To wyróżnienie było oczekiwane. Od dawna stało się jasne, że nikt nie zasłużył na nie bardziej od Salaha, ale w afrykańskiej "Złotej Piłce" przyznanej Egipcjaninowi przez tamtejszą konfederację piłkarską kryje się coś więcej niż tylko kolejne trofeum. Odbierając nagrodę, zawodnik Liverpoolu wkroczył do bardzo elitarnego grona, w którym jest zaledwie trzech zawodników - El Hadji Diouf, Yaya Touré i Samuel Eto'o. Każdy z nich wygrywał plebiscyt w dwóch kolejnych latach. To znak, że gwiazda Salaha nie rozbłysła tylko na jeden sezon. Zresztą, wystarczy spojrzeć na rolę, którą odgrywa w Liverpoolu i na tabelę strzelców Premier League. Kilka miesięcy po tym, jak Egipcjanin zdobył koronę dla najlepszego snajpera - z imponującą liczbą 32 goli - teraz znowu walczy o takie samo wyróżnienie. W sytuacji, gdy jeden z głównych rywali, Harry Kane, chwilowo wypadł z gry z powodu kontuzji, walka z Pierre'em-Emerickiem Aubameyangiem zapowiada się co najmniej pasjonująco. I Salah na pewno nie jest na straconej pozycji. Wręcz przeciwnie. Nie tylko dlatego, że w ostatnim spotkaniu z Brighton znowu wywalczył dla "The Reds" komplet punktów, choćby z karnego. Kibice "The Reds" dobrze pamiętają takie mecze jak w grudniu z Bournemouth, gdy popisał się pierwszym w tym sezonie hat-trickiem. W Liverpoolu jest ich trzech, razem z Sadio Mané i Roberto Firmino tworzą trio, jakiego wiele największych klubów może jedynie pozazdrościć. Ale z tego tercetu właśnie Salah świeci największym blaskiem. W krótkim czasie stał się w zasadzie gwiazdą Premier League numer jeden. Trochę nieoczekiwanie, bo przecież zanim trafił pod skrzydła Juergena Kloppa niewiele zapowiadało, że aż tak bardzo wystrzeli. Mourinho w Chelsea nie potrafił wydobyć z niego instynktu snajpera, znacznie lepiej było we Włoszech, szczególnie w Romie, ale wciąż daleko do tego, co stało się w Liverpoolu. Kto by pomyślał jeszcze dwa lata temu, że Egipcjanin całkiem poważnie będzie wymieniany w gronie niewielu faworytów do miejsca na podium "Złotej Piłki" France Football. Ostatecznie zajął miejsce szóste i to mimo nieudanego mundialu. Możliwe, że byłoby jeszcze lepiej, nawet przy piekielnej konkurencji, gdyby tuż przed turniejem w Rosji, w finale Ligi Mistrzów, nie musiał opuścić drużyny już w pierwszej połowie po kontrowersyjnym starciu z Sergio Ramosem. Gdy kapitan Realu sprytnie pociągnął rywala w dół i na dodatek przygniótł własnym ciałem, stało się jasne, że przebieg najważniejszego meczu w piłce klubowej może się całkowicie zmienić. To najgorsze wspomnienie Mo Salaha z ubiegłego sezonu. Stawiające nawet pod znakiem zapytania jego udział w mistrzostwach świata w Rosji. Pewnie dlatego zawodnik i jego otoczenie woleli powstrzymać się od większych komentarzy na ten temat. Wszystko zostało zawarte tak naprawdę w krótkim tweecie, zamieszczonym na jego profilu, krótko po feralnym finale. "To był dla mnie bardzo trudny wieczór, ale jestem wojownikiem i mimo przeszkód wierzę, że wystąpię w Rosji". Wystąpił. Zagrał w dwóch meczach, strzelił dwa gole, ale to było za mało, aby pomóc drużynie narodowej, bo Egipt przegrał wszystkie spotkania. A mogło być znacznie lepiej, gdyby tylko przeciwko Arabii Saudyjskiej, po swojej pierwszej bramce, podwyższył w dobrej sytuacji na 2-0. Tak czy inaczej, pozostał niedosyt, który Mo Salah będzie chciał z pewnością zrekompensować podczas czerwcowo-lipcowego Pucharu Narodów Afryki, we własnym kraju. Dosyć nieoczekiwany scenariusz ujawnił przed ostatnim hitem Liverpoolu z Arsenalem trener "Kanonierów" Unai Emery. Hiszpan, który wcześniej przez dwa lata pracował w Paryżu wyjawił, że... sprzeciwił się transferowi Egipcjanina do PSG. Rzecz działa się latem 2017, gdy Salah grał jeszcze w Romie. Zanim mistrzowie Francji rozbili bank, ściągając Neymara i Mbappé. - Mieliśmy wątpliwości co do jego umiejętności. Przeszedł jednak do Liverpoolu i pokazał, że były one niesłuszne - mówił Emery. Gdy pod wodzą Salaha "The Reds" rozbijali Arsenal 5-1, Hiszpan musiał czuć się trochę nieswojo. W ogóle Egipcjanin pewnie nie żałuje i nie wyobraża sobie, żeby półtora roku temu mógł wybrać inaczej. Kibice na Anfield - tym bardziej. Remigiusz Półtorak Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Premier League