. - Znamy przypadek, gdy w Walii od rzuconej racy zginęło dziecko. To jest zupełnie nieodpowiedzialne. Jakiś wiejski głupek mógł doprowadzić do tragedii. CZYTAJ TAKŻE: Gary Neville popiera protesty kibiców Manchesteru UnitedGraem Souness miał być komentatorem tego spotkania. - Widziałem, że ktoś rzucał w nas jakimiś przedmiotami. To była chyba butelka od piwa. Gdyby nas trafił, zraniłby nas. Mogłem wylądować w szpitalu - mówi i dodaje, że czuł się zagrożony.