"Obywatele" przystępowali do pucharowego meczu wyjazdowego z Preston North End opromienieni efektowną ligową wygraną 8-0 z Watfordem. Zespół Pepa Guardioli strzela gole jak na zawołanie, ostatnim pięciu rywalom zafundował aż 20 bramek, więc można było oczekiwać, że przeciwnikowi z Championship również zaaplikuje grad goli. Tym razem aż takiej kanonady nie było, niemniej zespół City, którego bramki od pierwszej minuty strzegł Claudio Bravo, odniósł bardzo pewne zwycięstwo. Zaczęło się w 19. min od gola Raheema Sterlinga, który zdecydował się na indywidualny rajd między rywalami. A ci, zamiast go atakować, zachowywali się tak, jakby asystowali napastnikowi. 24-latek wpadł w pole karne i oddał strzał, przy którym jeszcze sprzyjało mu szczęście. Piłka po rykoszecie kompletnie zmyliła Connora Ripleya, nie dając bramkarzowi żadnych szans. Kwadrans później prowadzenie podwyższył strzałem z ostrego kąta Gabriel Jesus, a asystę zapisał na swoim koncie Sterling. Jeszcze przed przerwą padł trzeci gol, tym razem sprezentowany przez przeciwnika. Pechowcem okazał się Ryan Ledson, który tak niefortunnie interweniował wślizgiem, że skierował piłkę do własnej bramki. Bardzo efektowny awans do kolejnej rundy wywalczył Southampton, z grającym od pierwszej minuty na środku obrony Janem Bednarkiem. Dwa gole dla "Świętych" przeciwko Portsmouth jeszcze przed przerwą strzelił napastnik Danny Ings. Kolejną bramkę dołożył kolega reprezentanta Polski z bloku defensywnego, Cedric Soares, a wynik spotkania na 4-0 ustalił Nathan Redmond. Dłużej właściwy rytm łapał Arsenal, który - co warte odnotowania - poszedł na rękę Nottingham Forest i zgodził się, by mecz zamiast w środę, odbył się dobę wcześniej. Na murawie "Kanonierzy" już nie byli tak łaskawi i wyrzucili rywala za burtę pucharu. Pierwsza bramka padła w 31. min, ale za to od razu była przedniej urody. Calum Chambers z powietrza dograł piłkę w pole karne, niezwykle precyzyjnie na głowę nabiegającego Martinelliego. 18-latek, mimo asysty dwóch rywali, oddał mocny strzał w prawy górny róg bramki, po którym bramkarz gości musiał skapitulować. Dziesięć minut później pachniało golem na 2-0, ale znakomitym refleksem błysnął bramkarz Forest Arijanet Murić. Londyńczycy włączyli piąty i szósty bieg w ostatnich dwudziestu minutach, w niewielkim odstępie czasu aplikując rywalom trzy gole. Jakby tego było mało, decydujący cios przyszedł w drugiej doliczonej minucie, a skończył ten, który zaczął, czyli nastoletni Martinelli. Sensacją wieczoru było odpadnięcie Tottenhamu Hotspur, który mimo miażdżącej przewagi w posiadaniu piłki (nawet 73 proc. do 27 proc.), nie był w stanie strzelić gola występującemu na co dzień w League Two Colchesterowi United. Trener Mauricio Pochettino reagował na niemoc swojego zespołu, w 66. min przeprowadził dwie zmiany, ale posłani do boju Heung-Min Son oraz Christian Eriksen nic nie wskórali. Po bezbramkowym remisie w regulaminowym czasie gry piłkarze od razu przystąpili do serii "jedenastek" i z marszu zapachniało sensacją. Zaczęło się od zmarnowanego karnego Eriksena, ale w trzeciej kolejce szanse wyrównały się po pudle Jevaniego Browna. Odpadnięcie "Kogutów" stało się faktem w piątej serii, gdy z jedenastego metra pomylił się Lucas. Z kolei ogromne ciśnienie wytrzymał Tom Lapslie i wprawił w ekstazę cały stadion.