W 13. rundzie Premier League rozegrano kilka ciekawych spotkań - w sobotę Arsenal rozbił West Ham 5:2, z kolei następnego dnia Chelsea ograła 3:0 Aston Villę, a Manchester United nie dał szans Evertonowi (4:0). Kolejkę wieńczyło szlagierowe starcie aktualnego lidera, Liverpoolu z aktualnym mistrzem kraju, Manchesterem City. Faworytem byli "The Reds" i to nie tylko ze względu na aktualną pozycję w tabeli. Podopieczni Pepa Guardioli znajdują się bowiem w poważnym dołku. Przed tygodniem zostali rozbici (0:4) w lidze przez Tottenham, z kolei w Lidze Mistrzów podzielili się punktami z Feyenoordem (3:3). Wcześniej "Obywatele" przegrali też m.in. ze Sportingiem i Brighton, a ostatnie zwycięstwo odnotowali... 26 października. Wówczas w Premier League pokonali Southampton. Premier League. Liverpool zaskoczył Manchester City już na początku Mecz na Anfield Road rozpoczął się od kilku bardzo groźnych ataków gospodarzy - najpierw Dominik Szoboszlai poważnie postraszył Stefana Ortegę, a później bramkarza City po strzale Virgila van Dijka uratował słupek. W 12. minucie Ortega był już jednak bezradny. Na listę strzelców po pięknym uderzeniu z woleja wpisał się Cody Gakpo, który tym samym dał prowadzenie Liverpoolowi. Zespół prowadzony przez Arne Slota nie zamierzał zwalniać i jeszcze w pierwszej połowie starał się podwyższyć prowadzenie. "The Reds" zdominowali bezradnych rywali, którzy nie wyglądali na drużynę będącą w stanie w niedzielne popołudnie nawiązać wyrównaną walkę z gospodarzami. Piłkarze Guardioli grali wolniej, często reagowali nerwowo i brakowało im konkretów w ofensywie. Mimo starań Liverpoolu wynik 1:0 nie uległ jednak zmianie do końca pierwszej połowy. Początek drugiej odsłony meczu w wykonaniu piłkarzy City był obiecujący, ale finalnie i tak to gospodarze kreowali lepsze sytuacje. W 52. minucie blisko podwyższenia prowadzenia był van Dijk, który główkował nad poprzeczką, kilka minut później swojej szansy poszukał Mohamed Salah. Egipcjanin zresztą raz po raz nękał defensywę "Obywateli" i mało brakowało, a w 64. minucie wykończyłby indywidualną akcję golem dla Liverpoolu. Cierpliwość "The Reds" w końcu została wynagrodzona - na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry sędzia podyktował rzut karny za faul Ortegi, a jedenastkę pewnie wykorzystał Salah. Wynik 2:0 dla gospodarzy nie uległ zmianie do końca spotkania. A to oznacza, że Manchester City na przełamanie fatalnej passy meczów bez kompletu punktów będzie musiał poczekać co najmniej do 4 grudnia, kiedy to podejmie Nottingham Forrest. Marciniak kasuje dwa gole w hicie dnia. Trwa fantastyczna passa mistrzów Polski