Wypożyczenie do Romy miało być dla Szczęsnego receptą na regularną grę i szansą na wywalczenie miejsca między słupkami bramki reprezentacji Polski. Przed sezonem dostał bowiem potężny cios. Choć przez lata był pewniakiem Arsenalu, londyński klub ściągnął doświadczonego Petra Czecha. W dodatku "Kanonierzy" zapłacili za niego aż 14 mln euro. Dla Szczęsnego stało się jasne, że Arsene Wenger sprowadził Czecha po to, by ten był pierwszym bramkarzem. Reprezentant Polski miał dwie opcje - wybrać ławkę rezerwowych i okazjonalne występy w Pucharze Anglii albo odejść na wypożyczenie. Skorzystał z drugiej możliwości i trafił w dziesiątkę. Zgłosiła się po niego włoska AS Roma, która miała zagwarantowany udział w Lidze Mistrzów i wysoko mierzyła w Serie A. Jeśli Szczęsny wylądował w słabszym klubie, to tylko nieznacznie. Inna sprawa, że przychodził do Rzymu jako wielka nadzieja i niemal pewniak do miejsca w składzie. Wiekowy Morgan De Sanctis jest dla tylko teoretyczną konkurencją. I Polak znakomicie wykorzystał szansę. Już po pierwszych sparingach Włosi piali z zachwytu nad jego umiejętnościami. A Szczęsny miał wiele okazji, by pokazać wartość. Roma nie jest bowiem typową włoską drużyną. Jako jedna z nielicznych stawia na piłkę ofensywną. Zapomina o obronie, a właśnie w defensywie ma największe braki kadrowe. Tak jest zresztą od lat. I na tle bardzo przeciętnych obrońców pierwsze skrzypce gra Szczęsny, który często ratuje skórę kolegom. Tak jak w niedzielę, gdy był najlepszym zawodnikiem na boisku w wygranym meczu z Sampdorią Genua 2-1. Kadrowicz Adama Nawałki przy straconym golu nie miał nic do powiedzenia, za to w 87. wygrał pojedynek z Antonio Cassano, który strzelał z sześciu metrów. "Nudził się przez 80 minut, a później dokonał niemal cudu przeciwko Cassano" - napisał serwis vocegiallorossa.it, który dał mu notę "7". Taką samą ocenę z podobnym uzasadnieniem Polak otrzymał od portali laroma24.it oraz forzaroma.info. Świetnymi występami we Włoszech Szczęsny nie osłabił swojej marki. Wręcz przeciwnie - stał się bardziej dojrzałym, doświadczonym bramkarzem. Problem w tym, że po jego odejściu Arsenal zaczął grać jak z nut. W Londynie chwalony jest Czech, którego uważa się za jeden z najważniejszych elementów zespołu Wengera. Zespołu, który w tej chwili zajmuje trzecie miejsce w tabeli i ma realną szansę na mistrzostwo Anglii. Taką, której za kadencji Szczęsnego nie było. Czy więc po sezonie Polak wróci do Arsenalu? Sam bardzo tego chce. - Paradoksalnie Arsenal może zdobyć mistrzostwo w sezonie, gdy mnie nie będzie. Kibicuję chłopakom, oglądam ich każdy mecz - mówił na antenie kanału "Łączy nas piłka". W podobnych słowach wypowiadał się Wenger. - Wojciech zawsze będzie u nas mile widziany. Jest ważną częścią naszego zespołu. Odszedł od nas na chwilę, ale wróci. Czekamy na niego - twierdzi francuski szkoleniowiec. Pytanie tylko, czy Szczęsny ma czego szukać w Arsenalu. Jeśli jego klubowi wciąż będzie tak dobrze szło, to wątpliwe, by Wenger zdecydował się na zmianę w bramce. A jeśli tak, to powrót na stare śmieci może dla Polaka oznaczać przesiadywanie na ławce rezerwowych. Niespodziewanie w poniedziałek pojawiła się inna możliwość. Angielskie media donoszą, że Szczęsnym poważnie zainteresowany jest Everton. Średniak Premier League, który regularnie walczy o udział w Lidze Europejskiej może okazać się dla reprezentanta Polski dobrym rozwiązaniem. Tym bardziej, że w połowie roku z tego klubu ma odejść 37-letni Tim Howard. Amerykanin postanowił, że karierę zakończy w ojczyźnie. To szansa dla Szczęsnego, który mógłby częściej pokazywać się Wengerowi. Nie wiadomo jednak, czy Arsenal zgodzi się na ponowne wypożyczenie Polaka, bo taka opcja interesuje klub z Liverpoolu. Jeśli tak, to wszystkie strony powinny być zadowolone. Everton - bo znajdzie dobrego bramkarza, Wenger - bo będzie miał Polaka na oku, i Szczęsny - bo mógłby liczyć na regularne występy, a jak pokazał przykład Łukasza Fabiańskiego, tylko to jest przepustką do gry w reprezentacji. Tak więc i wilk byłby syty, i owca cała. Łukasz Szpyrka