"Jestem The Happy One" - powiedział Jose Mourinho, gdy latem 2013 roku wracał na Wyspy. Praca w Realu Madryt szczęścia mu nie przyniosła, w Hiszpanii dziennikarze nie podzielali smaku i poczucia humoru Portugalczyka. Zarzucano mu, że królewska drużyna gra brzydko, defensywnie, nie szanuje wieloletniej tradycji. Liczne skandale wywoływane przez Mourinho uważano za sprzeczne z zasadami senorio (klubu dżentelmenów). Tak naprawdę jednak Mourinho padł ofiarą najlepszej Barcelony w jej historii. Zespół Pepa Guardioli to kandydat do miana drużyny wszech czasów, więc prowadzony przez Portugalczyka Real porywał się na naprawdę gigantyczne wyzwanie. Mourinho odchodził z Madrytu po najgorszym sezonie w karierze trenerskiej. Sam tak powiedział. Z numeru 1 w swoim zawodzie spadł do pozycji szkoleniowca ciężko sfrustrowanego niepowodzeniami. Chelsea miała mu dać szansę na odzyskanie radości z pracy. Wracał do klubu, który bezgranicznie mu ufał, dla którego był Alfą i Omegą. Niestety entuzjazm nie trwał długo. 17 grudnia 2015 roku rozstał się z The Blues za porozumieniem stron, ze względu na słabe wyniki. W miejscu, w którym zyskał kiedyś przydomek "The Special One" rozstawano się z nim bez żalu. Ale zawodowa pozycja Mourinho była zbyt wysoka, by upadł na dno. Kolejna posada w Manchesterze United miała być dla Portugalczyka wielką szansą na spełnienie marzeń. W maju 2016 roku ogłoszono, że poprowadzi najbardziej utytułowany zespół na Wyspach. Mourinho zawsze uważał siebie za najlepszego kandydata do zastąpienia Aleksa Fergusona. Tyle, że po odejściu Szkota w 2013 roku sytuacja United stała się trudna. Nieustannego zjazdu po równi pochyłej nie zatrzymał także Mourinho. W grudniu 2018 roku został zwolniony z Old Trafford, bo setki milionów wydane na transfery nie zaowocowały wynikami choćby przyzwoitymi. Wydawało się, że renoma Mourinho legła w gruzach. Jego ulubiony, defensywny styl gry przestał pasować do najbogatszej ligi świata? Przez niemal rok Portugalczyk był bezrobotny. Aż potraktowano go jako ratownika w Tottenhamie, który po latach sukcesów z Mauricio Pochettino popadł w kryzys. Pochettino stworzył w Tottenhamie coś niezwykłego. Zespół, który nie bał się stawiać na graczy angielskich, grający pięknie, ofensywnie, zdobywający mnóstwo goli. Harry Kane był dwa razy królem strzelców Premier League w sezonach 2015-2016 i 2016-2017. Drużyna Pochettino trzy razy stawała na podium ligowym, ale jednak nigdy na najwyższym stopniu. Tak wysoko ambicje szefa klubu Daniela Levy’ego chyba nie sięgały. Tottenham to klub kultowy - dwukrotny mistrz Anglii, ale ostatni razy zdobył tytuł w 1961 roku. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl! Tymczasem po wielkim sukcesie zespół Pochettino popadł w kłopoty. Po finale LM część piłkarzy straciła motywację, chciała przejść do lepszych klubów. Nie było pieniędzy na transfery, bo od lat inwestowano w nowy stadion. Pochettino przestał panować nad sytuacją i dość niespodziewane zastąpił go Mourinho. Pierwsze pół roku w Tottenhamie było przeciętne. Zespół zmieniał swój styl z radosnego, ofensywnego na bardziej wyrachowany. Mourinho ma swoje zasady, dla niego fundamentem jest gra defensywa. Coraz mniej ludzi na Wyspach traktowało Portugalczyka poważnie, uważając go za trenera, którego czas przeminął. A jednak w tym sezonie zespół Mourinho gra doskonale. Ma tyle samo punktów co Liverpool i zajmuje miejsce na szczycie tabeli.