Początkowo nic nie zapowiadało takiego rozwiązania. Gdy w 11. minucie Maitland-Niles strzelił dla gości pierwszego gola, mogło się wydawać, że The Reds nie będą mieli łatwej przeprawy; że zakończy się ich niesamowita seria ośmiu zwycięstw z rzędu. Jednak prowadzenie Kanonierów tylko rozzłościło piłkarzy Juergena Kloppa. Tym bardziej, że wiedzieli oni, iż mają szansę na powiększenie przewagi nad najgroźniejszymi rywalami, bo chwilę wcześniej wicelider Tottenham nieoczekiwanie przegrał u siebie z Wolverhampton 1-3. Radość Arsenalu trwała tylko 3 minuty. Pressing gospodarzy w końcu efekt i to podwójny. Najpierw Roberto Firmino wykorzystał nieporozumienie rywali i łatwo skierował piłkę do siatki, chwilę potem wszedł w obronę Arsenalu jak w masło i nie dał Berndowi Leno żadnych szans. Można powiedzieć, że tradycji stało się zadość, bo Kanonierzy są w ostatnim czasie ulubionymi przeciwnikami dla Brazylijczyka. W siedmiu spotkaniach brał udział bezpośrednio aż przy jedenastu golach - osiem strzelając i przy trzech asystując. To był jednak dopiero początek kłopotów Arsenalu, całkowicie zdezorganizowanego w defensywie i popełniającego fatalne błędy. Kolejny cios zadał Sadio Mane, który pięknie wykończył podanie Salaha. Egipcjanin też wpisał się na listę strzelców, jeszcze przed przerwą, skutecznie egzekwując rzut karny. Czy jedenastka rzeczywiście była? Sędzia nie miał wątpliwości, że Sokratis nieprzepisowo przewrócił Salaha. Faktem pozostaje, że najlepszy strzelec ubiegłego sezonu również teraz jest na szczycie, choć razem z Aubameyangiem i Kanem. Przy okazji czwartej bramki dla gospodarzy warto jednak zwrócić uwagę na początek akcji i znakomite podanie niemal przez pół boiska od bramkarza Alissona. To ono nadało jej kluczowej dynamiki. W drugiej połowie gracze Juergena Kloppa nie zwalniali tempa i wywalczyli kolejną jedenastkę. Tym razem do piłki podszedł Firmino i pewnie pokonał Leno, a statystycy Opta wyliczyli, że to szósty hat-trick w historii meczów między Liverpoolem i Arsenalem. Aby strzelić pięć goli, The Reds potrzebowali zaledwie ośmiu strzałów w ciągu godziny gry (w tym sześciu w światło bramki). Kanonierzy mogli jeszcze zmniejszyć rozmiary porażki, ale sędzia nie zauważył faulu na Aubamayangu w polu karnym. W ten sposób, w 227. meczu między tymi zespołami, Liverpool wygrał po raz 87. Bardzo przekonująco. Liverpool - Arsenal 5-1 (4-1) Bramki: 0-1 Maitland-Niles (11.), 1-1 Firmino (14.), 2-1 Firmino (16.), 3-1 Mane (32.), 4-1 Salah (45.+2, z karnego), 5-1 Firmino (63., z karnego) Liverpool: Alisson - Alexander-Arnold, Lovren, V. van Dijk, Robertson (83. Clyne) - Shaqiri, Wijnaldum (77. Lallana), Fabinho - M. Salah, Firmino, Mané (62. Henderson). Arsenal: Leno - Lichtsteiner, Papastathopoulos, Mustafi (46. Koscielny) - Maitland-Niles, Torreira, Xhaka, Kolasinac (81. Guendouzi) - Ramsey (C), Iwobi - Aubameyang (71. A. Lacazette). Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Premier League