28-letni argentyński napastnik przeszedł z FC Nantes do klubu Premier League za 17 mln euro. W poniedziałek wieczorem wsiadł do awionetki, którą miał dotrzeć do Walii. Samolot zniknął z radarów w pobliżu Alderney, należącej do Wysp Normandzkich na kanale La Manche. Wciąż trwa akcja poszukiwawcza, ale chociaż w wodzie znaleziono wiele unoszących się przedmiotów, to nie ustalono, czy pochodzą one z awionetki. W środę dziennik "Ole" poinformował, że tuż przed rozpoczęciem feralnego lotu piłkarz miał wątpliwości co do stanu samolotu. "Teraz jestem już w samolocie, który - mam wrażenie - jakby miał się rozpaść. Startuję do Cardiff, jutro (we wtorek) po południu zaczynam treningi z moją nową drużyną, zobaczymy, jak to będzie" - słychać na nagraniu. Szybko na te doniesienia zareagował szef Cardiff City - Mehmet Dalman. - Mogę kategorycznie stwierdzić, że samolot nie miał nic wspólnego z Cardiff City - podkreślił. - Nie byliśmy zaangażowani w organizację lotu. Próbujemy ustalić, co się stało. Zajmujemy się tym i chcemy poznać odpowiedź - powiedział Dalman. Szef walijskiego klubu przekonywał, że Sala otrzymał propozycję zorganizowania mu transportu, ale piłkarz odmówił. - Nie wiem, kto zaaranżował lot, bo na tym etapie jeszcze tego nie wiem, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie był to Cardiff City - powiedział Dalman. Jak podaje dailymail.co.uk, samolot którym leciał Sala, podobno należał do szkockiego agenta piłkarskiego Wille'ego McKaya, który był zaangażowany w negocjacje dotyczące transferu Sali z FC Nantes do Cardiff City. MZ