Azpilicueta to jeden z niewielu piłkarzy grających na najwyższym europejskim poziomie, który może się pochwalić prawie dekadą spędzoną w jednym klubie. W dodatku w zespole z samego europejskiego topu. Hiszpan przeszedł do Chelsea w 2012 roku. - Trafiłem do The Blues tuż po tym, jak wygrali Ligę Mistrzów i zawsze marzyłem o powtórzeniu tego osiągnięcia - przyznaje obrońca. U boku Lamparda i Terry'ego Urodzony w Pampelunie zawodnik wspomina w tym wywiadzie, jaką tremę miał na początku swojego pobytu w Chelsea. Trafił do londyńskiego klubu, gdy w szatni The Blues roiło się od ważnych, a nawet ikonicznych postaci angielskiego futbolu. - To fakt, że miałem u boku Juana Matę, z którym mogłem rozmawiać po hiszpańsku. Ale w szatni obok mnie były takie postaci, jak John Terry, Frank Lampard, Petr Cech, Ashley Cole, czy Fernando Torres, mój idol z młodości. Patrząc na nich, wiedziałem, że po wyjściu na trening, muszę dać z siebie maksimum - wspomina Azpilicueta. Hiszpan odniósł się też do tego, jak wielką pracę wykonuje obecnie w Chelsea Thomas Tuchel. - Przyjście do klubu trenera Tuchela było ważnym momentem. Zrobiliśmy wielki progres. To, że dotarliśmy aż do finału Ligi Mistrzów nie było łatwe. Mierzyliśmy się w końcu po drodze z tak potężnymi zespołami, jak Atletico Madryt, Porto i Real - zwraca uwagę 31-latek. Luksusy? Nie dla gracza Chelsea Dziennikarz "Marki" zapytał też Azpilicuetę o jego podejście do luksusowych samochodów i tego rodzaju wyznaczników statusu. Zasugerował, że obrońca The Blues nie jest typem człowieka, który by co chwilę zmieniał model samochodu na nowy dla lansu. - Mam dobry samochód, ale nie taki, jak inni tutaj - ze śmiechem stwierdził Hiszpan. - Oczywiście miewam swoje kaprysy i staram się nimi cieszyć. Ale drogie samochody to nie jest coś, na czego punkcie wariuję - zadeklarował. Azpilicueta przyznał, że nie spodziewał się, że uda mu się przekroczyć kiedykolwiek barierę 400 rozegranych meczów w barwach The Blues. - To świetne liczby, ale chcę jeszcze więcej - deklaruje. - Taki już jestem. JK