Southampton, choć od 28. minuty grał w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Malijczyka Moussy Djenepo, długo bronił się u siebie przed atakami Newcastle United. Bednarek rozegrał cały mecz, ale bohaterem był bramkarz Alex McCarthy, który obronił sześć strzałów, w tym ten z rzutu karnego Szkota Matta Ritchiego w 45. minucie. Anglik skapitulował jednak w 79., kiedy sytuację sam na sam wykorzystał Francuz Allan Saint-Maximin. Nie popisał się w tej sytuacji kolega Bednarka z defensywy i rodak strzelca Yan Valery, który dał sobie odebrać piłkę w pobliżu pola karnego. Dzięki temu zwycięstwu "Sroki" przeskoczyły gospodarzy w tabeli. Obecnie są na 13. pozycji z 35 punktami, a "Święci" mają o jeden mniej. W znacznie trudniejszej sytuacji jest 16. West Ham, który ma 27 punktów - tyle samo co znajdujące się w strefie spadkowej AFC Bournemouth. "Młoty" z Fabiańskim w bramce rywalizowały na stadionie rywala z byłym klubem Polaka Arsenalem Londyn. O zwycięstwie gospodarzy przesądziła bramka Antoine'a Lacazette'a w 78. minucie. Francuz otrzymał podanie głową od Niemca Mesuta Oezila, gdy obaj zawodnicy "Kanonierów" mieli przed sobą już tylko polskiego bramkarza. Arsenal odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. Zgromadził 40 punktów i jest na dziewiątym miejscu. W środę podopiecznych hiszpańskiego trenera Mikela Artety czeka zaległe spotkanie z broniącym tytułu Manchesterem City. W pierwszym sobotnim meczu Liverpool przegrywał u siebie z Bournemouth (rezerwowym bramkarzem gości był Artur Boruc), ale ostatecznie zwyciężył 2:1 i niewiele brakuje mu już do zapewnienia sobie tytułu mistrzowskiego. "The Reds" zgromadzili 82 punkty i nad wiceliderem - Manchesterem City - mają już 25 przewagi. "The Citizens", zanim nadrobią zaległość z Arsenalem, zagrają jeszcze w niedzielę w derbach z United. Liverpool wygrał dosyć pewnie, chociaż to broniące się przed spadkiem Bournemouth w dziewiątej minucie objęło prowadzenie po trafieniu Calluma Wilsona. We wcześniejszej fazie akcji angielski napastnik prawdopodobnie faulował obrońcę gospodarzy Joe Gomeza, ale ani sędzia główny, ani asystenci VAR nie dopatrzyli się przewinienia. Losy meczu rozstrzygnęły się jeszcze przed przerwą, nie bez udziału popełniających katastrofalne błędy piłkarzy gości. Najpierw w 25. minucie wyrównał Mohamed Salah, a osiem minut później wynik ustalił Sadio Mane, który wcześniej asystował przy golu Egipcjanina. Było to ważne przełamanie Liverpoolu. Po 44 spotkaniach bez porażki w lidze "The Reds" ulegli 29 lutego na wyjeździe Watfordowi 0:3. Później przegrali z Chelsea Londyn 0:2 w 1/8 finału Pucharu Anglii i odpadli z rozgrywek, a w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów ulegli Atletico Madryt 0:1. "Byłem w pełni usatysfakcjonowany wynikiem, trzema punktami i naszą grą. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe, a decyzje sędziego pod bramkami dodatkowo utrudniły nam zadanie. Przegrywając 0:1 graliśmy znakomicie. Nie chcę przesadzić, ale kiedy walczy się o to, żeby odzyskać zwycięską formę, a arbiter podejmuje decyzję taką, jak przy tym golu (Wilsona - PAP)... w historii piłki nożnej były drużyny, którym w takich okolicznościach powinęłaby się noga. Jestem naprawdę zachwycony reakcją chłopaków" - podkreślił niemiecki trener lidera Juergen Klopp. Na niedzielę, oprócz derbów Manchesteru, zaplanowane jest spotkanie Chelsea z Evertonem w Londynie. Kolejkę zakończy poniedziałkowy mecz trzeciego w tabeli Leicester City z przedostatnią Aston Villą. mm/ cegl/