Szef Chelsea jeszcze raz odniósł się do incydentu z niedawnych derbów Londynu z Tottenhamen, gdy Jan Vertonghen udawał poważny uraz po starciu z Fernando Torresem. W tym samym meczu symulował także Andros Townsend, ale zachował się jednak nieco inaczej. "Przeprosił sędziego za nurkowanie. To był ważny moment meczu, został ukarany żółtą kartką, a mecz potoczył się dalej. Jednak dwa, czy trzy dni później w Lidze Mistrzów mieliśmy dwa wielkie zespoły, dwóch wspaniałych piłkarzy i dwie bardzo ważne decyzje. Jeden zespół stracił piłkarza i przegrał mecz, a w drugim przypadku podyktowany został rzut karny w ostatniej minucie" - przypomniał Mourinho wskazując sytuacje z Neymarem (Barcelona wygrała z Celticem 1-0) i Mariem Balotellim (AC Milan uratował remis 1-1 z Ajaksem) w rolach głównych. "Nienawidzę symulek. Niektórzy są przyzwyczajeni, że w ich krajach toleruje się takie zachowania, ale gdy przyjeżdżasz do innej kultury, to musisz zmienić nastawienie. Tu nie chodzi jedynie o wygranie czy przegranie meczu z powodu czerwonej kartki czy rzutu karnego, ale o kulturę, która pewnych zachowań nie toleruje" - dowodził Mourinho. Menedżer Chelsea zapewnia, że grę zgodnie z tą regułą wymaga także od swoich piłkarzy. "Możecie być pewni, że jeśli pewnego dnia wygram dlatego, że jeden z moich piłkarzy nie zachował się tak, jak powinien, to jasno o tym powiem" - zapewnił, dodając, że choć nigdy nie wyrzucił żadnego zawodnika z drużyny z powodu symulowania, to wielokrotnie rozmawiał z nimi na ten temat, m.in. z Didierem Drogbą czy Arjenem Robbenem. "Mówiłem to piłkarzom wielokrotnie. Nie cierpię tego, to naganne. Szukanie czerwonej kartki dla rywala to hańba" - powiedział jeden z najlepszych trenerów świata.