Premier League - zobacz terminarz W rozmowie z "Telegraphem" francuski szkoleniowiec ocenił, że w walce o to, kto znajdzie się na czele tabeli po 380 meczach tego sezonu, będzie liczyć się siedem klubów: broniąca tytułu Chelsea, Tottenham Hotspur, Manchester City, Liverpool, Arsenal, Manchester United i "niespodzianka w stylu Leicester", które w 2016 roku pogodziło faworytów i triumfowało w lidze, na którą typuje Everton. Zdaniem dziennika, pod szczególną presją znajdzie się Pep Guardiola, który latem wydał aż 200 milionów funtów na wzmocnienia City. - Jeśli ubiegły sezon sugerował zmianę nazwy ligi na Managerball ze względu na wielkie nazwiska i osobowości, które prowadziły kluby, to tegoroczne rozgrywki zaczynają się jako Transferball. Opłaty wystrzeliły w stratosferę i wielu kibiców przestało widzieć w piłce nożnej jakąkolwiek formę odbicia społeczeństwa, jak było w przeszłości - napisał dziennikarz tej gazety Paul Hayward. Jak zaznaczył, zdaniem niektórych komentatorów Guardiola w ubiegłym sezonie nie dysponował właściwymi piłkarzami i musiał ich latem wymienić, by pasowali do jego wizji "cyrkulacji piłki". - W tym celu nawet nowa szatnia City jest okrągła, jak koło zaufania lub krzesła w okręgu na corocznym zlocie czarodziejów - żartował. - Większość z tych klubów - i ich hollywoodzcy menedżerowie, jak nazwał ich większościowy udziałowiec Evertonu Farhad Moshiri, musi wypaść w tym roku lepiej. Uwaga skupi się na Manchesterze, gdzie City i United muszą walczyć o tytuł, ale pozostanie również w Londynie - począwszy od dzisiejszego meczu w N5 (kod pocztowy północnego Londynu, gdzie znajduje się stadion Arsenalu - red.) - napisał "Telegraph". Oprócz występów w jednej z najbardziej wymagających lig piłkarskich na świecie - słynnej m.in. z zaciekłości zawodników oraz braku przerwy na święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok - piłkarzy Premier League czeka również sezon przygotowań do przyszłorocznych mistrzostw świata w Rosji. Jak wyliczył dziennik "Telegraph", na powołanie może liczyć nawet 120 zawodników występujących w angielskiej ekstraklasie, który oprócz spotkań w lidze i pucharach będą musieli także wspierać swoje reprezentacje narodowe w kwalifikacjach. Z kolei piątkowy "The Times" opisał historię klubu Brighton and Hove Albion FC, który po 34 latach przerwy powróciło na najwyższy poziom rozgrywek. Jego pierwszy mecz - w sobotę, przeciwko Manchesterowi City - dobrze podsumowuje to, jak profesjonalny futbol zmienił się przez te lata. Bramkarz City, Ederson, jest wart więcej niż cała wyjściowa jedenastka "Mew", a pozyskani tylko w ciągu ostatniego miesiąca boczni obrońcy "The Citizens" - więcej niż kosztował cały stadion i kompleks treningowy Brighton. - Nikt nie spodziewa się, że będziemy pokonywać takie zespoły, jak City, a bukmacherzy obstawiają, że się nie utrzymamy. Ale to nas nakręca jeszcze bardziej, podobnie jak wszyscy, którzy nas spisują na straty. Mam nadzieję, że udowodnimy im, że się mylą - tłumaczył w rozmowie z gazetą piłkarz Solly March. W 1983 Brighton spadło z ekstraklasy i otarło się o bankructwo, przez wiele lat nie dysponując nawet własnym stadionem. Oparty o lokalną społeczność klub mozolnie odbudowywał swoją pozycję. W sobotę, w obecności ponad 30 tys. zagorzałych kibiców zgromadzonych na nowoczesnej Amex Arenie, piłkarze rozpoczną walkę o utrzymanie w lidze, która przez wielu jest uważana za najlepszą na świecie. "Telegraph" zwrócił także uwagę, że wiele klubów - korzystających z wartego niebagatelne 8,3 miliarda funtów kontraktu na sprzedaż praw telewizyjnych - płaci swoim pracownikom obsługującym miliony kibiców odwiedzających stadiony ligowe... poniżej godzinowej płacy minimalnej. Jednocześnie ceny biletów pozostają niezwykle wysokie, frustrując wielu fanów futbolu, którzy mają poczucie, że sport coraz bardziej odrywa się od zwykłych sympatyków piłki nożnej. Najtańszy karnet na sezon można kupić u beniaminka Huddersfield (najtańsze miejsca od 199 funtów, czyli 940 złotych, dostępne tylko, jeśli ktoś je kupił przez kwietniem i awansem do Premier League) i West Hamu (od 289 funtów, 1366 złotych, ale większość została wykupiona przez posiadaczy karnetów w ubiegłym sezonie). Za przyjemność oglądania "na żywo" najlepszych drużyn w akcji przez cały rok trzeba jednak zapłacić więcej: od 532 funtów (2516 złotych) za Manchester United oraz 595 funtów (2813 złotych) za Chelsea przez 695 funtów (3287 złotych) za Tottenham do nawet 891 funtów (4212 złotych) za Arsenal. Wszystkie ceny dotyczą najtańszych dostępnych miejsc na trybunach. Początek nowego sezonu w piątek o 19.45 czasu lokalnego (20.45 w Polsce), kiedy na boisko wybiegną piłkarze Arsenalu Londyn i Leicester City.