Takiej inauguracji sezonu w angielskiej ekstraklasie mało kto się spodziewał. "The Reds", czyli jedna z najlepszych drużyn na świecie, stoczyli pasjonujący spektakl z wracającym do elity po szesnastu latach Leeds United. Największa w tym zasługa beniaminka, który nie uląkł się słynnego rywala i jak równy z równym, bez kompleksów, poczynał sobie na Anfield Road. Po niezwykle widowiskowym spotkaniu gospodarze wygrali 4-3, a decydujący cios, autorstwa Mo Salaha, zadali dopiero w 88. minucie. Jednym z bohaterów, czy jak kto woli najjaśniejszych punktów na murawie, był Mateusz Klich. Polski pomocnik od wielu miesięcy jest absolutnie kluczowym piłkarzem w talii trenerskiego maga, Marcelo Bielsy, który odkrył go na nowo dla wielkiego futbolu. Jeśli ktoś sądził, że przeskok między Championship a Premier League będzie zbyt wielki i Polak, mówiąc wprost, po raz kolejny w swojej karierze zaliczy bolesny upadek, ten odpowiedział w możliwie najbardziej spektakularnym stylu. Wychowanek Tarnovii Tarnów był wszędzie na placu gry, harował na całej długości i szerokości boiska, a do tego udowodnił, że także potrafi pakować piłkę do bramki. Gol na 3-3 był wisienką na torcie jego znakomitego występu, za który komplementował go sam Juergen Klopp. Przy tej okazji naturalne pytanie, które kibicom futbolu aż ciśnie się na usta, brzmi: dlaczego Klicha, w tej samej wersji, nie oglądamy w koszulce reprezentacji? Klich z Leeds, a Klich z reprezentacji, to jak obcy sobie piłkarze, których różni absolutnie wszystko, a łączy właściwie tylko nazwisko. Czy wszystkiemu winien jest selekcjoner Jerzy Brzęczek, który w przeciwieństwie do Bielsy nie potrafi wykorzystać drzemiącego w piłkarzu ogromnego potencjału? Z tym niełatwym pytaniem postanowił zmierzyć się Dariusz Dziekanowski. Niełatwym, bo były reprezentant Polski wcale nie ma jednej, jasnej recepty, która mogłaby sprawić, że od kolejnego meczu kadry Klich przeobrazi się w króla środka pola. W felietonie na łamach "Przeglądu Sportowego" przewodniczący Klubu Wybitnego Reprezentanta mierzy się z opinią, jakoby kłopotem było wystawianie niektórych piłkarzy przez Brzęczka na innych pozycjach niż w klubie. I dochodzi do wniosku, że w przypadku Klicha wcale nie jest to czynnik najważniejszy, bo "różnica między zadaniami na pozycji numer 8 i numer 10 nie jest tak znacząca". "Problem leży w podejściu zawodnika do gry w tych dwóch drużynach. Klich to niewątpliwie utalentowany piłkarz, ale żeby zaprezentować talent w pełni musi znaleźć się w odpowiednim miejscu, otoczony odpowiednimi ludźmi. Banalne? Nie. Mówi się, że dobry zawodnik odnajdzie się w każdej drużynie. Moim zdaniem bycie dobrym zawodnikiem ze sportowego punktu widzenia (czyli możliwości) to połowa sukcesu. Drugi niezbędny warunek to mentalność" - przekonuje Dziekanowski. I dodaje, że "reprezentacja nie jest Klicha naturalnym środowiskiem". "Dziekan" mierzy się także z argumentem, że jednym z głównych grzechów obecnej kadry jest brak wypracowanych schematów, które piłkarzom weszłyby w krew. Do tego stopnia, że stałyby się automatyzmami. Zdaniem eksperta twarde schematy powinny ustąpić miejsca kreatywności i improwizacji. "Gdyby Robert Lewandowski miał grać schematycznie, tak jak powszechnie uważa się, że powinien prezentować się zawodnik z numerem 9, to nigdy by nie osiągnął tego, do czego doszedł w piłce" - uważa 63-krotny reprezentant Polski.Art