W 39. minucie po świetnym prostopadłym podaniu w pole karne Southampton wbiegł Son Heung-min, który stanął oko w oko z bramkarzem. Gdy zawodnik Tottenhamu chciał oddać strzał na bramkę został sfaulowany przez Mohammeda Salisu, który próbował wybić piłkę spod nóg rywala. Sędzia Anthony Taylor odgwizdał rzut karny i ukarał defensora "Świętych" drugą żółtą kartką i w efekcie musiał on opuścić boisko, a gospodarze resztę meczu grali w osłabieniu. Decyzja arbitra jest w 100% prawidłowa. Salisu swoim faulem pozbawił rywali realnej szansy na zdobycie bramki (DOGSO), za co karze się zawodnika czerwoną kartką. W tym przypadku mamy styczność z tzw. brakiem podwójnego karania. Z racji tego, że przewinienie miało miejsce w polu karnym, a defensor "Świętych" walczył o piłkę, to karę indywidualną należy zdegradować do żółtej kartki. Zgodnie z przepisami, uznaje się że rzut karny jest wystarczającą karą, dlatego bezsensu jest wykluczać gracza, który próbował walczyć o futbolówkę. Do wykonania "jedenastki" podszedł Harry Kane i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce i doprowadził do remisu 1-1. Milimetry zadecydowały! W 53. minucie po podaniu z głębi pola sam na sam z bramkarzem wyszedł Harry Kane. Napastnik Tottenhamu po przyjęciu futbolówki, oddał precyzyjny strzał na bramkę i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 2-1. Radość przyjezdnych nie trwała zbyt długo, gdyż po nieco ponad minucie, sędziowie VAR uznali, że Anglik w momencie podania był na spalonym i ostatecznie Anthony Taylor anulował bramkę i przyznał piłkę "Świętym". Oglądając powtórki trudno przyznać rację arbitrom VAR, gdyż wydaje się, że Kane jest w linii z obrońcą Southampton. Gdy realizator zaprezentował wyrysowane linie spalonego, widzieliśmy że spalony był centymetrowy, a może i nawet mniejszy. Niestety tego typu sytuacje budzą kontrowersje, zwłaszcza że przed startem sezonu władze Premier League mówiły, że stykowe sytuacje będą oceniane na korzyść atakujących, tak aby było jak najmniej zmian decyzji z powodu milimetrowych spalonych, które w pewnym momencie były zmorą ligi angielskiej. Czytaj także: Liverpool pokonany, ludzka twarz Salaha Choć sytuacja budzi kontrowersje, to chyba warto w tym miejscu zaufać technologii i arbitrom, którzy rysują linię spalonego. Bez wątpienia możemy stwierdzić, że na zaprezentowanej stopklatce czerwona linia, która wyznacza pozycję Kane’a jest prawidłowo zaznaczona. Zgodnie z przepisami gry zawodnik jest na pozycji spalonej, jeżeli jakakolwiek część jego ciała, którą można legalnie zdobyć bramkę, jest bliżej bramki niż przedostatni zawodnik drużyny broniącej. Linia Kane’a jest wyrysowana od jego barku, którym można zdobyć gola, a zatem wydaje się, że sędziowie VAR prawidłowo wyrysowali linie spalonego. Drugi nieuznany gol! W 67. minucie doszło do sporej kontrowersji, gdy sędzia nie uznał drugiego gola dla Tottenhamu. Jeden z zawodników Spurs dośrodkował piłkę w pole karne Southampton, a tam łapać ją próbował bramkarz Fraser Forster. Gdy golkiper "Świętych" złapał piłkę w tzw. koszyczek, zderzył się z Mattem Doherty’em, który również wyskoczył w powietrze, aby walczyć o futbolówkę. Po zderzeniu zawodników, piłka wypadła z rąk Forstera, odbiła się od jego nogi i wpadła do bramki. W tym momencie rozległ się gwizdek sędziego Taylora, który odgwizdał faul na bramkarzu. Decyzja ta nie spodobała się kibicom i zawodnikom Tottenhamu i nie ma co im się dziwić, gdyż to wszystko wygląda na zwykłe zderzenie. Z punktu widzenia przepisów gry, jeżeli bramkarz kontroluje piłkę przy pomocy ręki/rąk, to nie może być atakowany przez przeciwnika. Golkiper uważany jest za kontrolującego futbolówkę, gdy: · posiada piłkę między rękoma lub między ręką a jakąkolwiek powierzchnią · posiada piłkę leżącą na otwartej, wyciągniętej ręce, · odbija piłkę o podłoże, względnie podrzuca ją do góry. W związku z powyższym bez wątpienia możemy uznać, że Forster kontrolował piłkę, a zatem nikt inny nie mógł go atakować. Następną zagwozdką jest to, czy Doherty zaatakował bramkarza, czy też było to po prostu zwykłe zderzenie, których inicjatorem byli obaj zawodnicy. Moim zdaniem trudno powiedzieć, że któryś z tych zawodników zaatakował rywala, gdyż obaj w tym samym momencie skoczyli do góry i walczyli o piłkę, choć przyznać trzeba, że golkiper był pierwszy. Sędziowie bardzo często w takich sytuacjach stosują tzw. bezpieczny gwizdek i odgwizdują faul na bramkarzu. Arbiter Taylor prawidłowo w tej sytuacji poczekał aż piłka wpadnie do bramki i wówczas użył gwizdka. Dzięki temu VAR mógł przeanalizować tę sytuację i ocenić, czy faul na bramkarzu faktycznie zaistniał. Z racji tego, że sytuacja nie jest ewidentna, to sędziowie oglądający mecz przed monitorami powstrzymali się od interwencji i ostatecznie podtrzymali decyzję boiskową, czyli faul na bramkarzu.