Od początku tego sezonu Premier League z doskonałej strony pokazuje się Liverpool. To właśnie zespół, który od tego sezonu dowodzony jest przez Arne Slota w pierwszych miesiącach rywalizacji wyrósł na drużynę, która musi być traktowana jako faworyt do wygrania całych rozgrywek. Niespodziewanie z tego wyścigu powoli zdaje się wycofywać Manchester City, który po 14 rozegranych spotkaniach miał 26 punktów na koncie i stratę aż dziewięciu oczek do "The Reds". Objawienie reprezentacji Polski z poważnymi problemami. Niedawno był bohaterem Probierza W 15. kolejce drużyna dowodzona przez Pepa Guardiolę dopisała do swojego konta kolejną niespodziewaną wpadkę w postaci remisu. Podobny los spotkał plasujący się pięterko wyżej Arsenal, a na to wszystko jedynie z boku mogli zerkać kibice Liverpoolu. Ekipa dowodzona przez Slota w ten weekend miała bowiem wolne z powodu złych warunków atmosferycznych, które doprowadziły do odwołania derbowego starcia z Evertonem. Chelsea wiceliderem Premier League. Szalony mecz w Londynie W związku z tymi wszystkimi wydarzeniami, w niedzielę pojawiła się niespodziewanie wielka szansa dla londyńskiej Chelsea. Jej trener Enzo Maresca zarzeka się, że "The Blues" nie walczą o tytuł mistrza Anglii, ale fakty, a konkretnie tabela mówią co innego. Przed hitowym starciem 15. kolejki Premier League z Tottenhamem ekipa Mareski mogła śmiało patrzeć przed siebie, a tam pojawiała się perspektywa wskoczenia na pozycję wicelidera tabeli. Wystarczyło "tylko" pokonać Tottenham Hotspur w hitowym wyjazdowym meczu. Trzeba przyznać, że to spotkanie rozpoczęło się wybitnie nieudanie dla przyjezdnych ze Stamford Bridge. Całe kłopoty pojawiły się głównie przez... buty Marca Cucurelli. Lewy obrońca Chelsea na samym początku rywalizacji bardzo wyraźnie ślizgał się po murawie, co dwukrotnie pomogło Tottenhamowi. Najpierw w 5. minucie wykorzystał to Brenan Johnson, który doskonale dograł do Dominika Solanke, a ten pokonał z bliskiej odległości bramkarza. Tak nokautuje Legia. To była deklasacja, trzy ciosy w kilkanaście minut Sześć minut później Cucurella, próbując wyprowadzić piłkę znów ją stracił. Trafiła ona pod nogi Pedro Porro. Hiszpan dograł do Dejana Kulusevskiego, a Szwed wywiązał się ze swojego zadania i podwyższył prowadzenie. Po 11 minutach Chelsea przegrywała więc już 0:2. Odpowiedź gości przyszła błyskawicznie i rozpoczęła się od... wymiany butów Cucurelli. W nowym obuwiu lewy defensor już problemów z przyczepnością nie miał i jego podanie w 17. minucie wykorzystał Jadon Sancho, dając nadzieję gościom. Wynikiem 2:1 zakończyła się pierwsza połowa, a to sprawiało, że emocje w drugiej mogą być równie duże. Kibice na trybunach z pewnością pod tym względem narzekać na to spotkanie nie mogą. Druga część meczu rozpoczęła się od całkowitej dominacji Chelsea, która spychała gospodarzy do defensywy. Na efekty tych nacisków trzeba było poczekać do 61. minuty. Wówczas w polu karnym sfaulowany został Caicedo, a jedenastkę tradycyjnie wykorzystał Cole Palmer. 12 minut później było już 2:3. Tym razem to Enzo Fernandez pokonał bramkarza gospodarzy. Wielki powrót do Górnika? Najpierw Podolski, teraz Milik. To byłby hit roku Jakość Chelsea zdecydowanie przewyższyła tą, którą dysponował Tottenham, a dominację w drugiej połowie goście potwierdzili jeszcze raz. W 84. minucie "The Blues" dostali kolejnego karnego, do którego znów podszedł Palmer i wykorzystał go, uderzając w znakomitym stylu panenką. To wciąż nie był koniec. W doliczonym czasie gry trzeciego gola dla Tottenhamu strzelił Son i ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3:4, a zespół Mareski pokazał w drugiej połowie wielką jakość. Po tym spotkaniu Chelsea traci tylko cztery punkty do liderującego Liverpoolu, który ma jednak jeden mecz zapasu.