Grudzień w lidze angielskiej to tradycyjnie niezwykle intensywny okres. Od minionego weekendu do 2 stycznia każdy zespół rozegra aż po sześć spotkań. W ciągu zaledwie trzech tygodni można więc swoją sytuację w tabeli bardzo poprawić lub mocno skomplikować. Tottenham i Liverpool zgromadziły po 25 punktów, "Koguty" prowadzą dzięki lepszemu bilansowi bramek. Czołowa dwójka ten swoisty maraton zaczęła z lekkim falstartem. Londyńczycy zremisowali 1-1 z Crystal Palace i takim samym wynikiem zakończył się mecz obrońców tytułu z Fulham. "W drugiej połowie moi piłkarze zagrali zupełnie na odwrót w stosunku do tego, co im powiedziałem w przerwie. Popełnili mnóstwo błędów i to się na nas zemściło" - przyznał trener Tottenhamu Jose Mourinho. "Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i takie rzeczy będą się zdarzały. W sobotę drużyny, które wcześniej grały w Lidze Mistrzów też przeżywały ciężkie chwile. Musimy iść naprzód, bo w środę czeka nas wielkie wyzwanie" - podkreślił szkoleniowiec Liverpoolu Juergen Klopp. Tak dobra postawa Tottenhamu jest lekkim zaskoczeniem. Zespół zaczął sezon od porażki z Evertonem 0-1, ale z kolejnych jedenastu meczów wygrał siedem, a cztery zremisował. Poprawie uległa obrona, z czego Mourinho jest znany, natomiast w ataku świetnie radzą sobie Heung-Min Son i Harry Kane. Koreańczyk ma na koncie dziesięć goli, a Anglik dziewięć. Liverpool za to ostatnio gra w kratkę. Naprawdę dobre mecze z Leicester City (3-0) i Wolverhampton Wanderers (4:0) przeplatał wpadkami z Brighton & Hove Albio (1-1) oraz wspomnianą z Fulham. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl! Kliknij!