Maguire na ratunek, sensacja w derbach Anglii. Liverpool na łopatkach. 9 lat i koniec
W 8. kolejce Premier League doszło do spotkania, które nazywane jest "Bitwą o Anglię". Liverpool podejmował na własnym stadionie Manchester United. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego Michaela Olivera "The Reds" znajdowali się na trzecim miejscu w tabeli, a "Czerwone Diabły" - w środku stawki. Obie ekipy postawiły na swoich najlepszych piłkarzy, a samo widowisko było emocjonujące. Jednak to, co działo się w końcówce, zasługuje na wszelkie możliwe pochwały.

Za nami pierwszy w tym sezonie mecz, nazywany "Bitwą o Anglię". Liverpool zagrał na Anfield z Manchesterem United. W poprzednim sezonie Premier League "Czerwone Diabły" nie potrafiły przeciwstawić się ekipie Arne Slota. W pierwszym starciu na Old Trafford goście wygrali 3:0 (wówczas trenerem Manchesteru United był jeszcze Erik ten Hag). W drugim spotkaniu na Anfield, już z Rubenem Amorimem na ławce trenerskiej "Czerwonych Diabłów", padł remis 2:2.
Błyskawiczny początek meczu. Bryan Mbeumo strzela w drugiej minucie, a później festiwal nieskuteczności Liverpoolu
Liverpool nie może liczyć na kontuzjowanego bramkarza, Alissona. Z kolei Manchester United musi radzić sobie w obronie bez Lisandro Martineza. To nie przeszkodziło obu menedżerom na wystawienie solidnych jedenastek. Arne Slot postawił m.in. na Virgila van Dijka, Mohameda Salaha czy wciąż szukającego optymalnej formy Alexandra Isaka, a Ruben Amorim - na Bruno Fernandesa, Bryana Mbeumo czy Matheusa Cunhę.
Już w drugiej minucie meczu Manchester United mógł cieszyć się z prowadzenia w spotkaniu z Liverpoolem. Wtedy to Amad Diallo obsłużył precyzyjnym podaniem Bryana Mbeumo, który strzałem z bliska pokonał Giorgiego Mamardashviliego.
Wtedy rozpoczęła się pogoń Liverpoolu za odrobieniem strat. W 21. minucie "The Reds" wyprowadzili kontratak, który strzałem zakończył Cody Gakpo. Holender trafił jednak w słupek bramki strzeżonej przez Senne Lammensa. Z kolei sześć minut później drugiej bramki w polu karnym Liverpoolu szukali podopieczni Rubena Amorima. Po intensywnym ostrzale bramki Mamardashviliego akcja ostatecznie spaliła na panewce.
W 32. minucie Liverpool zaliczył kolejny słupek, tym razem po niepozornym dośrodkowaniu, które okazało się centrostrzałem. A trzy minuty później nastąpiła chwila chwały dla Senne Lammensa. Belg wybronił strzał Alexandra Isaka w sytuacji praktycznie "jeden na jeden". Zatem, do przerwy wynik spotkania to 1:0 dla Manchesteru United.
Absolutne szaleństwo w drugiej połowie. Harry Maguire bohaterem
Już pięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Liverpool miał okazję na wyrównanie. Na strzał zdecydował się Cody Gakpo, ale i tym razem Holender trafił w obramowanie bramki "Czerwonych Diabłów". Napastnik mógł tylko rozłożyć ręce w geście bezradności, co zresztą uczynił. Z kolei w 60. minucie Alexis Mac Allister próbował swoich sił, uderzając z linii pola karnego. Futbolówka poszybowała jednak znacznie nad poprzeczką gości.
O bezradności graczy Arne Slota świadczy akcja z 65. minuty. Piłka dotarła do niepilnowanego Mohameda Salaha, który znalazł się w polu karnym. Niestety, jego uderzenie z okolic kilkunastu metrów od bramki Lammensa poszybowało w trybuny, tuż obok słupka.
W 78. minucie Cody Gakpo przełamał swoją niemoc. Holender wykorzystał podanie Federico Chiesy, a ten nie miał problemu, by z bliskiej odległości skierować piłkę do pustej bramki Manchesteru United.
W 84. minucie Harry Maguire pokazał, że z główki to on potrafi, jak mało kto! Anglik wykorzystał dośrodkowanie Bruno Fernandesa i wykorzystując swoje warunki fizyczne strącił futbolówkę tak, że ta znalazła się w siatce Liverpoolu. 2:1!
Takim wynikiem zakończyła się dzisiejsza "Bitwa o Anglię". Manchester United wygrał z Liverpoolem, dzięki czemu awansował na dziewiąte miejsce w tabeli Premier League. Co więcej, jest to pierwsze od dziewięciu lat (od 2016 roku) zwycięstwo "Czerwonych Diabłów" nad "The Reds" na Anfield.
Zobacz również:















