Oba zespoły w Premier League spisują się dobrze, ale wszystko wskazuje na to, że na sukces na międzynarodowej arenie będą musiały poczekać. "The Reds" w czwartek odpadli z Ligi Europejskiej. Po porażce 0-1 w Stambule z Besiktasem okazali się słabsi od gospodarzy w serii rzutów karnych, a pechowcem okazał się chorwacki obrońca Dejan Lovren, który spudłował w ostatniej kolejce. Z kolei "The Citizens", którzy mają jeszcze większe ambicje niż ekipa z Liverpoolu, we wtorek przegrali pierwszą potyczkę 1/8 finału Ligi Mistrzów z Barceloną 1-2 i przed rewanżem w Hiszpanii mało kto daje im szanse na awans. W sondzie przeprowadzonej przez jedną z gazet, aż 60 procent głosujących główną winą za słaby występ i porażkę obarczyła chilijskiego trenera Manuela Pellegriniego, który miał ustalić zbyt odważną taktykę wystawiając dwóch napastników. Na krajowym podwórku oba kluby radzą sobie znacznie lepiej. Zwłaszcza zespół z Manchesteru, który w ostatnich 17 meczach doznał tylko jednej porażki, choć na przełomie stycznia i lutego zdarzyła mu się seria czterech spotkań bez zwycięstwa. W ostatnich dwóch kolejkach jednak bezdyskusyjnie pokonał Stoke City 4-1 oraz Newcastle United 5-0. W tabeli piłkarze City zajmują drugą pozycję, o pięć punktów za Chelsea Londyn, która w niedzielę powalczy z Tottenhamem Hotspur w finale Pucharu Ligi. Liverpool ma 10 pkt mnie niż najbliższy rywal, ale też koncentruje się na rywalizacji o miejsce w czołowej czwórce, co da prawo występu w Lidze Mistrzów. Przed "The Reds" plasują się Southampton, Manchester United i Arsenal Londyn. Każdy kolejny z tych zespołów ma dorobek o punkt większy. - Musimy zapomnieć o porażce w Stambule i szybko wrócić myślami na angielskie boiska. W lidze graliśmy ostatnio dobrze, a niedługo czeka nas jeszcze ćwierćfinał krajowego pucharu z drugoligowym Blackburn. Te rozgrywki wydają się najkrótszą drogą do Europy. Nie ukrywam, że marzy nam się sięgnięcie po to trofeum - podkreślił po meczu z Besiktasem szkoleniowiec Liverpoolu Brandan Rogers. W sierpniu na własnym stadion ekipa City pokonała Liverpool 3-1, jednak na wygraną na Anfield czeka od 3 maja 2003 roku. W porównaniu do składu z meczu z Barceloną, zdaniem angielskich mediów, miejsce w ataku drużyny trenera Pellegriniego może stracić Bośniak Edin Dżeko, który w LM rozczarował. Na debiut w podstawowej jedenastce czeka Wilfried Bony, który we wtorek dał dobrą zmianę. Za słaby występ w LM (1-3 z Monaco) w niedzielę zechce się również zrehabilitować Arsenal Londyn, który podejmie Everton. "Kanonierzy" nie zdobyli trzech punktów na tym rywalu w pięciu ostatnich potyczkach ligowych. Mimo porażki w Champions League, trudno się spodziewać, by francuski menedżer Arsene Wenger zdecydował się postawić w bramce na Wojciecha Szczęsnego, którego miejsce zajął kilka tygodni temu Kolumbijczyk David Ospina. Premier League: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz